Recenzja filmu

Z miłości (2011)
Anna Jadowska
Marta Nieradkiewicz
Wojciech Niemczyk

Duszno i porno

Nie wiem, od czego zacząć. Od samego dołu, czyli roboty scenograficznej, dokumentacyjnej i operatorskiej, a może od aktorstwa?
Na tytule filmu Anny Jadowskiej ciąży klątwa. Zupełnie inne, a jednak tak podobne "Z miłości" nakręcił parę lat temu Leszek Wosiewicz. Mało kto o tym wie, bo po traumatyzującym pokazie na Nowych Horyzontach ślad po filmie zaginął. Przypadek? Obydwa dzieła zajęłyby wprawdzie miejsce na podium najgorszych polskich filmów ostatniej dekady, ale nie tylko tytuł predestynuje je do roli przyszłych klasyków kampu.  

Nie wiem, od czego zacząć. Od samego dołu, czyli roboty scenograficznej, dokumentacyjnej i operatorskiej, a może od aktorstwa, którego nie powstydziłyby się, cytując Witkowskiego, "Zerwane więzy"? Od siermiężnej reżyserii, którą Jadowska roztrwania kredyt zaufania przyznany za jej pierwsze filmy, zwłaszcza za przyzwoite "Teraz ja", czy od scenariusza równającego poziomem do najlepszych-najgorszych artykułów z prasy brukowej?

Rzecz jest o polskim przemyśle porno. A raczej o rodzimym porno-podziemiu. Albo o amatorskich produkcjach porno. A może zupełnie o czymś innym. Z papki, którą serwuje nam scenarzysta, trudno bowiem wywnioskować, jaki jest status filmowego biznesu i większości osób biorących udział w produkcji filmów dla dorosłych – bez względu na to, czy mówimy o pastiszowej burdelmamie, pretendującej do roli divy porno, czy o wypalonym producencie o umęczonej twarzy Daniela Olbrychskiego (tak, jest w tej roli aż tak zły, jak można się spodziewać). I o ile rzeczona sfera fabularna jest "jedynie" źródłem niekończących się scenariuszowych idiotyzmów i narracyjnych klisz, o tyle główny wątek młodego małżeństwa wsiąkającego w pornobiznes to już adaptacja tabloidowego nagłówka w rodzaju "sprzedała się za talerz krupniku".

Dialogi sprawiają wrażenie, jakby pisał je komputer, a przyciężkie dowcipasy zamieniają seans w groteskowy kabaret.  Najciekawsze jednak jest to, co dzieje się w warstwie stylistycznej. Estetyczne inspiracje Jadowskiej są szerokie – rozciągają się tu od ubłoconej "Szamanki" Żuławskiego (tyle że bez iskry stylistycznego szaleństwa), po nadawane w nocnych pasmach telewizyjnych reklamy uciech na telefon. Nic więc dziwnego, że dziennikarze zaczęli już wycierać sobie gęby "drapieżnym realizmem" i "mocnym, bezkompromisowym kinem". Drogie koleżanki, drodzy koledzy, kogo Wy chcecie oszukać?
1 10
Moja ocena:
1
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones