Recenzja filmu

Żelazna Dama (2011)
Phyllida Lloyd
Meryl Streep
Jim Broadbent

Dwa filmy w jednym - świetny i nużący

Gdyby nie to, że historia ta wydarzyła się naprawdę, a postać Margaret Thatcher faktycznie trzęsła posadami brytyjskiej polityki lat osiemdziesiątych XX wieku, "Żelazna Dama" przeszłaby bez echa
Gdyby nie to, że historia ta wydarzyła się naprawdę, a postać Margaret Thatcher faktycznie trzęsła posadami brytyjskiej polityki lat osiemdziesiątych XX wieku, "Żelazna Dama" przeszłaby bez echa przez światowe kina. Być może głośno byłoby o niej tylko w USA za sprawą roli, która z Meryl Streep uczyniła drugą kobietę w historii kinematografii zdobywającą 3 statuetki Oscar (po Katharine Hepburn - 4 Oscary). Powód jest jeden - film jest po prostu przeciętny.

Historia toczy się nielinearnie - z jednej strony poznajemy Margaret w wieku zaledwie około 20 lat, gdy wyrusza na studia do Oxfordu. Obserwujemy jej pierwsze kroki w "męskim świecie", decyzje i wybory. Jesteśmy świadkami, jak pnie się na szczyt politycznej kariery i z uporem realizuje swoje plany. Z drugiej strony, film ukazuje nam Margaret jako starszą schorowaną kobietę, która nie może znaleźć sobie miejsca w nowej, niepolitycznej rzeczywistości. Nieprzebyta żałoba po mężu, oddalenie (nie tylko fizyczne, ale przede wszystkim mentalne) od dzieci oraz nawarstwiające się halucynacje powoli głoszą schyłek silnego charakteru.

W zamierzeniu scenarzysty, te dwie historie miały zapewne przeplatać się ze sobą, tworząc spójną kompilację przyczynowo-skutkową. W rzeczywistości widz otrzymuje zagmatwanie odczuć, napięcia i klimatu. Historia przybiera bowiem bieg sinusoidy, i to zgrzytającej. Panowanie pani minister ogląda się z przyjemnością i rosnącym apetytem. Oczekujemy tego, że posunie się dalej i dalej, że będzie konsekwentnie wprowadzać nowy ład w imię zasad. Pomimo tego, że jest to postać wysoce kontrowersyjna, kibicujemy jej. Meryl Streep podkręca każdą scenę i bezbłędnie tworzy obraz kobiety władczej i nieznającej kompromisów. Tę świetną dla oczu i uszu rozrywkę psują usilne próby wkomponowania "starszej Thatcher". Ot, strzał w kolano widzowi. Cóż autor miał na myśli, czyniąc ten zabieg? Widok niedołężnej kobiety, będącej cieniem samej siebie, budzi nie tyle zastanowienie nad losem i schyłkiem przywódcy, co rozczarowanie i znużenie. Widz zgrzyta zębami w oczekiwaniu na powrót historii na właściwy tor. Jedyną refleksją płynącą z tego zabiegu jest uporczywa myśl, iż to mógł być krwisty dramat i polityczna rozprawka w jednym. Zamiast tego dostaliśmy kawałek mięsa z jedną ledwie co pracującą żyłką. 

Nie ukrywajmy, mimo iż część z młodszą Thatcher ogląda się z nieukrywaną przyjemnością, to w ostatecznym rozrachunku "Żelazna Dama" rozczarowuje. Rola Streep oraz potencjał, który został nadany temu obrazowi jeszcze na długo przed premierą, nie wystarczyły do oddania charyzmy i przywódczego talentu, jakiego nie można odebrać Pierwszej Premier Wielkiej Brytanii. Temat nie został wyczerpany. Niedosyt pozostał.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Filmy polityczne to gatunek, z którym Hollywood ma spore problemy. Twórcom ciężko pozostać obiektywnymi i... czytaj więcej
Nie od dziś wiadomo, że idealnymi bohaterami filmów biograficznych są postaci kontrowersyjne, wzbudzające... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones