W "Lucyferze" Gust Van den Berghe przenosi na ekran dramat Joosta Van den Vondela, "niderlandzkiego Szekspira" z przełomu XVI i XVII wieku ("Lucyfer" to najwybitniejszy z jego dramatów i jedyny,
W "Lucyferze" Gust Van den Berghe przenosi na ekran dramat Joosta Van den Vondela, "niderlandzkiego Szekspira" z przełomu XVI i XVII wieku ("Lucyfer" to najwybitniejszy z jego dramatów i jedyny, który doczekał się polskiego przekładu); garściami czerpie z malarstwa Boscha i renesansowych mistrzów, by opowiedzieć historię o zwątpieniu i poszukiwaniu wiary. Jego "Lucyfer" to film fascynujący – nie tylko za sprawą niezwykłej formy, ale i bogactwa interpretacyjnych tropów.
W maleńkiej wiosce leżącej u stóp wulkanu Parícutin przeszłość spotyka się z teraźniejszością. Życie toczy się leniwie, a jego rytm wyznacza dźwięk kościelnych dzwonów wzywających na codzienną modlitwę. Ludzie żyją tu skromnie, pogrążeni w swoich małych dramatach czekają jedynie na nadejście Boga. Zamiast niego pewnego dnia do wioski przybywa Lucyfer (Gabino Rodríguez), zmieniając życie starej Lupity (María Acosta), Marii (Norma Pablo) i Emanuela (Jerónimo Soto Bravo), który od lat udaje niepełnosprawnego. Van den Berghe oswaja upadłego anioła. Jego Lucyfer jest przypadkowym przechodniem o twarzy wieśniaka. Bez cienia dostojeństwa i choćby śladu grozy. Nie jest księciem zła, ale prostym posłańcem wolności. Jego pojawienie się w małej meksykańskiej wiosce wyrywa jej mieszkańców z duchowego letargu. Gdy zniknie, nie będzie już powrotu do starego porządku. Świat się zmienił.
Minds Meet
Mantarraya Producciones
Minds Meet
Mantarraya Producciones
Minds Meet
Mantarraya Producciones
Belg pokazuje tę transformację nie tylko poprzez bohaterów, ale przede wszystkim – poprzez filmową formę. Jego "Lucyfer" opowiadany jest za pomocą charakterystycznych, kolistych zdjęć Hansa Brucha (część z nich zrealizowano za pomocą deformującego obraz tondoskopu). Przez ponad sto minut patrzymy na filmowych bohaterów tak, jakbyśmy widzieli ich przez lunetę. Dopiero w ostatnich scenach zobaczymy świat w innej, bardziej klasycznej perspektywie.
W swym najnowszym filmie autor "Niebieskiego ptaka" pokazuje bowiem rozpad starego porządku. Pojawienie się Lucyfera zmienia sposób postrzegania świata. Filmowa wioska, która wcześniej znajdowała się niejako poza czasem, w której rytm życia wyznaczały jedynie powtarzające się codzienne rytuały, zostaje wyrwana z bezczasu. Lucyfer budzi w bohaterach potrzebę krytycznego osądu. Tak właśnie rodzi się wolność.
Plastyczna forma filmu Belga przywodzi skojarzenie z tondami, renesansowymi płaskorzeźbami o religijnym charakterze. Także z "Wędrowcem" Boscha, jednym z najbardziej znanych obrazów niderlandzkiego malarza. Nie jest to przypadkowa zbieżność – tak jak Bosch Van den Berghe sięga po religijną symbolikę (odsyłają do niej choćby imiona filmowych bohaterów), opowiada o ludzkiej grzeszności, jednocześnie inkrustując swoją opowieść ironicznymi scenami. Bo choć "Lucyfera" czytać można jako filmowy esej o potrzebie boskości, o wolności i wierze, to jest w filmie Belga także sporo komediowych akcentów.
Ale to nie one stanowią o sile "Lucyfera". Ta ostatnia wynika z bogactwa nawiązań, interpretacyjnych tropów i symboli, dzięki którym film Van den Berghe'a staje się inspirującą lekturą dla fanów kina Carlosa Reygadasa i malarstwa Pietera Bruegla, dla miłośników religijnych filmów Dumonta i latynoskiej kultury.
Rocznik '83. Krytyk filmowy i literacki, dziennikarz. Ukończył filmoznawstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Współpracownik "Tygodnika Powszechnego" i miesięcznika "Film". Publikował m.in. w... przejdź do profilu