Recenzja filmu

Piąta fala (2016)
J Blakeson
Chloë Grace Moretz
Nick Robinson

Dzieci lubią misie, misie lubią dzieci

Jeżeli szukacie filmu dobrego jak "Igrzyska śmierci", źle trafiliście. Jeżeli szukacie filmu tak głupiego jak "Kosogłos. Część 2", lepiej trafić nie mogliście. Polecam fanom kina złego.
Na początek przyznam się do dwóch rzeczy. Po pierwsze, nie miałem nigdy do czynienia z książkowym pierwowzorem "Piątej fali". Po drugie, podczas wybierania filmu na wtorkowy seans zastanawiałem się nad "Cloverfield Lane 10" lub właśnie nad "Piątą falą". Koniec końców, wyruszyłem na seans tego drugiego filmu. I choć "Fala" okropnym filmem nie jest, żałowałem podjętej decyzji o niepójściu na "Cloverfield". Dlaczego?

Cassie Sullivan to "zwyczajna" amerykańska dziewczyna, wiodąca "zwyczajne" amerykańskie życie – ma wielu przyjaciół, chodzi na imprezy i oczywiście ma obiekt swoich miłosnych zainteresowań, którym jest Ben "Zombie" Parish. Ale wszystko się zmieniło, kiedy Naród Ognia... Przepraszam, pomyłka. Ale wszystko się zmieniło, kiedy zaatakowali Przybysze – kosmici, których atak jest przeprowadzony w pięciu fazach, zwanych "falami". Pierwsza fala – odebranie elektryczności. Druga fala – zesłanie kataklizmów. Trzecia fala – zarażenie chorobą. Czwarta fala – przejście do środowiska ludzi (Przybysze wyglądają i zachowują się tak jak my). W końcu nadchodzi piąta fala, której Cassie będzie musiała stawić czoła. Bowiem pech chce, że jej młodszy brat (będący poza nią jedynym ocalałym członkiem jej rodziny) w wyniku nieszczęśliwego zbiegu okoliczności zostaje przewieziony do bazy wojskowej, w której dzieci są szkolone od walki z Przybyszami. Cassie w walce o brata pomoże niejaki Evan Walker.

Film zaczął się z hukiem – sceną, którą widzieliśmy w zwiastunach; momentem, gdy Cassie trafia na stację benzynową, w której zastaje podejrzanego mężczyznę. I tu już ujawnia się talent reżysera w budowaniu napięcia – akcja powoli się zagęszcza, coraz bardziej pragniemy zobaczyć rozwiązanie konfliktu. Potem jest tylko lepiej – sceny pokazywania kolejnych fali są mistrzowsko pokazane. Rozbicie się samolotu, powodzie (najlepsza scena w filmie, mocna i szokująca), kwarantanny i walki o przetrwanie. Wszystko to zaczęło mi się podobać, bo strefy kwarantanny i wspomniane walki przypominało "The Last of Us", a "The Last of Us" grą wielką jest. Problem pojawia się po jakiejś godzinie projekcji – J Blakeson zamiast jak u Hitchcocka zwiększać napięcie po trzęsieniu ziemi, ono siada niczym mucha, która zgodnie ze znanym powiedzeniem siadać nie powinna. Dzieje się tak za sprawą Alexa Roe w roli Evana Walkera. Gdy on pojawia się na ekranie, ni stąd ni zowąd film zamienia się w mdły melodramat dla nastolatków ze wszystkimi schematami, jakie widzieliście w podobnych filmach. Początkowa niechęć, "nie ufam/wierzę ci", "dzięki tobie się zmieniłem" – kiedy ten film zamienił się w "Zmierzch"? Wątek miłosny jest tu tragicznie poprowadzony – pomiędzy bohaterami nie ma żadnej chemii czy faktycznej relacji. Podczas scen miłosnych zasłaniałem oczy z goryczy i radzę Wam zrobić to samo.

Film także jest zbudowany, niczym u M. Night ShyamalanShyamalana, wokół zwrotu akcji, który pojawia się w jednej z końcowych scen. Problem w tym, że twist fabularny jest tak przewidywalny, iż domyślić się go można już w połowie filmu. Potem film stara się wbijać do głowy z subtelnością stalowego młotka ten zwrot, żebyście nie twierdzili inaczej i byli owego twistu świadomi. Nie jest to takie dziadostwo jak zwrot akcji w "Osadzie", niemniej smak sztucznej szczęki w ustach zostaje. Ekranizacje książek odznaczają się też tym, że poczynione są zmiany względem oryginału. Jak mówiłem: nie czytałem książki, jednak jestem pewny, że w książce wyjaśniono pewne wątki niewytłumaczone w filmie – np. skąd Cassie nagle posiada taką wiedzę o Przybyszach? (I dlaczego wystrzeliwuje cały magazynek, co do naboju, jedynej broni, która jej została?!). Zawodzi też zakończenie, w którym postaci zdają sobie sprawę z tego, że znaleźli w punkcie wyjścia, ale co tam, jutro będą się tym przejmować, napisy końcowe.

Aktorsko niestety cienko. Chloë Grace MoretzChloë Grace Moretz ma tu świetną rolę Cassie – wybornie gra nieśmiałą i strachliwą dziewczynę kryjącą się pod płaszczykiem twardej i nieugiętej panny. Reszta aktorów odznaczyć się może jedynie taką samą zbolałą miną. Liev Schreiber, Nick Robinson, Alex Roe – bez wyjątku. Pozostali, których nazwisk nie zapamiętałem, są jak statyści – niby są, ale nie są szczególnie ważni.

Skąd więc ocena, którą widzicie na dole? Bowiem "Piąta fala" to taki swoisty "guilty pleasure" – czyli w łamanym polskim tłumaczeniu "grzeszna przyjemność". Film jest niezręczny, dziwaczny, niedopracowany i po prostu kiepski. Jednak seansu nie żałuję i bawiłem się na nim przednio, szukając kolejnych błędów czy nietrafionych decyzji. Nie jest wart pieniędzy wydanych na bilet, ale na domowy seans będzie jak znalazł. Jeżeli szukacie filmu dobrego jak "Igrzyska śmierci", źle trafiliście. Jeżeli szukacie filmu tak głupiego jak "Kosogłos. Część 2", lepiej trafić nie mogliście. Polecam fanom kina złego.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Niestety o filmowej adaptacji książki spod pióra Ricka Yanceya pt. "Piąta fala" nie można powiedzieć za... czytaj więcej
Co dzieje się, gdy cały świat, który do tej pory znaliśmy, po prostu znika? Zostajemy odcięci od... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones