Recenzja filmu

13 dzielnica - Ultimatum (2009)
Patrick Alessandrin
Cyril Raffaelli
David Belle

Do rozbiórki

"13 dzielnica – Ultimatum" przypomina ofiarę gwałciciela-nożownika zrzuconą z dwunastego piętra, a następnie rozjechaną przez cysternę.
"13 dzielnica – Ultimatum" przypomina ofiarę gwałciciela-nożownika zrzuconą z dwunastego piętra, a następnie rozjechaną przez cysternę. Z krwawej plamy na betonie trudno wyłowić chociażby szczątki fabuły, zaś wszelkie próby reanimacji kończą się niekontrolowanymi drgawkami denata. Koniec końców, napędzane pojemnikami substancji radioaktywnych zombie zatacza się ruchem praskiego dżentelmena po paru głębszych, by w finale wpaść do studzienki kanalizacyjnej. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że pomysłodawca i producent serii Luc Besson nie zdecyduje się nigdy na akcję ratunkową. "Ultimatum" to kontynuacja filmu z 2004 roku, w którym szlachetny policjant infiltrował paryskie getto z niedalekiej przyszłości w celu odnalezienia skradzionej bomby atomowej. "Jedynka" kończyła się optymistycznie – rząd obiecał wówczas zmodernizować tytułową dzielnicę, budując w niej szkoły i szpitale. Minęły jednak trzy lata, zmieniły się władze, a wraz z nimi koncepcja zagospodarowania getta. Zamiast zapewnić żyjącym na granicy prawa imigrantom możliwość godziwej egzystencji, lepiej zburzyć obskurne budynki za pomocą rakiet, a na ich miejscu postawić piękne i lśniące apartamentowce. Prezydent, co prawda, się sprzeciwia, ale gdyby dostarczyło mu się dowód na to, że w dzielnicy mieszkają mordercy stróżów prawa, sprawy przybrałyby całkiem inny obrót. Powyższy opis udało mi się sklecić po długiej i dogłębnej analizie filmu. To, co widać na ekranie, prezentuje się mniej więcej następująco: bum, bum, kop z półobrotu, skok z balkonu, bum, bum, seria z automatu, jeszcze trochę bum. Żeby nie było, że mam jakieś uprzedzenia w stosunku do bum – wręcz przeciwnie, jako miłośnik prostych rozrywek czerpię głęboką satysfakcję z oglądania pirotechnicznych fantazji na ekranie. Po dodaniu do nich przesłania rodem z kina moralnego niepokoju czuję się w trakcie seansu niemal wzruszony. Kiedy jednak reżyser przez pół godziny serwuje zestaw niepołączonych ze sobą choćby najcieńszym węzłem scen, zaczynam się zastanawiać, z czym mam do czynienia: głupkowatym żartem neandertalczyka, brutalnym wideoklipem, a może wyrobem kinopodobnym przeznaczonym do rozmiękczania mózgów otyłych nastolatków? Jakby tego było mało, dwaj główni bohaterowie to minoderyjne lalusie prężące z przejęciem mięśnie. Żaden nie potrafi grać, zaś  "widowiskowe" i "brutalne" sceny walk z ich udziałem nadają się bardziej do "Miłości na wybiegu", niż pełnokrwistej sensacji. Jak dla mnie, mogliby wreszcie zburzyć tę dzielnicę, a ruiny zalać hektolitrami cementu.    
1 10
Moja ocena:
2
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
W filmie tyle się mówi o wysadzeniu w powietrze tytułowej dzielni, że nabiera to niemal symbolicznego... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones