Recenzja filmu

Elegia (2008)
Isabel Coixet
Penélope Cruz
Ben Kingsley

Cielesne wątki komedi ludzkiej

Książki Philipa Rotha z trudem przekłada się na język filmu. Może dlatego, że skupiają się w większym stopniu na nastrojach, ideach i skomplikowanych bohaterach niż na konkretnych wątkach i
Książki Philipa Rotha z trudem przekłada się na język filmu. Może dlatego, że skupiają się w większym stopniu na nastrojach, ideach i skomplikowanych bohaterach niż na konkretnych wątkach i intrygach. Dobrym tego przykładem było "Piętno" - kiepska adaptacja i jeszcze gorszy film, w którym Anthonego Hopkinsa niefortunnie dobrali w parze z Nicole Kidman. Jednak "Elegia" hiszpańskiej reżyser Isabeli Coixet na podstawie książki "Konające Zwierze" Rotha można uznać za pierwszy wyjątek od tej reguły. Ironią jest to, że potrzeba było kobiety, aby przyzwoicie zekranizować książkę traktującą o wewnętrznych mechanizmach umysłu mężczyzny, często sprowadzającą wszystko do poziomu prostego pożądania. David Kepesh (Ben Kingsley) jest sześćdziesięcioparoletnim, cieszącym się uznaniem profesorem literatury i autorem popularnej audycji radiowej o książkach. Jest samotnikiem, który w przeszłości porzucił żonę i syna (uważał, że tak będzie uczciwie). To człowiek niezdolny do prawdziwej emocjonalnej więzi z drugą osobą, prowadzący liczne, szybkie romanse mające na celu zaspokojenie jego cielesnych potrzeb. Stara się tym samym odroczyć wyrok starości i usilnie podtrzymywać hasła seksualnej i obyczajowej wolności głoszone przez pokolenie '68, do którego się zalicza. Jednak ciężko byłoby nazwać Kepesha człowiekiem zgorzkniałym czy cynicznym. W pełni zdaje sobie sprawę z swojej niemożności nawiązania autentycznej więzi z drugą osobą. Ta wiedza daje mu poczucie swego rodzaju wyzwolenia, jednocześnie dodaje pewności, że wie, na czym stoi i nie stara się działać wbrew naturze ani oszukiwać siebie i innych. Jest też człowiekiem pełnym pasji, wykształconym, którego pogląd na świat można w dużej mierze odczytać z jego opinii na temat sztuki. A jednak jego relacje z otaczającymi go osobami tworzy niewypełnioną lukę, która do tej pory udawało mu się ignorować i tłumić. Dopiero pojawienie się na jego wykładach zmysłowej i posągowo pięknej Kubanki Konsueli (Penelope Cruz) stanie się początkiem nowego romansu, który niejedno odmieni w jego życiu i dotychczasowych poglądach na kontakty damsko-męskie. Ot, można by pomyśleć - typowy scenariusz na hollywoodzką opowiastkę, jak to wspaniała kobieta zmieniła egocentrycznego wapniaka. No właśnie nie do końca... Dla Kepesha kobiety, z którymi sypia, są jedynie obiektami pożądania. Nie uważa, by jego relacje z nimi mogłyby wykroczyć poza sferę czysto cielesną. Konsuela, będąca dla niego ideałem kobiecego piękna, uświadamia mu jego własną starość i przemijanie. Kepesh nie może pogodzić się z swoim wiekiem i sytuacją, w jakiej go to stawia. Zaczyna postrzegać starość jako przymusowe zejście na drugi plan. Dla niego utrata fizycznej atrakcyjności to utrata prawa bytu. Problem polega na tym, że, mimo iż się starzeje, nie jest jeszcze wystarczająco dojrzały, aby się z tym pogodzić. Prawdziwym zaskoczeniem jest więc dla niego fakt, że w Konsueli znalazł wreszcie osobę,  z którą chce żyć. Choć nie od razu zda sobie sprawę z tego, czy jest to autentyczne uczucie czy jedynie efekt "gówniarskiego zafascynowania cyckami". Na początku wraz ze swoim najlepszym przyjacielem Georgem O'Hearnem (Dennis Hopper) stara się obrócić swoją fascynacje Konsuelą w żart. Opisuje siebie samego jako "starca, który przy okazji nauczył ją nieco kultury". Ale jego uwielbienie dla cielesności dziewczyny przeradza się w obsesję spowodowaną świadomością , że dni jego fizycznej atrakcyjności są już za nim, oraz strachem przed tym, jak łakomy kąsek Konsuela stanowi dla młodszych od niego adoratorów. Jego zachowanie nie spotyka się z  aprobatą dziewczyny, której nie podoba się jego szczeniacka zazdrość oraz brak zaufania do niej. Szczególnie że uczucie, jakim go darzy, jest autentyczne. Niewątpliwym plusem "Elegii" jest to, że podaje, zdawałoby się, ograne motywy i klisze, zestawiając je ze sobą w sposób, który sprawia, że mimo wszystko mogą skłaniać do refleksji, jakbyśmy oglądali je po raz pierwszy. "Elegia" balansuje pomiędzy dramatem a typowym romansem, nie popadając w banał (co łatwe w tego typu filmach), jednocześnie stawiając poważne pytania na temat natury kontaktów  damsko-męskich i granic, jakie wytycza w nich nasza fizyczność. Roth był bardziej bezwzględny w swych obserwacjach na ten temat, Coixet natomiast stara się książkę nieco złagodzić, co wcale nie wychodzi filmowi na złe. Pomimo tego, że przez większość czasu "Elegia" zdaje się skupiać bardziej na ciele niż na umyśle, to jednak wnioski, jakie z tego płyną, są już dużo bardziej "duchowe". Sugestywna reżyseria Coixet momentami uchwyca prawdzie piękno, najprostszymi środkami filmowego przekazu, pokazując psychikę bohaterów. Film jest autentyczny w swoim przekazie. Nie stawia na tani sentymentalizm. Choć w moim osobistym odczuciu nie należy w żadnym wypadku traktować przedstawianych tu tez za odkrywcze. Filmowi pomaga również świetnie dobrana obsada. Przede wszystkim Ben Kingsley, który w wspaniały sposób przedstawia postać łączącą brak złudzeń z pasją i umiłowaniem do życia. Kingsley jest aktorem strasznie nierównym, który po zdobyciu swojego pierwszego Oscara uraczył nas serią ról "na odwal", a jednak w "Elegii" wraca do formy, dodając Kepeshowi energii i inteligencji, w czym na pewno pomaga też jego często samokrytyczny komentarz z za kadru. Sama Penelope Cruz mnie osobiście jakoś nie powaliła na kolana. Jest w każdym razie poprawna w swej roli, a pomimo znacznej różnicy wieku między nią a Kingsley'em widać jakąś tam chemię. Absolutnie rewelacyjna jest natomiast obsada drugoplanowa. Tu przede wszystkim Dennis Hopper jako George O'Hearn, najlepszy przyjaciel Davida, który od lat wysłuchuje opowieści o jego życiu osobistym, jednocześnie często go komentując, na co nawet Kepesh w swojej trzeźwej samoocenie nie jest w stanie się zebrać. A jednak "Elegia" ma niejednolity ton, momentami się dłuży. Jej odbiór jest w większej niż zwykle mierze uwarunkowany subiektywnym postrzeganiem danego tematu. Dla jednych "Elegia" może wydać się obrazem poważnym, podającym proste, lecz ważne życiowe prawdy, słusznie trafiając w sedno ludzkich relacji. Dla innych z kolei film może być jedynie przegadaną opowiastką o rzeczach prostych i oczywistych, nadmiernie próbującym nadać im odkrywczy, refleksyjny i niesamowicie życiowy ton, jakby na siłę próbował zasłużyć na swój tytuł. Szczerze mówiąc, pod koniec zaczynałem lekko chylić się ku tej drugiej grupie. To tak, jakby bezlitosne przesłanie Rotha zderzyło się z delikatnością i lekkim melodramatyzmem Coixet, tworząc interesujący kompromis, balansujący na granicy usposobień swoich twórców. Wy zdecydujcie czyja wizja jest bardziej przekonująca...
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Elegia to - za Wikipedią - utwór o treści poważnej, refleksyjny, utrzymany w tonie smutnego... czytaj więcej
Elegia – utwór o melancholijnym, nostalgicznym charakterze, wyrażający smutek. Porusza poważne, ... czytaj więcej
Co dzień budzisz się z nadzieją, że nic się nie zmieni. Że zawsze będziesz młody, piękny, ciekawy świata.... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones