Recenzja filmu

Dom przy Rillington Place 10 (1971)
Richard Fleischer
Richard Attenborough
John Hurt

Czy ktokolwiek by go podejrzewał?

Rok 1944. Londyn, późny wieczór. Słychać stukot kobiecych obcasów o bruk. Elegancko ubrana kobieta oświetla okoliczne domy latarką, wyraźnie szuka odpowiedniego domu. Po chwili kieruje się do
Rok 1944. Londyn, późny wieczór. Słychać stukot kobiecych obcasów o bruk. Elegancko ubrana kobieta oświetla okoliczne domy latarką, wyraźnie szuka odpowiedniego domu. Po chwili kieruje się do domu numer 10, przy Rillington Place. Dookoła słychać żałosne wycie syren alarmowych. Snop światła pada na stare drewniane drzwi, kobieta wciska dzwonek. Przez okno wygląda na ulicę niezauważony przez kobietę mężczyzna, ukrywający swą twarz za ciężką kotarą. Przygląda się nieznajomej badawczym spojrzeniem zza grubych szkieł. Po dłuższej chwili otwiera drzwi i zaprasza ją na filiżankę kawy, z szerokim uśmiechem na ustach. Coś jednak jest nie tak... I widz czuje, że Dom przy Rillington Place 10 do normalnych nie należy.

Głównym "bohaterem" (antybohaterem?) jest John Reginald Christie, były lekarz polowy. Żyje w piętrowym domu razem z żoną, zaniedbaną gospodynią o wiecznie rozbieganym wzroku. Christie to bardzo cichy człowiek. Odwiedza go wielu chorych, szczególnie chętnie kobiety, jest bowiem bardzo przyjemnym w obyciu gentlemanem, wysłuchującym cierpliwie kłopotów pacjentek - czy to zdrowotnych, czy to czysto prywatnych... To zjednuje mu dużą sympatię otoczenia. Pewnego dnia do jego domu przy Rillington Place 10 przybywa młoda para z dzieckiem. Wynajmują pokój u gospodarza. Młoda dziewczyna, Beryl, nie jest jednak zadowolona z nowego nabytku, nie podoba się jej gospodarz. Mąż Beryl, Timothy Evans (świetnie grany przez Johna Hurta) bagatelizuje sprawę. To pierwszy błąd jaki popełnia...
"Dom przy Rillington Place 10" jest bardzo oszczędnym, ale trzymającym w napięciu studium psychiki seryjnego mordercy i gwałciciela. Widz niejednokrotnie będzie czuć narastający strach, bądź poczucie beznadziei. Bo ten film to nie sztampowy kryminał z happy endem. Nie. Tutaj morderca triumfuje, podczas gdy jego ofiary leżą pogrzebane w ziemi. Nie ma miejsca na optymistyczne zwroty akcji. Dzięki temu realizm jest ogromny. Zwłaszcza, że to po części film biograficzny - na podstawie faktycznych wydarzeń, jakie miały miejsce w domu pana Christie. Ponadto zdjęcia były kręcone w tym samym miejscu, gdzie przed laty mieszkał sam morderca.

Film Richarda Fleischera nakręcono dawno temu, w 1971 roku, lecz nie ujmuje mu to w żadnym wypadku. Moim zdaniem przewyższa wiele współczesnych filmów tego gatunku - realizmem, prostotą, dobrze dobraną obsadą i przede wszystkim, świetnym scenariuszem. Warto wspomnieć o nastrojowej, ponurej muzyce Johna Dankwortha, potęgującej poczucie strachu widza. Powojenny Londyn wygląda nadzwyczaj smętnie, co prawda akcja dzieje się głównie w domu Christie, ale i tam widać pewną obskurność wnętrz, brud, zatuszowany niezręcznie porcelanowymi naczyniami albo haftowanymi chusteczkami.

"Dom przy Rillington Place 10" to bardzo dobrze zrealizowany film z "klasą". Jest elegancki, nienachalny, prowokuje widza do myślenia. Aktorzy zostali perfekcyjnie dobrani do swoich ról. John Hurt jako zagubiony w Londynie młody, nieporadny ojciec, gotów jednak bronić swej kobiety za wszelką cenę, Richard Attenborough - małomówny morderca - gwałciciel, istna bestia o dwóch twarzach... A pomiędzy nimi piękna Judy Geeson, odtwarzająca rolę Beryl. Czy nie brzmi to jak zapowiedź dobrego filmu?

Polecam wszystkim, którzy mają dość kinowych superprodukcji, a wolą nacieszyć się naprawdę dobrym, niepokojącym umysł kinem.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones