Recenzja filmu

Seks, narkotyki i podatki (2013)
Christoffer Boe
Pilou Asbæk
Nicolas Bro

Dziwkarz, oszust, jego kumpel i walka z systemem

Opowiadając historię dwóch autentycznych postaci, Boe snuje baśń o walce ze zwyrodnieniami kapitalistycznego i demokratycznego systemu. "Seks, narkotyki i podatki" przypomina zarówno "Wilka z
Christoffer Boe bardziej wierzy obrazom niż bohaterom, ufając raczej stylowi aniżeli opowiadanej historii. Rozsmakowuje się w urodzie filmowych kadrów, przez co rytm jego opowieści raz po raz niebezpiecznie zwalnia. Bo w "Seksie, narkotykach i podatkach" to nie akcja okazuje się najważniejsza, lecz natłok wizualnych atrakcji, po które sięgają twórcy duńskiego "Wilka z Wall Street".



"Jeśli chcesz zostać królem, musisz być gotów pójść na wojnę" – mówi Mogens Glistrup (Nicolas Bro) do swego szefa i przyjaciela – Simona Spiesa (Pilou Asbæk). Wspólnie wkraczają do świata wielkiego biznesu, dokonując wrogiego przejęcia jednego z przewoźników lotniczych. Spies, który dotąd zarządzał jedynie biurem podróży, staje się w ten sposób właścicielem wielkiej fortuny i jedną z gwiazd skandynawskich tabloidów. O ile ekscentrycznemu Spiesowi pieniądze i tabun prostytutek w zupełności wystarczają do szczęścia, o tyle Mogens szuka czegoś więcej – chce walczyć o nową utopię, kraj, w którym nie trzeba będzie płacić podatków, ludziom będzie żyło się dostatnio, a dobra dzielone będą sprawiedliwie między różne grupy społeczne.

Opowiadając historię dwóch autentycznych postaci, Boe snuje baśń o walce ze zwyrodnieniami kapitalistycznego i demokratycznego systemu. "Seks, narkotyki i podatki" przypomina zarówno "Wilka z Wall Street", jak i "American Hustle". Z jednej strony mamy opowieść o wzlocie i upadku przesadnie ambitnych bohaterów, z drugiej – przeestetyzowany, choć imponujący rozmachem historyczny landszafcik. Problemem filmu Boe jest fakt, że reżyser za bardzo lubi swoich bohaterów, a kibicując im, gubi rytm opowieści.  



W filmie Boe prawda zapisana jest w obrazie, a nie w bohaterach czy opowiadanej historii. "Seks, narkotyki i podatki" to wyprawa do drugiej połowy lat 60., która okazuje się wyjątkowo przyjemna dla oka, choć nieprzesadnie ciekawa. W niemal dwugodzinnym filmie Boe dzieje się niewiele, ale to, co widzimy na ekranie, wygląda olśniewająco. Bo "Seks, narkotyki i podatki" to stylistyczny i operatorski majstersztyk, w którym artefakty przeszłości – stylowe meble, ubrania sprzed czterdziestu lat, stare samochody – są równoprawnymi bohaterami. Manuel Alberto Claro, jeden z najzdolniejszych operatorów skandynawskiego kina (to on odpowiadał za zdjęcia w "Melancholii" i "Nimfomance" von Triera), kapitalnie operuje barwą i nastrojem ujęć, dzięki czemu filmowa wyprawa do lat 60. jest olśniewająca.

Klasą dla siebie pozostaje także Nicolas Bro, aktor, którego talent jest odwrotnie proporcjonalny do jego fizycznej atrakcyjności. Wcielając się w błyskotliwego nieudacznika, Bro dodatkowo pozwolił się oszpecić – ma krzywe zęby i łysinę wspinającą się od czoła w kierunku potylicy. Ale kryjąc się za wyrazistą charakteryzacją, Bro nie stracił ani odrobiny ze swojej charyzmy, całkowicie przyćmiewając pozostałych członków obsady. Choćby dla niego i feerii pięknych zdjęć warto sięgnąć po duńską opowieść o dwóch takich, co chcieli ukraść więcej.
1 10
Moja ocena:
6
Rocznik '83. Krytyk filmowy i literacki, dziennikarz. Ukończył filmoznawstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Współpracownik "Tygodnika Powszechnego" i miesięcznika "Film". Publikował m.in. w... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones