Recenzja filmu

Szukając siebie (2000)
Gus Van Sant
Rob Brown
Sean Connery

Człowiek, który chciał być pisarzem

Widz, który obejrzał już w życiu parę filmów, chyba nie będzie mógł się odnaleźć na projekcji <a class="text" href="fbinfo.xml?aa=5604"><b>"Szukając siebie"</b></a> <a class="text"
Widz, który obejrzał już w życiu parę filmów, chyba nie będzie mógł się odnaleźć na projekcji "Szukając siebie" Gusa Van Santa - tak jak twórcy nie zdołali odnaleźć oryginalnego pomysłu i sposobu realizacji. Nie można bowiem oprzeć się wrażeniu, że film został nakręcony po to, by złośliwi recenzenci mogli znowu pastwić się nad kolejną hollywoodzką produkcją. "Sztampa" - to słowo przychodzi do głowy przez cały czas trwania projekcji i jest kluczem do tej recenzji. Z drugiej strony, gdyby nie takie filmy, to czego mielibyśmy się czepiać? Jak można by wówczas wyłapać obrazy wzlatujące ponad przeciętność, gdyby tej przeciętności zabrakło? Co ciekawe: film został nakręcony na podstawie debiutanckiego scenariusza Mike`a Richa, który wygrał konkurs sponsorowany przez Amerykańską Akademię Filmową. Rich pokonał 4.500 konkurentów - można by się więc spodziewać, że zaproponuje coś naprawdę świeżego. Tymczasem jego historia składa się z samych znanych elementów, oklepanych jak bajka o Kopciuszku. Mamy zatem do czynienia ze starym, zgryźliwym pisarzem, który wybrał sobie żywot samotnika i odciął się od świata za oknem; spotykamy też młodego chłopaka, utalentowanego, lecz "źle urodzonego"; gotowego do buntu przeciw układom (zawistny profesor). I w końcu, kiedy rozwija się między nimi relacja nauczyciel-uczeń, dochodzi do transakcji "coś za coś": pisarz udziela podopiecznemu lekcji, ale i sam czegoś się od niego uczy. To zamiłowanie twórców do "powtórek z rozrywki" wkracza nawet w sferę muzyki - nie chodzi mi oczywiście o rap, który zawsze brzmi tak samo, ale o fragmenty, które wydają się żywcem przeniesione z innego filmu ("Prawdziwy romans"?). Szesnastoletni czarnoskóry Jamal Wallace (Rob Brown) z Bronxu jest zdolnym uczniem i miłośnikiem książek - na swym koncie ma też własne próby literackie. W szkole woli jednak uchodzić za przeciętniaka i ukrywa swoje pasje, poświęcając się innemu zajęciu - koszykówce (też jest w tym dobry). Grających na boisku chłopców podgląda z okna tajemnicza postać - mężczyzna, o którym krążą straszne historie (wariat? złoczyńca?). Podpuszczony przez kolegów Jamal chce udowodnić swą odwagę i nocą wkrada się do tajemniczego mieszkania. Właściciel nakrywa go na buszowaniu wśród swoich rzeczy, ale chłopak ucieka - zostawia tylko plecak z zeszytami pełnymi młodzieńczej twórczości. Następnego dnia plecak zostaje wyrzucony z okna, a Jamal znajduje w swych opowiadaniach pełno uwag - zarówno pochlebnych, jak i krytycznych. Tajemniczym mężczyzną okazuje się William Forrester (Sean Connery) - wielki pisarz jednej powieści, który po olbrzymim sukcesie sprzed czterdziestu lat wycofał się z życia publicznego. Teraz w osobie Jamala odnajduje ucznia, któremu może przekazać część swej wiedzy i wprowadzić go w pisarskie arkana - tym bardziej, że chłopak po świetnie zdanych testach zostaje przyjęty do ekskluzywnej szkoły na Manhattanie. Film "Szukając siebie" opowiada historię szesnastolatka i publiczność w takim właśnie wieku powinna go oglądać. Film niesie bowiem optymistyczne przesłanie oraz sporą dawkę pozytywnych wartości - na tle przeciętnych produkcji kina akcji stanowiłby pewną odmianę i mógłby być źródłem pewnych przemyśleń. Ale - powtarzam - może się to sprawdzić tylko w przypadku młodzieży w wieku gimnazjalnym. Starsza zna już te numery, Brunner! Gus Van Sant zrobił wcześniej film o geniuszu matematycznym - "Buntownika z wyboru" z Mattem Damonem. Teraz więc, dla równowagi, wziął się za humanistę. Żeby było śmieszniej, Matt Damon pojawia się w epizodycznej roli na samym końcu filmu - czy ma to być łącznik między dwiema historiami, czy po prostu reżyser mruga do nas okiem, mówiąc: "hej, znowu zrobiłem hollywoodzką bajeczkę, a wy znowu daliście się podejść"? Żeby nie przesadzić z krytyką, trzeba też przyznać, że film "Szukając siebie" ma swoje atuty. Należy do nich przede wszystkim aktorstwo. O umiejętnościach Seana Connery`ego nie trzeba chyba nikogo przekonywać, jednak równie dobrze spisał się debiutant Rob Brown, zaangażowany "z łapanki". Jak sam mówi - znalazł ulotkę o castingu, a ponieważ był w odpowiednim wieku, nieźle grał w kosza i miał niezapłacone rachunki za komórkę, poszedł na zdjęcia próbne, z cichą nadzieją na rolę statysty i... wygrał. Film ma swoje momenty: kilka razy można się szczerze uśmiać, cała historia nawet daje się oglądać - wszystko jednak psuje nieznośna przewidywalność zdarzeń. Twórcom można także zarzucić przesadne odwoływanie się do przypadku - nawet w takiej bajce jest to nadużyciem. Fakt, iż do mieszkania pisarza wkrada się akurat Jamal można jeszcze zaakceptować. Jednak to, że ma ze sobą plecak pełen zeszytów z własną twórczością i że go tam zostawia to już przesada - a później okazuje się jeszcze, że zarówno przyjaciółka z nowej szkoły, jak i profesor literatury są akurat miłośnikami Forrestera! Miesiąc przed obrazem Gusa Van Santa wszedł do kin film "Cudowni chłopcy" - wygląda na to, że Amerykanie pokochali ostatnio starych pisarzy i ich problemy. O ile jednak obaj aktorzy wcielający się w postacie mistrzów: Michael Douglas i Sean Connery, zasługują na uznanie, to różnica między filmami jest spora - niestety na niekorzyść "Szukając siebie".
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
P i s a r z to ponoć najsamotniejszy zawód świata. Ów pogląd zdaje się podzielać Gus Van Sant. Podzielać... czytaj więcej