Recenzja filmu

Gladiator (2000)
Ridley Scott
Russell Crowe
Joaquin Phoenix

Dobrze się bawicie? Nie

Komercja to, krótko mówiąc, robienie czegoś w celu uzyskania pieniędzy. Dzisiaj to powszechne zjawisko, ale nie zawsze tak było. Kiedyś reżyserzy, tworząc filmy, chcieli coś przekazać, a nie
Komercja to, krótko mówiąc, robienie czegoś w celu uzyskania pieniędzy. Dzisiaj to powszechne zjawisko, ale nie zawsze tak było. Kiedyś reżyserzy, tworząc filmy, chcieli coś przekazać, a nie tylko pokazać i zarobić. "Gladiator" jest doskonałym przykładem filmu komercyjnego, który powstał wyłącznie w celach zarobkowych. Został nagrodzony wieloma nagrodami za swoją "głębię" i "geniusz". Można powiedzieć, że Ridley Scott popadł w komercję już w latach 90, kiedy zaczął robić coraz to słabsze filmy, kończąc na "Gladiatorze". To dziwne, bo facet miał za sobą takie kultowe, klasyczne dzieła, jak "Obcy - 8. pasażer "Nostromo"" oraz "Łowca androidów". Ale cóż, żeby dzisiaj coś sprzedać, musi to być w kolorowej otoczce z wielkimi nazwiskami, inaczej film nie ma szans przebicia.

"Gladiator" to historia generała Maximusa (Russell Crowe), któremu cesarz Marek Aureliusz (Richard Harris) chce podarować koronę. Oczywiście Maximus odrzuca propozycję cesarza, bo marzy o powrocie już na stałe do rodziny, do swojej żony i synka. Syn cesarza Kommodus (Joaquin Phoenix) dowiaduje się o decyzji ojca i go zabija. Przejmuje tym samym koronę, a na Maximusa zapada wyrok śmierci. Maximusowi udaje się uciec, wraca do domu, ale okazuje się, że jego rodzina została spalona. Później trafia do obozu niewolników i staje na arenie jako tytułowy gladiator.

Patos i ckliwość towarzyszą temu filmowi w każdej sekundzie. Gdyby nie to, sama postać Maximusa nie mogłaby istnieć. Bo to jest człowiek honoru posiadający same zalety, a zero wad. To postać przesłodzona do bólu, sztuczna i żałosna. Bo jak wiemy, takich ludzi na świecie nie ma. Nie ma ludzi bez wad, a Maximus to istny anioł, który wypowiada pseudofilozoficzne kwestie mające obrazić pewność siebie i zło każdego w około - "Dobrze się bawicie?!". Rozumiem, że Akademię tworzą tylko ludzie, którzy popełniają błędy, ale nagrodzenie za główną rolę Russella Crowe'a, niesamowicie sztucznego, pretensjonalnego i przede wszystkim jednakowego, to już spora przesada, zwłaszcza że w tamtym roku jego konkurentami byli Geoffrey Rush czy też Tom Hanks. Film, można powiedzieć, podobnie zresztą jak w przypadku "Incepcji", jest tylko pretekstem do ukazania kilku ciekawych scen akcji. Fabułę skonstruowano tak, aby na siłę takowe sceny pokazać, bo dzisiaj bez krwi i efektów specjalnych film jest po prostu nudny. Nie można nazwać "Gladiatora" jakimś gniotem, ale dobrym filmem też nie jest. To bardzo dobrze zrealizowana produkcja, ale nic poza tym. To dobry seans rozrywkowy w gronie kolegów i koleżanek tylko po to, by spędzić jakoś te dwie godziny życia. Jeśli ktoś oczekuje kina wysokich lotów, to się rozczaruje. A można było w 2001 roku nagrodzić "Czekoladę".
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Z pewnością nie będę oryginalny, jak napiszę, że Ridley Scott to genialny reżyser, co potwierdzają między... czytaj więcej
Kiedy pierwszy raz miałem zamiar obejrzeć "Gladiatora", wiedziałem, że będzie to świetny film. Ale nie... czytaj więcej
"Nasze czyny za życia brzmią echem w wieczności". Te słowa może z czystym sumieniem wypowiedzieć Ridley... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones