Recenzja filmu

To tylko koniec świata (2016)
Xavier Dolan
Gaspard Ulliel
Vincent Cassel

Emocje gorszego sortu

Nie wiem, czy największym problemem tego filmu jest nieumiejętne przedstawienie kluczowego kontrapunktu, groteskowości dnia codziennego rodziny (przypominającego "Kosmos" Andrzeja Żuławskiego)
Nikomu, kto chociaż trochę interesuje się kinem, nie trzeba przedstawiać Xaviera Dolana. Zasłynął on jako cudowne dziecko kina, kiedy jako 19 letni debiutant, wyreżyserował film "Zabiłem moją matkę", do którego sam napisał scenariusz oraz zagrał główną rolę. O ile swoimi pierwszymi filmami wzbudzał mieszane uczucia, przez jednych uważany za niezwykle wrażliwego, wyczulonego na filmowe piękno queerowego artystę, przez innych zaś za pretensjonalnego egocentryka i filmowego grafomana, o tyle pokazywany w 2014 roku na Festiwalu w Cannes film "Mama", nie pozostawiał żadnych wątpliwości, jak dobrym reżyserem jest Dolan. Po Nagrodzie Jury wielu zastanawiało się, co jego wyobraźnia jest jeszcze w stanie stworzyć. Czym zaskoczy widzów następnym razem...

Najnowszy film Xaviera Dolana "To tylko koniec świata" jest opowieścią o sentymentalnym powrocie do domu. Już w pierwszej scenie poznajemy motywacje bohatera: pisarz Louis po 12 latach wraca w rodzinne strony po to, by oznajmić swojej rodzinie, że umiera. Wśród pretensji brata Antoine'a (Vincent Cassel), paplaniny matki i opowieści siostry (Lea Seydoux) o niezrealizowanych marzeniach, szuka najlepszego momentu, aby to uczynić. Czy w przytłaczającej codzienności, skupieniu rodziny na nieistotnych sprawach, będzie w stanie znaleźć parę uszu zdolną go wysłuchać?



Nie wiem, czy największym problemem tego filmu jest nieumiejętne przedstawienie kluczowego kontrapunktu, groteskowości dnia codziennego rodziny (przypominającego "Kosmos" Andrzeja Żuławskiego), czy jego brak konsekwencji formalnej. O ile słuszne założenie wprowadzenia kontrastu między błahostkami obcego dla Louisa świata a jego chorobą, doskonale sprawdza się w teorii, o tyle w tym przypadku Dolan wykazuje sporą niekonsekwencję (przedziwne w kontekście świetnie wyreżyserowanej "Mamy") w kwestii oscylowania pomiędzy śmiertelną powagą a humorem. Pewne sceny zamiast łączyć jedno z drugim, (jak w przypadku "Toniego Erdmanna") powodują totalny chaos kompozycyjny. Będąc bardziej konkretnym: emocje w filmie wywoływane są tanimi chwytami, rodem ze słabych melodramatów. Tam, gdzie widz powinien odczuwać współczucie, pojawia się nachalnie narzucająca odbiór danej sceny, ckliwa muzyka. Brak równowagi pomiędzy nadmierną ilością zabawnych w zamierzeniu scen i nostalgicznymi wspomnieniami a wewnętrznym dramatem i intymnymi relacjami z poszczególnymi członkami rodziny jest na tyle uderzający, że kluczowe sceny nie wybrzmiewają z należytą siłą.



Drugim ogromnym problemem tego filmu jest jego formalne zadęcie. O ile w "Mamie" sceny, które równie dobrze mogłyby posłużyć jako teledyski do popowych szlagierów, doskonale pasowały do ukazywania odczuwanego przez bohatera poczucia pełnej wolności, tym silniej oddziałując na widza, tak w tym filmie sprawiają wrażenie wrzucanych na siłę, wybijając tym samym z rytmu opowiadanej historii. Efektowność "Mamy" zostaje zastąpiona efekciarstwem. Właściwie za każdym razem, kiedy ukazywane są kadry z przeszłości Louisa, wywołane wspomnieniami siostry czy chociażby piosenką z dzieciństwa ("Dragostea din teï" zespołu O-Zone), czuć, że to tylko pretekst do wyeksponowania stylizacyjnych zapędów, a nie świadomy, wzmacniający daną scenę zabieg.



Wszelkie braki w filmie najmocniej odczuwalne są dopiero w ostatniej scenie. Pretensjonalne rozważania bohatera w połączeniu z bełkotliwymi dialogami i niekonsekwencją stylistyczną sprawiają, że widz czuje się na tyle zmęczony i poirytowany, iż kulminacyjny moment zupełnie go nie obchodzi. Na nic też zdają się celowe szarże aktorskie Cassela, Seydoux i grającej matkę Louisa, Nathalie Baye. Na deser zaś dostajemy to, z czym Dolan od zawsze sobie nie radził, nachalną symbolikę. W "Na zawsze Laurence" był to motyl, w "Mamie" padający deszcz, tutaj wylatująca z zegara kukułka, stanowiąca niejako gwóźdź do przestylizowanej trumny reżysera.

Sądząc po zdobytych nagrodach (Grand Prix Festiwalu w Cannes), można by przypuszczać, że filmem "To tylko koniec świata" Dolan pokazał w końcu pełnię swoich możliwości, ucierając nosa krytykom jego twórczości artystycznej. Trudno jednak nie zauważyć, że jego najnowszy film bardziej przypomina niedoskonałe, choć niosące duży potencjał dziełko debiutanta, niż "opus magnum" dojrzałego twórcy.
1 10
Moja ocena:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Sztuka teatralna z pewnością nie jest materiałem wdzięcznym do przeniesienia na wielki ekran. Trudności z... czytaj więcej
Xavier Dolan po raz kolejny udowadnia, że jest mistrzem narracji, sięgającym do samego sedna natury... czytaj więcej
Powrót do domu jest toposem przewijającym się w literaturze i filmie bardzo często i początkowo zdaje... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones