Recenzja filmu

Wyliczanka (1988)
Peter Greenaway
Joan Plowright
Juliet Stevenson

Ene, due, rabe...

Peter Greenaway znany jest z ekspresywnego operowania słowem i obrazem. Wierny widz zauważy pewną prawidłowość towarzyszącą filmom brytyjskiego reżysera. Człowiek zawsze skrywa tajemnicę, jest
Peter Greenaway znany jest z ekspresywnego operowania słowem i obrazem. Wierny widz zauważy pewną prawidłowość towarzyszącą filmom brytyjskiego reżysera. Człowiek zawsze skrywa tajemnicę, jest żywym uosobieniem zjawisk i mechanizmów społecznych. Podobnie rzecz ma się w przypadku "Wyliczanki". Koncept gry prześladujący bohaterów, liczne nawiązania do reguł rządzących jej przebiegiem i postaci połączone ze sztywnym schematem eliminacji słabszych i mniej zaradnych.

Akcja rozgrywa się wśród sielskich krajobrazów angielskiej wsi. Poznajemy trzy kobiety reprezentujące kolejne pokolenia rodziny Colpittsów. Noszą one identyczne imiona, wydają się również być bardzo do siebie podobne. Najstarsza Cissie (Joan Plowright) nakrywa męża na zdradzie i w przypływie emocji topi go. W zatuszowaniu zbrodni pomaga jej miejscowy koroner, Madgett (Bernard Hill). Historia powtarza się, gdy druga z bohaterek (Juliet Stevenson) przyczynia się do śmierci swego małżonka oskarżając go o zaniedbywanie obowiązków, a tym samym uznając za zbędnego. Ponownie podstarzały urzędnik przybywa z odsieczą, uznając zgon za przypadkowy. Najmłodsza Cissie (Joely Richardson), świeżo upieczona pani domu również morduje partnera, jednak nie argumentuje tego czynu w żaden logiczny sposób. Wydawać się może, że ostatnia ofiara tria ginie po to, by wypełnić swego rodzaju wzór, jak mówi jedna z protagonistek: "wszystko zazwyczaj powtarza się po trzykroć". Mężczyzna pomaga kobietom nie tylko ze względu na potajemnie żywione uczucia do każdej z nich. Bohater ma obsesje na punkcie śmierci, szuka faktów, które nadawałyby jej charakteru historii z morałem. Człowiekiem zafascynowanym procesem opuszczania świata żywych jest również syn koronera Smut, który prowadzi spis zgonów nagłych bądź brutalnych oraz tych z pozoru zwykłych i banalnych. Chłopiec ma w zwyczaju honorowanie wszelkiego rodzaju śmiertelnych wypadków, oznakowując ich miejsca wedle własnego systemu. Z czasem stworzona przez niego mapa zamienia się w schemat potyczki, której głównym uczestnikiem jest nie kto inny jak sama kostucha. Początkowa fascynacja przeradza się w obsesję, a nieodparta chęć poznania mechanizmów jakimi posługuje się śmierć automatycznie skazuje bohatera na porażkę. Nikt bowiem żniwiarza nie przechytrzy, nikomu nie będzie dane poznać jego planu gry.

Turnieje, pojedynki i rozgrywki, oto czym Greenaway zajmuje oko widza. Bohaterowie opowieści spędzają wolne chwile na różnego rodzaju grach zręcznościowych, których zasady w większości przypadków są irracjonalne. Przebieg jednej z nich idealnie odzwierciedla relacje, jakie zawiązały się pomiędzy postaciami. Możemy mieć wrażenie, że to swego rodzaju alegoryczne porównanie, z czasem odkrywamy ukryty sens każdej ze scen. To na podstawie gier i zgodnie z ich przebiegiem tworzy się świat, to na podstawie wyniku gry dowiadujemy się, kto zgarnia całą pulę, a kto odchodzi z pustymi rękami. Mężczyźni, którzy już wkrótce mają zostać zamordowani, są eliminowani w pierwszej kolejności, zapoczątkowując tym samym schemat działania kata i przepowiadając los jego ofiary. Bywa, że wszelkiego rodzaju potyczki są odskocznią od dnia codziennego, pozwalają poluzować wodze fantazji i zanurzyć się w świecie stworzonym specjalnie dla nas. U Greenawaya konsekwencje wyszukanych rozrywek mają istotny wpływ na życie doczesne bohaterów, można powiedzieć, że gra została tu przyrównana do wzorów systemów społecznych, podziałów i innych odgórnie narzuconych nam modeli działania i klasyfikacji. Jakkolwiek niewinna i dziecinna mogłaby wydawać się owa rozgrywka, karty odwracają się, gdy niesławny koroner zostaje podejrzany o przestępstwo na tle seksualnym. Choć zarzuty nijak mają się do rzeczywistości, dla oka potencjalnego obserwatora Madgett prezentuje się jako niegodziwiec i człowiek, który winę ma wypisaną na twarzy. Słabi odpadają, gra zbiera swoje żniwa. Karykaturalna, greenawayowska nemezis odwiedza nieszczęśnika, lecz kara to nie więzienie czy osąd. Czeka go zgoła inny los.

Reżyser ma w zwyczaju dawać widzowi wskazówki, pozwalające na odszyfrowanie jego przesłania. Tytułowa wyliczanka rozpoczyna się wraz z pierwszymi kadrami filmu, wprowadzając nas w zmyślnie zaprojektowany świat. Czekając na kolejną sekwencję symboli, która mogłaby zbliżyć nas do zrozumienia konceptu, znacznie łatwiej przyswajamy brutalne sceny śmierci i liczne akty przemocy. To nic innego jak sprytne odwrócenie uwagi. Widz nieświadomie zostaje czynnym uczestnikiem farsy. Wraz z upływem czasu sceny zawierające nawiązania do liczb i innych znaków stają się chaotyczne. Reżyser ponownie odnosi się do systemu rządzącego zachowaniami społecznymi, pokazując nam, że w istocie jest on bezwartościowy i pusty. Ciekawość i niejasne wskazówki przesłaniają kontrowersyjne sceny pełne agresji. Jest to perfekcyjnie dopracowana metafora przedstawiająca sposób manipulacji wpływającej na komponent emocjonalny naszej postawy. Po raz kolejny Greenaway zaskakuje pomysłowością i oryginalnym podejściem do problemu.

Detal, detal i jeszcze raz detal. Brytyjczyk jest mistrzem ukrywania i eksponowania tego, co chce nam przekazać. W "Wyliczance" kamera często skupia się na z pozoru mało znaczących drobiazgach. Obserwujemy wdowy pozbywające się przedmiotów należących do ich zmarłych mężów. Rekwizyty te mogą być kojarzone z konkretnymi etapami rozwoju cywilizacji. Kobieta jest u reżysera osobą wyjątkową, bywa, że daje życie, bywa, że życie odbiera. Jest również uosobieniem kulturowych bogactw i przemian. Czy potrójne morderstwo może być utożsamione z  następującymi po sobie przełomami, zmianami towarzyszącymi ludzkości na przełomie wieków? Być może Greenaway ponownie przedstawia nam proces nieuniknionych metamorfoz, które tym razem obrazuje na przykładzie pojedynku płci.

W jednym z esejów twórca tak oto podsumowuje swoje dzieło: 
"Liczenie sprawia, że nawet nieznośne przedmioty i wydarzania stają się łatwiejsze w przyswojeniu. Zajmij umysł drętwą recytacją, by pozbawić go jakichkolwiek skomplikowanych reakcji". Jeden, dwa, trzy, cztery...
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones