Recenzja filmu

Wszyscy ludzie króla (2006)
Steven Zaillian
Sean Penn
Jude Law

Być politykiem

"Posłuchajcie mnie. Posłuchajcie. Wznieście oczy... I spójrzcie na błogosławioną i nieskazitelną prawdę: Jesteście wieśniakami i nikt nigdy nie pomógł wieśniakowi, z wyjątkiem innego wieśniaka.
"Posłuchajcie mnie. Posłuchajcie. Wznieście oczy... I spójrzcie na błogosławioną i nieskazitelną prawdę: Jesteście wieśniakami i nikt nigdy nie pomógł wieśniakowi, z wyjątkiem innego wieśniaka. Od was zależy, czy przygwoździcie tych pasożytów. Od was, ode mnie i od Boga. Przygwoździć każdego drania, który stanie pomiędzy wami a drogami, mostami, szkołami... i jedzeniem, którego potrzebujecie! Dajcie mi młotek, a sam to zrobię!" Przyznam szczerze, że kiedy usłyszałem tę przemowę, aż przeszły mnie dreszcze. A zasługa w tym przede wszystkim genialnego Seana Penna. Willie Stark, w którego się wcielił, to jeden z takich przypadków, kiedy aktor nie gra, tylko autentycznie staje się tą postacią. Laureat Oscara kompletnie mnie zaskoczył - myślałem, że po "21 gramach" czy "Rzece tajemnic" trudno mu będzie odciąć swój wizerunek od wyżej podanych filmów. Myliłem się. Jego gra oczyma, ciałem, postawa, gestykulacja, sposób zachowania są zupełnie inne od poprzednich dokonań. Penn absolutnie panuje na ekranie, tak że to na nim skupiamy największą uwagę. I choć tak naprawdę nigdy nie gra do końca pozytywnych postaci (tak jest i tym razem), niezbyt przyjaznych, to jednak zawsze powoduje, że losy jego bohaterów nas fascynują i wywołują prawdziwe współczucie, do tego stopnia, że zrobilibyśmy wszystko, aby nic mu się nie stało. Niewielu jest obecnie tak świetnych aktorów - Penn bez wątpienia się do nich zalicza. Ale po kolei. "Wszyscy ludzie króla" to remake dawnego "Gubernatora" z 1949 r., powstałego na kanwie powieści Roberta Penna Warrena. Reżyser Steven Zaillian (napisał scenariusz m.in. do "Listy Schindlera") jednak nie obejrzał oryginału, co wydaje się dobrym pomysłem, gdyż może uniknąć porównań z pierwowzorem i przedstawił swoją własną wizję historii Willie'ego Starka w oparciu o literaturę. Film opowiada życie polityka, który za namową wpływowych ludzi zgodził się startować na gubernatora małego południowego miasteczka amerykańskiego, aby zdobyć siłę prawdziwego przywódcy swojego miasta. W czasie tejże prezesury ulega różnym pokusom, przez co sam staję się skorumpowany podobnie jak ci, z którymi tak bardzo chciał walczyć. Pierwotnie premierę obrazu zaplanowano na grudzień 2005, co pozwoliłoby filmowi liczyć się w walce o Oscary, jednak gdy pojawiły się problemy związane z montażem i ścieżką ilustracyjną, przesunięto ją, dokładnie aż o rok. I chyba nie wyszło to temu dziełu na dobre, bo został całkowicie "obrzucony" fatalnymi i w większości negatywnymi recenzjami. Jak sam przyznał, wywołało to spory szok reżysera, który nie spodziewał się tak złego przyjęcia jego debiutu. Do tego przyszła klapa frekwencyjna, co chyba na dobre pokazało, że "All the King's Men" nie liczą się w tym roku w walce o najważniejsze nagrody. Moim zdaniem ta zła prasa jest przesadzona, ale skupmy się dalej na recenzji. Wspomniałem już o Pennie, pora więc poświęcić kilka słów na temat drugiego planu. Tam zdecydowanie jedną z najlepszych kreacji w swojej karierze rozegrał Jude Law. Wciela się on w przyjaciela, ale z drugiej strony też pracownika Starka. Jego Jack, widząc, że Willie pomału upada i pogrąża się coraz bardziej, chciałby wycofać się z tego biznesu, jednak ze względu na swoją lojalność i oddanie do gubernatora cały czas się waha, jak ma postąpić. Law umiejętnie ukazał problemy, udręki, a także pewne niezdecydowanie, jakie towarzyszą jemu bohaterowi. Ze względu na scenariusz mógł rozwinąć swoją postać, co samemu filmowi chyba nie wychodzi na dobre. W pewnym momencie wręcz zaczyna to być opowieść o Jacku, a nie Starku, który jest tu głównym bohaterem. Dalej równie dobra była Kate Winslet, która zagrała niezwykle tajemniczą i uwodzicielską ukochaną Lawa. James Gandolfini, Mark Ruffalo, Patricia Clarkson, a także żywa legenda kina - sir Anthony Hopkins uzupełniają obsadę obrazu Zailliana. Należy pochwalić każdego bez wyjątku, dzięki czemu "Wszyscy ludzie króla" należą do nielicznych, w której każda z wielkich gwiazd gra na wysokim poziomie. Niestety, film momentami jest bardzo nudny, wręcz usypiający. Akcji nie ma praktycznie żadnej, tempo jest wolne (czasami chyba za wolne), więc naprawdę z wielką uwagą i w należytym skupieniu należy go obejrzeć. Od kwestii technicznych dobre są zdjęcia polskiego operatora Pawła Edelmana, niezwykle mroczne i sugestywne, z montażu wyciąłbym kilka scen z Lawem, dzięki czemu "Wszyscy ludzie króla" nabraliby nieco większego przyspieszenia. Muzyka Hornera jest poprawna jako ścieżka ilustracyjna. Przypuszczam, że poza filmem trudno by się jej słuchało. Do tego zaskakujące zakończenie i świetne sceny przemówień, niezwykle podniosłe i świetnie mówione, ale to już zasługa geniuszu Penna.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
O tym, że polityka demoralizuje, wiemy wszyscy, jednak "Wszyscy ludzie króla" przypominają o tym w sposób... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones