Recenzja filmu

Pociąg do Darjeeling (2007)
Wes Anderson
Owen Wilson
Adrien Brody

Ekskluzywna uczta

Gdy tylko zobaczyłem plakat promujący film "Pociąg do Darjeeling", od razu byłem przekonany, kto podjął się wdzięcznej roli reżysera. Oczywiście nie mówię tu o dostrzeżeniu nazwiska twórcy, ale o
Gdy tylko zobaczyłem plakat promujący film "Pociąg do Darjeeling", od razu byłem przekonany, kto podjął się wdzięcznej roli reżysera. Oczywiście nie mówię tu o dostrzeżeniu nazwiska twórcy, ale o niesamowicie charakterystycznym stylu, wręcz bijącym z wyglądu postaci oraz pełnej gamy cieszących oko żywych kolorów. Już od kilku lat Wes Anderson czaruje mnie swoimi filmami, w których rodzina przedstawiana jest jako coś chaotycznego - najczęściej stojącego na głowie, i co najistotniejsze - nie spełniającego swoich podstawowych funkcji. Po "Genialnym klanie" i "Podwodnym życiu ze Stevem Zissou" przyszła pora na historię o trzech dość ekscentrycznych braciach. Najstarszy z nich, Francis (Wilson) wybierając za środek lokomocji tytułowy pociąg, organizuje podróż po Indiach. Oprócz poznania obcej kultury i zwiedzania kilku świątyń, podróż ma na celu zjednać podzielone po śmierci ojca rodzeństwo oraz wpłynąć na duchową przemianę jej uczestników. Tak samo jak we wcześniejszych dziełach, widz śledzi skomplikowane losy bohaterów. Nie zawsze poszczególne wątki są wyjaśniane. Czasem trzeba domyśleć się ich na własną rękę. Dobrze, że europejscy dystrybutorzy zdecydowali jako preludium do filmu wyświetlać trzynastominutowy "Hotel Chevalier". Dzięki temu można poznać genezę kłopotów miłosnych Jacka (Schwartzman) i jego ciągłych ucieczek. Muszę przyznać, że aktorzy spisali się znakomicie. W pierwszym rzędzie należy docenić pojawiających się najczęściej na ekranie braci. Pomimo pewnego przerysowania i wyolbrzymienia rzadko spotykanych, choć niezmiernie zabawnych cech charakteru OwenJasonAdrien sprawili, iż Francis, Jack i Peter to w pełni wiarygodne postacie z krwi i kości. Pozostali aktorzy również pokazali swój kunszt. Stale współpracujący z Andersonem Bill Murray i Anjelica Huston, mimo zaledwie kilkuminutowych występów zachowują się w pamięci jak rzadko które role dalszoplanowe. Wspominałem już o miłej uczcie dla oka. Film jest pełen napawających optymizmem barw. Europejczyk zachwyci się też wyglądem indyjskich miast i pejzaży. Jednak nie tylko ten zmysł może delektować się podczas seansu. Mówię tu niewątpliwie o muzyce. Jest ona dopełnieniem każdej sceny. W żaden sposób nie przeszkadza w odbiorze, a wręcz wspaniale pomaga w budowaniu nastroju poszczególnych scen. Reżyser w jednym z wywiadów zdradził, że podczas kręcenia zdjęć puszcza aktorom muzykę, aby wiedzieli, do czego grają i to na ekranie widać. "Pociąg..." nie przemówi zapewne do szerszej publiczności. Podczas premiery w dużym polskim mieście na sali było zaledwie kilkanaście osób. Współczesny masowy odbiorca wybiera innego typu filmy. Dlatego pozwoliłem sobie na przyrównanie seansu do ekskluzywnej uczty. Miłośnicy niesztampowego, czarującego inteligentną pomysłowością kina będą zachwyceni. Z pewnością urzekną ich losy niezwykłych bohaterów próbujących zapanować nad rodzinnym chaosem. Jeśli się do nich nie zaliczasz i nie gustujesz w tego typu produkcjach, to lepiej zamów bilet na inną ucztę. Ta nie jest dla ciebie.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Wsiądźmy do pociągu. Do pociągu, który zawiezie nas daleko stąd. Daleko od kłopotów, niepodjętych... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones