Recenzja filmu

Cel wyższy (2002)
Alan Ari Lazar
John Light
Megan Dodds

Byle do celu

Alan Ari Lazar, wraz z zastępem anonimowych scenarzystów, w niezwykle prosty sposób dążą do określonych stanów w ich "Celu wyższym". Takie filmy przypominają mi tylko o tym, że twórcy filmowi
Alan Ari Lazar, wraz z zastępem anonimowych scenarzystów, w niezwykle prosty sposób dążą do określonych stanów w ich "Celu wyższym". Takie filmy przypominają mi tylko o tym, że twórcy filmowi mają zadanie łatwiejsze od Boga, bo w przeciwieństwie do niego, nie muszą przy swojej kreacji trzymać się logiki. To podstawowa wada tej produkcji. Zachowanie bohaterów jest sztuczne, wydarzenia umowne, a to powoduje, że cały film staje się niewiarygodny.

By idealnie zobrazować problem "Celu wyższego", można posłużyć się opisem fabularnym, ale należałoby go napisać tak: "główny bohater John Elias (John Light) studiuje coś tam. Wpada na jakiś tam pomysł zrewolucjonizowania Internetu, który ma przynieść mu miliony dolarów zysku. Z nieznanego powodu do spółki zaprasza Roberta (Jeffrey Donovan), który z jakiejś tam przyczyny od razu stara się doprowadzić do przejęcia firmy i jej bankructwa". W "Celu wyższym" większość rzeczy po prostu jakoś się dzieje. Czy ułożony i kochający swoją dziewczynę bohater ma ulec czarom prostytutki i jeszcze pozwolić ich umizgi nakręcić kamerą? Jeśli ma to doprowadzić do konkretnych konsekwencji fabularnych, to czemu nie? Czy jego zastępca ma bez konsultacji wydać tysiące dolarów na przemeblowanie biura i zmienić ot tak całą strategię firmy? Dwie linijki w scenariuszu i jest. Wystarczy dopisać. Poważna inwestorka ma się dać przekonać do lokaty kapitału tylko dlatego, że prezes i  wiceprezes wtargnęli do jej biura jak bydło? Pstryk i mamy. Przecież bohaterowie potrzebują pieniędzy na coś tam, a tak naprawdę to wiceprezes potrzebuje wspólnika do swoich konszachtów. A jeszcze tak naprawdę to chodzi o to, żeby główny bohater miał przerąbane.

"Cel wyższy" to historia bardzo grubymi nićmi szyta. Osobowość naszego bohatera przeczy zaś jego zachowaniu. W filmie jest taka scena, w której dwóch ambitnych informatyków rezygnuje z możliwości zarobienia miliona dolarów i postanawia "wrócić na studia". To idealnie pokazuje, jak Alan Ari Lazar zrobił ze swych bohaterów naczynia służące mu tylko do pchania scenariusza do przodu (w tym wypadku, do wykreowania sytuacji, w której John straci pakiet kontrolny nad firmą).

No dobrze. Skoro nie ma nic w treści, to może chociaż patrzenie na obrazki? Ładne zdjęcia, dobre aktorstwo, ciekawy montaż... Nic z tego. Brak w "Celu wyższym" czegokolwiek, co przyciągałoby wzrok. Brak choćby jednego ciętego dialogu, wyróżniających się postaci, zdjęć, klimatu. Osobiście, znalazłem w produkcji tylko jedną wartą uwagi scenę, która pochłonęła mnie tak jak magia najlepszych tytułów chłonie widza na salach kinowych. To śpiewana sekwencja występu w barze Megan Dodds z początku filmu. Oczywiście, to osobiste bo fan rocka niekoniecznie da się tu porwać, ale ja odnalazłem w niej kawałek niezwykłości, melancholii i odpłynąłem na chwilę w inny świat. I to był jedyny moment, w którym pomyślałem o "Celu wyższym" w pozytywnym kontekście.

"Cel wyższy" to słaby film. Ale gorsza od jego słabości jest jego nijakość. Trudno jest mi znaleźć kogokolwiek, komu mógłbym polecić ten film. Więc nie polecam nikomu.
1 10
Moja ocena:
3
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones