Recenzja filmu

Historia Roja (2016)
Jerzy Zalewski

Cześć i chwała bohaterom!

Żołnierze wyklęci to na pewno wdzięczny i dobry temat na całą serię filmów. Omawiany obraz jako pierwszy w fabularnym kinie mainstreamowym poruszył ten wątek, skupiając się na postaci tytułowego
Dzieje Polski skomplikowane i niejasne są. W kraju, gdzie winnych nigdy nie rozliczono, a zbrodniarzom zgotowano nagrodę zamiast kary, kino umiejętnie wpisuje się w trend pozornie rozliczeniowy. Stąd zamiast potępiać zdrajców filmowcy starają się ich zrozumieć i uczłowieczyć. Nie tym razem. Na polu bezpiecznego asekuranctwa zdecydowanie wyróżnia się "Historia Roja", której reżyser postanowił nie brać jeńców i nakręcić kino, jakiego się w Polsce nie tworzy.

Żołnierze wyklęci to na pewno wdzięczny i dobry temat na całą serię filmów. Omawiany obraz jako pierwszy w fabularnym kinie mainstreamowym poruszył ten wątek, skupiając się na postaci tytułowego żołnierza, Mieczysława "Roja" Dziemieszkiewicza, jednocześnie używając jego historii jako paraboli dla całego zjawiska partyzanckiego wojska, które nie dało sobie wmówić, że okupacja to wolność i walczyło do końca, nawet gdy nie widać było szans na wygraną. Reżyser upakował pierwszy jak i drugi plan grupą historycznych postaci, chcąc tym samym oddać im hołd, przez co może traci czasem z oczu najważniejszy wątek i zbacza na drugorzędne motywy, które nie zostały dostatecznie rozbudowane, lecz finalnie pozostaje wierny jednej opowieści o poświęceniu, męstwie i bohaterstwie, która składa się na spójną całość niczym w porządnym biograficznym filmie.

Wszyscy ci krytycy, którzy tak umiejętnie odnajdują sens w bełkotliwych, technicznie dopieszczonych i polukrowanych poprawnością polityczną dramatach psychologicznych dziwnym trafem nie potrafią zrozumieć prostego jak cep i bezwzględnie surowego filmu wojennego, jakim jest "Historia Roja". W żadnym razie nie mamy tu do czynienia z produkcją chaotyczną. Jak podręcznik filmoróbstwa nakazuje, fabuła wpierw opisuje realia, w których dzieje się akcja, później stopniowo wprowadza głównego bohatera, by od połowy na nim oprzeć całość ekranowych wydarzeń. Dodatkowo, wraz ze znaczeniem swojej roli udanie pod względem aktorskim rośnie odtwórca głównej postaci. Krzysztof Zalewski-Brejdygant z początku budzi lekki uśmiech i irytację, ale z czasem przekonuje swoją kreacją, przedstawiając chwytające za serce monologi i udanie wyrastając na przywódcę, wśród wielu wspaniałych aktorów.


Może zresztą liberalną widownię boleć fakt, że nie zobaczy na ekranie gwiazdek seriali czy tvnowskich hitów. Nikt za nimi płakać jednak nie będzie, bo aktorstwo tu stoi na naprawdę zadowalającym poziomie. Mariusz Bonaszewski, Jerzy Światłoń i Marcin Kwaśny to tylko nieliczne przykłady aktorów, którzy błyszczą w swoich rolach. Wszyscy oni mają oczywiście pewną teatralną manierę oraz zamiłowanie do częstych przemówień, jednak biorąc pod uwagę epokę oraz przedstawione realia wszystkie te nieco przeszarżowane środki zwyczajnie się wpasowują i nie drażnią.

Zresztą z początku film faktycznie może się wydawać swoistym amatorskim partactwem i przez pierwsze pół godziny seansu niczym lewak z krwi i kości zacierałem ręce na samą myśl, jak równo z glebą objadę "Historię Roja". Aczkolwiek te same elementy: mocne słowa, ostre akcje i pełna powaga, reżyser forsuje z taką intensywnością, iż szybko zaczynają działać. Zwyczajnie polski widz nie jest przyzwyczajony do takiego sposobu kręcenia filmów, co nie znaczy, iż nie jest on atrakcyjny. W przeciwieństwie do 99% polskiego kina historycznego Jerzy Zalewski nakręcił swój obraz z werwą, pasją i energią większą nawet niż w nomen omen też przyzwoitym "Mieście 44". Z racji tego, iż nie dysponował odpowiednim budżetem, nie wszystko zawsze się udało, ale głównie dlatego, iż reżyser/scenarzysta nie poszedł na łatwiznę.



Nie ma tu za dużo przysłowiowych "gadających głów". Materiał, który sprawdziłby się jako przegadany teatr telewizji Zalewski faktycznie zamienił na prawdziwe kino akcji. "Historia Roja" zawiera wiele strzelanin i wybuchów, które raz wypadają lepiej, a raz gorzej, ale ostatecznie przekładają się na bardzo dynamiczną produkcję, gdzie seans to czysta przyjemność. Od strony technicznej to poziom wciąż wyższy niż chociażby niesłusznie wychwalana "Karbala".

Ale ostateczna różnica leży w warstwie merytorycznej. Niczym Quentin Tarantino reżyser intensyfikuje przemoc do przesadnych rozmiarów, pozostając aczkolwiek cały czas w realistycznych klimatach, nie odcinając poważnego bagażu emocjonalnego. Dotychczas chyba jedynie w "80 milionach" tak bezpośrednio i z pasją opowiadano o historii Polski. Mimo tragizmu ukazanych wydarzeń bohaterowie pozostają ludźmi z krwi i kości ze swoimi radościami i nadziejami, a nie tylko męczeńskimi marzeniami. Zwątpienie pojawia się często. Bzdurą totalną jest, iż film stronniczo ukazuje wydarzenia historyczne. Doskonale zarysowano zmęczenie wojną w społeczeństwie polskim i stopniowy marazm, który dopadał ludzi, a z którego najwyraźniej wielu nie przebudziło się jeszcze do dziś. Mimo to, jasno nakreślono strony konfliktu, co adekwatnie odpowiada przedstawionym czasom i czyni całość jeszcze bardziej intrygującą.



Niektórzy nie chcą mieszać polityki do filmu. W przypadku tej produkcji nie ma takiej opcji. To nie jedynie wymówka do wcinania popcornu, lecz przypomnienie. Przypomnienie o tym, że nie musimy przepraszać, korzyć się i kłaniać innym narodom, lecz możemy zwyczajnie być dumni z własnej historii i niezłomnie zachowywać swoją tożsamość. Bez dwóch zdań taka produkcja powinna reprezentować Polskę. Cześć i chwała bohaterom.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Przyznam szczerze: nie ma drugiego polskiego filmu, na który czekałem równie mocno jak na "Historię... czytaj więcej