Recenzja filmu

Moja łódź podwodna (2010)
Richard Ayoade
Noah Taylor
Paddy Considine

Cudowne lata burzy i naporu

Czy można dzisiaj nakręcić film o nastolatkach, które nie są wampirami, czarodziejami ani odmłodzonymi wersjami bohaterów "Seksu w wielkim mieście" i nie popaść przy okazji w jakiś oklepany
Czy można dzisiaj nakręcić film o nastolatkach, które nie są wampirami, czarodziejami ani odmłodzonymi wersjami bohaterów "Seksu w wielkim mieście" i nie popaść przy okazji w jakiś oklepany banał? Ano można, i to z klasą. "Moja łódź podwodna" to opowieść o tym, jak wygląda dorastanie, gdy jest się niedopasowanym, nieco naiwnym dziwolągiem o wielce rozbuchanej wyobraźni.

Młodzieńczy bunt Olivera (Craig Roberts) jest naznaczony piętnem nadmiernej egzaltacji i narcystycznej autorefleksji. Bohater filmu Richarda Ayoade'a doskonale wpisuje się w mit odklejonego od rzeczywistości outsidera, bystrego i wrażliwego, nijak nie pasującego do rozwydrzonego światka licealnych hulaków i zadziorów.

Ayoade bardzo zmyślnie stworzył postać Olivera. Nie skąpiąc mu licznych wad, z przemądrzałością i obsesyjnym rozkładaniem każdej sytuacji na czynniki pierwsze na czele, obdarował go jednocześnie jakąś niezwykle rozczulającą naiwnością i niewinnością. Taki zestaw bezczelnie rozbraja i zmusza do wspominkowej wędrówki do lat "burzy i naporu", czasu odkrywania, poznawania i doświadczania. To jak przeglądanie albumu z polaroidami, klisz ze zdjęciami z pierwszych imprez. Nie oglądamy naturalistycznie brutalnej opowieści o brudzie dojrzewania, jak np. w "Dzieciakach". "Moja łódź podwodna" ma w sobie baśniowy pierwiastek. To obraz miejscami mocno odrealniony i nasączony teatralizacją, przywołujący skojarzenia z klipem Smashing Pumpkins "1979" i fotografiami Ryana McGinleya. Mimo że u Ayoade'a wszystko jest zdecydowanie bardziej uładzone i brak u niego tej bezpretensjonalnej zadziorności, co w tamtych dwóch przypadkach, łączy go z nimi piętno jakiejś niezdefiniowanej melancholii, tęsknoty za czymś nieuchwytnym, za czymś, co już bezpowrotnie odeszło.

Potyczki Olivera z resztą świata są uroczo pokręcone, podobnie jak osobliwa galeria postaci, które mniej lub bardziej aktywnie w nich uczestniczą. Zblazowana i, równie jak sam bohater, wyoutowana miłość Olivera, Jordana (Yasmin Paige), zawieszeni w totalnie abstrakcyjnej czasoprzestrzeni rodzice (rozklekotana emocjonalnie Sally Hawkins i Noah Taylor, czyli uosobienie pogodnej rezygnacji), czy mroczny sąsiad, parający się tanim showmańskim mistycyzmem dla nieudaczników (błyskotliwie tandetny Paddy Considine).

Tym, co odróżnia tę historię od wielu jej podobnych opowieści o cierpiących katusze dorastania odmieńcach, jest krytyczno-ironiczne spojrzenie reżysera. Oliver dostaje od Ayoade'a, może nie do końca tradycyjną, ale jednak szkołę życia. Zgarnia bęcki, przyjmuje na klatę niepowodzenia i szykany, doświadcza licznych rozczarowań, zarówno pierwszą miłością, jak i własną rodziną, lecz przede wszystkim - sobą samym. W zamian zaś nie otrzymuje wcale klasycznego happy endu.

My natomiast dostajemy niewymuszenie zabawną i wcale nie głupią opowieść ze świetną narracją i rewelacyjnymi zdjęciami. Niby mainstream, a jednak na pohybel ostentacyjnej komercji…
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Jest młody, ładny, oczytany – jest mu źle. Kocha Jordanę (Yasmin Paige), a ona go nie. Poza tym nikt go... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones