Recenzja filmu

Lucyfer (2014)
Gust Van den Berghe
Gabino Rodríguez
María Acosta

Diabeł was wyzwoli

W "Lucyferze" Gust Van den Berghe przenosi na ekran dramat Joosta Van den Vondela, "niderlandzkiego Szekspira" z przełomu XVI i XVII wieku ("Lucyfer" to najwybitniejszy z jego dramatów i jedyny,
W "Lucyferze" Gust Van den Berghe przenosi na ekran dramat Joosta Van den Vondela, "niderlandzkiego Szekspira" z przełomu XVI i XVII wieku ("Lucyfer" to najwybitniejszy z jego dramatów i jedyny, który doczekał się polskiego przekładu); garściami czerpie z malarstwa Boscha i renesansowych mistrzów, by opowiedzieć historię o zwątpieniu i poszukiwaniu wiary. Jego "Lucyfer" to film fascynujący – nie tylko za sprawą niezwykłej formy, ale i bogactwa interpretacyjnych tropów. 



W maleńkiej wiosce leżącej u stóp wulkanu Parícutin przeszłość spotyka się z teraźniejszością. Życie toczy się leniwie, a jego rytm wyznacza dźwięk kościelnych dzwonów wzywających na codzienną modlitwę. Ludzie żyją tu skromnie, pogrążeni w swoich małych dramatach czekają jedynie na nadejście Boga. Zamiast niego pewnego dnia do wioski przybywa Lucyfer (Gabino Rodríguez), zmieniając życie starej Lupity (María Acosta), Marii (Norma Pablo) i Emanuela (Jerónimo Soto Bravo), który od lat udaje niepełnosprawnego. 
Van den Berghe oswaja upadłego anioła. Jego Lucyfer jest przypadkowym przechodniem o twarzy wieśniaka. Bez cienia dostojeństwa i choćby śladu grozy. Nie jest księciem zła, ale prostym posłańcem wolności. Jego pojawienie się w małej meksykańskiej wiosce wyrywa jej mieszkańców z duchowego letargu. Gdy zniknie, nie będzie już powrotu do starego porządku. Świat się zmienił. 
   


Belg pokazuje tę transformację nie tylko poprzez bohaterów, ale przede wszystkim – poprzez filmową formę. Jego "Lucyfer" opowiadany jest za pomocą charakterystycznych, kolistych zdjęć Hansa Brucha (część z nich zrealizowano za pomocą deformującego obraz tondoskopu). Przez ponad sto minut patrzymy na filmowych bohaterów tak, jakbyśmy widzieli ich przez lunetę. Dopiero w ostatnich scenach zobaczymy świat w innej, bardziej klasycznej perspektywie. 

W swym najnowszym filmie autor "Niebieskiego ptaka" pokazuje bowiem rozpad starego porządku. Pojawienie się Lucyfera zmienia sposób postrzegania świata. Filmowa wioska, która wcześniej znajdowała się niejako poza czasem, w której rytm życia wyznaczały jedynie powtarzające się codzienne rytuały, zostaje wyrwana z bezczasu. Lucyfer budzi w bohaterach potrzebę krytycznego osądu. Tak właśnie rodzi się wolność.



Plastyczna forma filmu Belga przywodzi skojarzenie z tondami, renesansowymi płaskorzeźbami o religijnym charakterze. Także z "Wędrowcem" Boscha, jednym z najbardziej znanych obrazów niderlandzkiego malarza. Nie jest to przypadkowa zbieżność – tak jak Bosch Van den Berghe sięga po religijną symbolikę (odsyłają do niej choćby imiona filmowych bohaterów), opowiada o ludzkiej grzeszności, jednocześnie inkrustując swoją opowieść ironicznymi scenami. Bo choć "Lucyfera" czytać można jako filmowy esej o potrzebie boskości, o wolności i wierze, to jest w filmie Belga także sporo komediowych akcentów. 

Ale to nie one stanowią o sile "Lucyfera". Ta ostatnia wynika z bogactwa nawiązań, interpretacyjnych tropów i symboli, dzięki którym film Van den Berghe'a staje się inspirującą lekturą dla fanów kina Carlosa Reygadasa i malarstwa Pietera Bruegla, dla miłośników religijnych filmów Dumonta i latynoskiej kultury. 
1 10
Moja ocena:
7
Rocznik '83. Krytyk filmowy i literacki, dziennikarz. Ukończył filmoznawstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Współpracownik "Tygodnika Powszechnego" i miesięcznika "Film". Publikował m.in. w... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones