Bond jednorazowy

Chociaż szósta część przygód brytyjskiego szpiega nie jest dziełem wybitnym (jeśli w ogóle można ją nazwać dziełem), to sporo się o niej mówi. Jest to zasługa Australijczyka, odtwórcy głównej
Chociaż szósta część przygód brytyjskiego szpiega nie jest dziełem wybitnym (jeśli w ogóle można ją nazwać dziełem), to sporo się o niej mówi. Jest to zasługa Australijczyka, odtwórcy głównej roli - George’a Lazenby’ego. Zastąpił on jednorazowo Seana Connery’ego, który dwa lata później powrócił w roli Bonda w filmie „Diamenty są wieczne”. Nie są to jednak wszystkie zmiany. Jako główny czarny charakter zagrał Telly Savalas znany przede wszystkim z „Kojaka”, zastępując Donalda Pleasence’a. Tym razem agent 007 znajduje się w Portugalii, gdzie ratuje hrabinę Teresę, która, jak się później okazuje, jest córką znanego przestępcy. Ojciec boi się o jej losy i twierdzi, że potrzebuje ona mężczyzny przy swoim boku. Namawia więc Bonda do ślubu, w zamian podając przydatne informacje o Blofeldzie. Chociaż wydawać by się mogło, że małżeństwo nie będzie szczęśliwe, to jednak James zakochuje się w Tracy z wzajemnością... „W tajnej służbie Jej Królewskiej Mości” jest filmem przeciętnym, ale mimo to ogląda się go bardzo przyjemnie. Największym minusem tego obrazu jest scenariusz, w którym znajdują się niedociągnięcia, jak również po prostu naiwne fragmenty. Znów jest on oparty na powieści Iana Fleminga. Szósta część Bonda może denerwować też od strony technicznej. Wszystkie dynamiczne sceny pokazane są chaotycznie, niektóre nawet są specjalnie przyśpieszone. Podobnie jak w „Doktorze No” nie pojawia się tu piosenka w czołówce. Spotkałem się ze stwierdzeniem, że George Lazenby nie nadaje się do roli 007 i psuje cały film, gdyż jest bardziej modelem niż aktorem. Nie mogę się z tym zgodzić. Grę aktorską Australijczyka oceniam wysoko i wcale nie przeszkadza mi brak Seana Connery’ego. Podobać się może też Telly Savalas w roli Blofelda, chociaż według mnie wykreował on postać znacznie różniącą się od tej Donalda Pleasence’a, która była lepsza. Pozostali aktorzy zagrali bez zarzutu. Jak w każdej części przygód agenta Jej Królewskiej Mości bardzo mocnym punktem jest muzyka Johna Barry’ego. Film wyreżyserowany przez Petera R. Hunta nie jest typowym przedstawicielem serii. Agent 007 zakochuje się (jeden ze wspomnianych naiwnych fragmentów scenariusza) i bierze ślub. George Lazenby zagrał Bonda, który tak naprawdę był inny niż ten, którego znamy z innych odsłon. Nie jest to jednak wada ani zaleta tego obrazu, ale na pewno coś nowego, zaskakującego i oryginalnego. Ogólnie mówiąc, „W tajnej służbie Jej Królewskiej Mości” jest produkcją dość przeciętną. Według mnie nie sprawdza się ona jako kontynuacja serii i nie pasuje do niej. Z drugiej strony jednak jako film sensacyjny jest całkiem niezły. Jego oglądanie wcale się nie dłuży i jest całkiem przyjemne. Cóż, nie jest to obraz ambitny, ale mimo wszystko można po niego sięgnąć.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
W 1968 roku Sean Connery odrzucił propozycję zagrania po raz kolejny słynnego agenta 007. Producenci... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones