Recenzja filmu

Zakochana Jane (2007)
Julian Jarrold
Anne Hathaway
James McAvoy

Duma i uprzedzenie

"Zakochany Szekspir", "Zakochany Molier", teraz "Zakochana Jane". Filmowcy zgodnie przyjęli za regułę, że jeśli jakiś pisarz (bądź pisarka) napisze powieść lub cokolwiek innego o miłości, to na
"Zakochany Szekspir", "Zakochany Molier", teraz "Zakochana Jane". Filmowcy zgodnie przyjęli za regułę, że jeśli jakiś pisarz (bądź pisarka) napisze powieść lub cokolwiek innego o miłości, to na bank sam taką przeżył (przeżyła). Jeśli nie dokładnie taką samą, to zbliżoną w swej dramatyczności. Jeśli trend się utrzyma, po ostatniej części "Harry’ego Pottera", w której tytułowy bohater schodzi się z sympatyczną siostrą Rona, za parę lat w kinach szaleć będzie "Zakochana Rowling". Bo przecież niemożliwe, by wątek miłosny nie miał odzwierciedlenia w rzeczywistości. Tak też uznali twórcy najnowszego obrazu o Jane Austen – ukochanej pisarce Brytyjczyków. Austen napisała sześć powieści, z których wszystkie zaliczane są do najwybitniejszych angielskich dzieł literackich, między innymi "Duma i uprzedzenie" i "Rozważna i romantyczna". Szukanie w jej życiu inspiracji chociażby dla tych dwóch książek nie jest złym pomysłem, ale tworzenie z tego schematycznego do bólu melodramatu to lekkie nieporozumienie. Tym bardziej, że z brakiem poszanowania dla faktów.

Biograficzny obraz Juliana Jarrolda ma niewiele z nimi wspólnego. Punkt wyjściowy dla opowiadanej przez "Zakochaną Jane" historii oparty został na fragmencie z życiorysu pisarki, który nie istniał. I ten zabieg pewnie można by wybaczyć, gdyby nie to, że w jej życiu miał naprawdę miejsce dość skomplikowany romans, który o mało nie zakończył się małżeństwem. Ale po co opowiadać prawdziwe historie, gdy można puścić wodze fantazji? Film sugeruje, że gorące uczucie narodziło się między Austen a londyńskim studentem prawa, Tomem Lefroyem, który za karę został wysłany przez surowego wuja na wieś, żeby ochłonął w niewygodach pozamiejskiego życia. Znawcy biografii pisarki są jednak przekonani, że ta dwójka – owszem – znała się, a nawet flirtowała ze sobą, ale nic ponad to. Oboje jako wykształceni, młodzi, inteligentni ludzie znaleźli wspólny język. Na fascynacji jednak się skończyło. Reżyser i scenarzyści uznali jednakże, że fikcja lepsza jest od prawdy. Zresztą nie tylko na pierwszym planie – drugoplanowe wątki także obfitują w nieścisłości, vide postać Wisleya, który inaczej się nazywał i kiedy indziej się pojawił... Szkoda gadać.

Cały romans między Jane a Tomem to zlepek najbardziej znanych wątków z dorobku pisarskiego Austen, których główną woltą jest niespełniona miłość, której na przeszkodzie stoją różnice finansowe i klasowe. Motyw stary i wyświechtany jak daleko okiem w filmowym świecie sięgnąć. Choć pisarka zawsze opowiadała zgoła o tym samym, potrafiła każdą swoją opowieść tak doprawić, by czytelnik był przekonany, że zapoznaje się z naprawdę niezwykłą historią. Jej język pełen był dyskretnego, świetnego humoru i pełnych ironii obserwacji. Autorka "Dumy i uprzedzenia" w ogóle miała talent do podpatrywania ludzi i przelewania na papier ich złożonych charakterów, poczynań i przeżywanych emocji. Jarrold nie radzi sobie z żadnym z tych elementów, jedynie kilka scen komicznych wzbudza szepczący chichot na sali. Głównie za sprawą aktorstwa. Śliczna Hathaway w roli tytułowej i partnerujący jej McAvoy (wróżę wielką karierę!) to niesamowicie zgrany duet i wielka szkoda, że nie spotkali się na planie bardziej udanej produkcji.

Rodzimy dystrybutor wykazał się niesamowitym wyczuciem zmieniając tytuł. Jedni zarzucą że po raz kolejny zabrakło kreatywności – u nas lubią tłumaczyć tytuły na jedno kopyto: stadko "Zakochanych...", czy "Zawodów:...". Ale akurat tutaj wyszło to całkiem zgrabnie. Dosłowne tłumaczenie "Becoming Jane" to "Stając się Jane", co sugeruje, że obraz wytłumaczy nam, jak młodziutka, trochę naiwna dziewczyna z prowincji przekształciła się w dojrzałą, genialną pisarkę, która mimo że nigdy nie wyszła za mąż, doskonale radziła sobie z opisywaniem złożonych relacji damsko-męskich. Tego dojrzewania jednak u Jarrolda po prostu nie ma. A nawet gdyby było, to jak uwierzyć, że to prawda, skoro to nieprawda? Tak na dobrą sprawę, "Zakochana Jane" mając kilka zalet – scenografia, muzyka, aktorstwo - wszystkie traci, bo to autentyczności brak, bo to konsekwencji w czerpaniu z bibliografii pisarki nie ma. Bo to w sumie nawet sensu jest pozbawione.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Wielbiciele (czy raczej wielbicielki) talentu Jane Austen długo czekali na film, który mógłby przybliżyć... czytaj więcej
Idąc do kina, spodziewamy się nieco tkliwej historyjki, która od pierwszych minut będzie przypominać... czytaj więcej
Film pt. "Becoming Jane" wyreżyserowany przez Juliana Jarrolda jest biografią znanej XVIII-wiecznej... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones