Recenzja filmu

Cyrulik syberyjski (1998)
Nikita Michałkow
Julia Ormond
Oleg Menshikov

Cyrulik Syberyjski

Nikita Michałkow postanowił zrobić film o tym, jak sto lat temu piękna Amerykanka zakochała się w junkrze gwardii cara Aleksandra III. Oczywiście, film taki można sobie było wyobrazić na bardzo
Nikita Michałkow postanowił zrobić film o tym, jak sto lat temu piękna Amerykanka zakochała się w junkrze gwardii cara Aleksandra III. Oczywiście, film taki można sobie było wyobrazić na bardzo różne sposoby. Decyzje, które podjął Michałkow, ułożyły się w imperatyw: zrobić rosyjskie "Przeminęło z wiatrem", nostalgicznie rozmarzone minionym pięknem i szeroko otwarte na eksport. Logicznie wynikały z tego kolejno: niesłychany w Rosji budżet 45 mln dolarów; wstęp i zakończenie ulokowane w Massachusets (by pokazać obóz US Army i sierżanta niewiedzącego, kto to Mozart); projekcja trwająca trzy godziny; udział anglosaskiej gwiazdy Julii Ormond; junkier Andriej Tołstoj (ale nie z tych), który świetnie mówi po amerykańsku, a jeszcze lepiej śpiewa po włosku. A przede wszystkim ta wspaniała, barwna Matuszka Rossija wypucowanych posadzek i złoconych stiuków, a bez choćby jednego kawałka odpadającego tynku. Ja to piszę bez ironii, która tak szeroko rozlała się na łamy prasy moskiewskiej i petersburskiej, jak o tym doniosła Jelena Stiszowa ("Kino" 11/1999). Michałkow miał wszelkie prawo do poczynienia takich założeń wstępnych, choć istotnie odbiegają one na milę od założeń, które poczynił sobie przed "Spalonymi słońcem". Powstał film, który oglądałem z niekłamanym zainteresowaniem i uznaniem dla pewności reżyserskiej ręki. Zastanawiałem się jedynie, czy w zamiarach twórcy dominowała chęć ofiarowania światu malowniczego widowiska o hollywoodzkiej strukturze, czy raczej chęć zrekompensowania widzowi rosyjskiemu już utraconego poczucia mocarstwowości i nie zdobytego jeszcze materialnego dobrobytu. Kluczową sceną dla mnie jest długa sekwencja, bez której akcja dramatyczna filmu mogła się zdecydowanie obejść: musztry gwardii przed carem na dziedzińcu przed słynną Granowitą Pałatą Kremla. Scena ta, pod tytułem "Moc i Majestat", została ukoronowana kreacją samego reżysera, grającego Aleksandra III w odtworzonym do ostatniej sprzączki galowym mundurze. Dlaczego właściwie miałby sobie odmawiać ucieleśnienia tamtej minionej wielkości i nieprzedawnionego okrzyku "Kochajcie rosyjskiego żołnierza!"? Przecież nie spodziewaliśmy się, idąc na film, że romans tytułowego cyrulika będzie pretekstem do krytycznej dysertacji socjalnej o wczesnej fazie kapitalizmu w Rosji. Zatem emocjonującemu się akcją miłosną tego przyjemnego spektaklu już tylko na marginesach świadomości plątała się myśl, że Moc i Majestat za Aleksandra gruntowały się między innymi na nieobecności pewnych państw na mapie Europy. Michałkow nadał całości jednolitą tonację, pogodnie żartobliwą, której nie zakłóca niezbędny dramaturgicznie wątek terrorystyczno-katorżniczy. Mitem dla "Cyrulika" mogło się stać powiedzenie Talleyranda: "kto nie żył przed rewolucją, ten nie wie, co to przyjemność życia". Ale tutaj ta sama myśl brzmi optymistyczniej niż u księcia Benewentu. Jego rodacy żyją PO rewolucji. Przyjemność życia, być może, przed nimi. Więc na zadatek ta sympatyczna para, dobrze przez reżysera dobrana: Julia Ormond i Oleg Menshikov. Zwłaszcza ona. Ormond dobrze sobie radzi ze spłoszonym zainteresowaniem Rosją mieszkanki Chicago, która oczekiwała białych niedźwiedzi na ulicach Moskwy. Menshikov z gracją nosi granatowy mundur z czerwonymi epoletami i jest nieoceniony, gdy odstaje koszarową karę na jednej nodze. Pomysłodawca i współscenarzysta Michałkow mógł naturalnie znacznie więcej wykrzesać z różnic cywilizacyjnych pary bohaterów. Ale nie uznał za stosowne. Nie robił filmu o Rosji i Ameryce. Zrobił film o Rosji. Zwracają uwagę uwrażliwione na porę roku i dnia zdjęcia Pawła Lebieszewa, efektownie komponującego ujęcia w głąb i faworyzującego ruch wzdłuż osi obiektywu. Właśnie te zdjęcia wspomogły znacząco zamysł reżysera, by widowisko dawało satysfakcję widzom spragnionym potwierdzenia, że Rosja - to brzmi dumnie. Szkoda jedynie, że operator nie zadbał skuteczniej o fotograficzne zróżnicowanie akcji rosyjskiej z 1885 i amerykańskiej z 1905 roku. Czy rzeczywiście, jak głosi plotka, car Michałkow zabrał pieniądze połowie innych filmów rosyjskich, które miały powstać i nie powstały? To nie jest pewne. Pewne jest natomiast, że "Cyrulik syberyjski" pobił rekord kasowy "Titanika", najbardziej w Rosji wyśrubowany od rozpadu ZSRR. Ja się temu nie dziwię.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Uwodzi nas feeria obrazów, żenuje podkreślanie, że rosyjska wierność i dzielność nie mają sobie równych... czytaj więcej
Piotr Wojciechowski

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones