Recenzja filmu

Misiaczek (2012)
Mads Matthiesen
Kim Kold
Elsebeth Steentoft

Czy te mięśnie mogą kłamać?

"Misiaczek" niewiele ma wspólnego z realiami, za to wiele ze światem marzeń. Dzięki takim filmom jak dzieło Matthiesena wiara, że sny mogą się spełniać, pozostaje żywa.
Gdyby nie było Skandynawów, trzeba by ich było wymyślić. Bez nich kino byłoby bowiem o wiele nudniejsze. Najlepszym tego przykładem jest duński "Misiaczek" – przewrotna opowieść o miłości, synowsko-matczynej więzi i seks-turystyce.

Bohaterem filmu jest potężny Dennis. Facet pakuje na siłowni godzinami, rozwijając masywną muskulaturę w złudnej nadziei, że da mu to siłę, by uniezależnić się od matki. Ta drobniutka kobiecina komenderuje Dennisem z równą łatwością, co on podnosi 50-kilogramowe ciężary. Mężczyzna, mimo że ma już swoje lata, wciąż mieszka z rodzicielką, a kontakty z kobietami ma przelotne i żenująco niesatysfakcjonujące. W pewnym momencie pojawia się wuj z piękną Tajką u boku. I Dennis doznaje olśnienia: może tak pojechać do Tajlandii i znaleźć sobie tam żonę?

Reżyser Mads Matthiesen zabiera nas w głąb mrocznych obszarów ludzkiej psychiki. Toksyczne związki, emocjonalne dyktatury, zakompleksione jednostki, które wyimaginowane niedostatki kompensują sobie na siłowni – galeria smutnych i zagubionych postaci jest w "Misiaczku" naprawdę bogata. A jednak nie jest to depresyjny dramat egzystencjalny, po którym przyszłoby Wam żałować, że w sklepach nie można już dostać tradycyjnych żyletek. Matthiesen wybiera inną, zaskakującą drogę. "Misiaczek" to film pełen ciepła i lekkiego humoru. Zamiast przygnębiać, budzi nadzieję. Reżyser niczym najlepszy prestidigitator negatywne emocje przemienia w coś pozytywnego i wzruszającego.

Duża w tym zasługa grającego głównego bohatera Kima Kolda. Jest on kwintesencją łagodnego olbrzyma. Niemal od pierwszej minuty podbija serca widzów. Jego społeczne wycofanie i prostoduszność sprawiają, że kibicujemy mu w jego niezwykłym przedsięwzięciu. To dzięki niemu kupujemy też bajkową formułę filmu. "Misiaczek" bowiem niewiele ma wspólnego z realiami, za to wiele ze światem marzeń. Dzięki takim filmom jak dzieło Matthiesena wiara, że sny mogą się spełniać, pozostaje żywa. To wielki dar, który – mam taką nadzieję – widzowie przyjmą z wdzięcznością.
1 10
Moja ocena:
6
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones