Budujemy nowy dom

W ciągu ostatnich kilku lat „Animal Crossing” stało się jedną z najsilniejszych marek Nintendo.  Po sporym sukcesie, jakim okazało się „New Leaf”, kolejna odsłona przeznaczona na handheldy była
"Animal Crossing: Happy Home Designer" - recenzja
W ciągu ostatnich kilku lat „Animal Crossing” stało się jedną z najsilniejszych marek Nintendo. Po sporym sukcesie, jakim okazało się „New Leaf”, kolejna odsłona przeznaczona na handheldy była jedynie kwestią czasu. Zaskoczeniem była jednak zmiana koncepcji: nowa gra zamiast kolejny raz symulować życie w zamieszkałej przez zwierzątka wiosce, opowiada o doli projektanta. „Happy Home Designer” jest więc produkcją skierowaną przede wszystkim do maniaków customizacji, którzy na przestawianiu mebelków i tapetowaniu swoich czterech kątów zjedli w „New Leaf” zęby. 



Zabawę rozpoczynamy od nauki projektowania wnętrz, by następnie, rozdział po rozdziale, uzyskiwać dostęp do kolejnych elementów, kończąc na architekturze zewnętrznej samego budynku. Nasz awatar napotka na drodze swojej kariery masę postaci znanych z poprzednich gier, a w dialogach uświadczymy sporo charakterystycznego dla serii lekkiego humoru, dzięki czemu nikt, kto „AC” zna i lubi, nie poczuje się w nowej grze obco. Z resztą, już miejsce naszego zatrudnienia sprawi, że odżyją wspomnienia – szefuje nam bowiem nie kto inny, jak stary lichwiarz Tom Nook.



Rozgrywka w “Animal Crossing: Happy Home Designer” rządzi się nowymi zasadami. Brak tutaj cyklu dobowego opartego na czasie rzeczywistym. Zamiast tego upływ dni wyznaczają zmiany, które dokonujemy w trakcie zarządzania danym projektem. Kiedy już wykonamy zaplanowane zmiany, zdajemy raport w naszym dzienniku, co jest zwieńczeniem dnia roboczego. Mechanika projektowania jest w „Animal Crossing: Happy Home Designer” naturalnym rozwinięciem tej znanej z serii. Obok opcji ręcznego przesuwania mebelków, mamy możliwość błyskawicznego lokowania ich na wyświetlonym na touchscreenie planie przy pomocy rysika, co znacznie usprawnia tempo prac. Analogicznie rozbudowano też pracę kamery, która teraz obraca się w pełnych 360 stopniach. 



Happy Home Designer” trzyma poziom oprawy typowy dla większości produkcji Nintendo: gra nie wyciska siódmych potów z konsolki, ale też nie razi. Do złudzenia przypomina też poprzednią odsłonę serii, „New Leaf”. Chociaż tego typu stagnacja zazwyczaj jest oznaką lenistwa twórców, tutaj skłonny jestem docenić ich konsekwencję. W małych detalach (jak dodane animacje przeciskania się postaci między meblami) widać serce włożone w przygotowanie warstwy wideo. Szczególnie ładnie prezentuje się implementacja trój wymiaru, który dodatkowo uplastycznia charakterystyczny styl wykonania. 

  

Poza dzieleniem się swoimi projektami ze światem niewiele jest niestety w „Happy Home Designer” elementów motywujących. Zleceniodawcy stawiają co prawda warunki, do których musimy się dostosować, jednak są one na tyle ogólne, że ich spełnienie ciężko uznać za jakiekolwiek wyzwanie. A kiedy już uwzględnimy w projekcie odpowiednie kolory lub wymagane meble, otrzymujemy gwarancję jego zatwierdzenia. Pieczołowite wykończenie wnętrza jest tu wyłącznie kwestią naszych ambicji, bo gra w zasadzie nie ocenia owoców naszej pracy ani pod względem estetyki, ani – co dziwi najbardziej – walorów użytkowych.

Brak twardo postawionych reguł oceny to największa bolączka “Happy Home Designer”. Rozumiem, że twórcy chcieli zostawić możliwie najwięcej pola dla kreatywnej wyobraźni, ale sprawili tym samym, że gra na nowo zmienia się w piaskownicę. Grywalność staje się czysto subiektywnym czynnikiem, zależnym w głównej mierze od wyobraźni i projektanckich zakusów grającego. I chociaż trudno w tej sytuacji rozliczyć nową odsłonę „Animal Crossing”, to ciężko też nie zauważyć, że twórcy nie zrobili wiele, by ułatwić szerszej rzeszy odbiorców kontakt z grą. Brakuje w tej układance czegoś, co spajałoby ją w kompletny produkt: bardziej rozbudowanego aspektu ekonomii, relacji z klientami czy charakterystycznego dla Nintendo eksperymentowania z rozgrywką. 



Happy Home Designer” jest produkcją skierowaną do dość wąskiego grona. Chociaż do ogólnego poziomu wykonania ciężko jest się przyczepić, to pozbawiona jasno określonych wyzwań i celów rozgrywka przekona do siebie jedynie tych, dla których projektowanie w „New Leaf” stanowiło chleb powszedni. Reszta zainteresowanych powinna podejść do tego tytułu ostrożnie. Chociaż projektowanie w „Happy Home Designer” sprawia z początku sporo radości, to przez swoją niezbyt urozmaiconą i wymagającą formułę gra zaczyna dość szybko nużyć.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones