Recenzja filmu

Piksele (2009)
Jacek Lusiński
Olga Bołądź

Cyfrowy styl życia

Kupuję absurdalne przygody Japończyka i jego opiekuna oraz opowieść o dwóch drabach próbujących obrabować emerytkę – są najdowcipniejsze i najmniej "oklepane" z całego zestawu.
Współczesny świat pikselami stoi, o czym jako osobnik piszący do Internetu wiem aż za dobrze. Na każde słowo w recenzji, którą teraz czytacie, składają się dziesiątki (jeśli nie setki) wyświetlających się na monitorze malutkich kropeczek. Debiutancki film Jacka Lusińskiego, zgodnie z tytułem, również stworzony jest z punkcików – nowel. Dopiero gdy połączy się je w całość, będzie można dostrzec ambitny zamysł reżysera, który postanowił sporządzić satyryczny Polaków portret własny.

Jacy więc jesteśmy? Z pewnością sfrustrowani niczym młody mężczyzna (Barglik), zmuszony przez swojego szefa do eskortowania bogatego japońskiego przemysłowca w trakcie nocnej wycieczki po Warszawie. W tym samym czasie ciężarna żona bohatera musi sama stawić czoła niedogodnościom związanym ze zbliżającym się porodem.

Polacy bywają też cyniczni i podli. Reporterka tabloidu (Cieślak) robi z ukrycia zdjęcia gwiazdom, a potem dopisuje do nich mijający się z prawdą komentarz. W manipulacji czytelnikami dzielnie wspiera ją redaktor naczelny, który żąda sensacyjnych artykułów zrozumiałych nawet dla półanalfabetów. Słowa typu "kontaminacja" nie przejdą.

Lusiński nie jest jednak czarnowidzem. Dostrzega pozytywne cechy naszego narodu: tolerancję (tutaj spierałbym się z nim), patriotyzm (nie szowinizm czy nacjonalizm) oraz empatię. Za wszelką cenę stara się również udowodnić, że starzy i młodzi mogą znaleźć ze sobą wspólny język. Nowoczesność nie wyklucza u niego szacunku dla tradycji i na odwrót. Oto babcia (Klejdysz) wyglądająca na członkinię koła różańcowego wiadomego radia błogosławi młodym lesbijkom, zamiast rzucić się na nie z krucyfiksem i wodą święconą. Starszej pani udaje się również dogadać z grubym dresiarzem o ksywie Pasztet, który podobnie jak ona jest zapalonym miłośnikiem szybkich samochodów.

Niestety, nie wszystkie pomysły reżysera wypalają. Idea ataku na brukowce żerujące na najniższych instynktach wydaje się równie świeża co koszula noszona przez pół dnia w upalny dzień. Z kolei historia ducha prześladującego swoją wnuczkę nie jest ani wystarczająco straszna, ani zabawna. Kupuję za to absurdalne przygody wspomnianego już Japończyka i jego opiekuna oraz opowieść o dwóch drabach próbujących obrabować emerytkę – są najdowcipniejsze i najmniej "oklepane" z całego zestawu.

Spoiwem wszystkich nowel jest w "Pikselach" telefon komórkowy – wielofunkcyjny symbol naszych czasów. Trafia on z rąk z rąk niczym bressonowski pieniądz. Czasem staje się przyczyną nieszczęść, a kiedy indziej okazuje się talizmanem i użytecznym narzędziem. Twórcom służy zaś jako pretekst do zabawy efektami komputerowymi. Jak dla mnie, za dużo w tym taniego efekciarstwa, ale skoro film ma trafić do szerokiej publiczności, to musi być "fajny" i błyszczący niczym modelka z okładki. W sumie przyzwoita rozrywka.
1 10
Moja ocena:
5
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones