Recenzja gry

Crysis 3 (2013)
Cevat Yerli
Dariusz Błażejewski
James Vincent Meredith
Andrzej Chudy

Faceci w nanorajtuzach

W dobie renesansu "zielonej postapokalipsy" nowy Crysis każe wrócić nam do zniszczonego i porośniętego zielskiem Nowego Jorku. I niewiele w nim otwartej przestrzeni.
Seria "Crysis" bardzo szybko pokonała dystans dzielący otwarty świat i tunelowe FPS-y. Pierwsza część była typowym tropikalnym sandboksem. Druga radośnie nałożyła nam kajdany i z dżungli wrzuciła w miejskie, choć apokaliptyczne klimaty. Trzecia odsłona kontynuuje ten trend – w dobie renesansu "zielonej postapokalipsy" nowy Crysis każe wrócić nam do zniszczonego i porośniętego zielskiem Nowego Jorku. I niewiele w nim otwartej przestrzeni.



Od wydarzeń z "dwójki" minęło ponad 20 lat. Światowy portfel znajduje się w posiadaniu znanej już wcześniej korporacji CELL. Cepidzi teoretycznie zostali zlikwidowani, zaś o Proroku, bohaterze z poprzednich gier, nikt już nie pamięta. Nikt? Wejście w świat "Crysis 3" zaczyna się mocnym uderzeniem i na pewno wywoła uśmiechy na twarzach fanów. Jedna z ciekawszych postaci, Psychol, powraca z hukiem, by wydobyć naszego bohatera z komory kriogenicznej. Co ciekawe, pozbawiony jest już kombinezonu i zredukowany do roli "zwykłego" żołnierza. Stanowi on doskonały kontrast dla Proroka, zanurzającego się coraz głębiej w otchłań odczłowieczenia, którego wyrazem jest kombinezon taktyczny. Filozofowanie na temat tego, co czyni żołnierza żołnierzem i czy na pewno są to technologie, nie jest najwyższych lotów, ale jak na kilkugodzinną mikrofabułę zdaje egzamin. Niewątpliwa w tym zasługa nawet nie Proroka, a właśnie Michaela "Psycho" Sykesa, którego mocne, ostre teksty oraz osobiste dramaty stanowią świetny kontrapunkt dla delikatnych tylko wątpliwości głównego bohatera.  

Ale to postacie – one są zakreślone nieźle, choć nie do końca ratują scenariusz. O ile czekamy na cięte riposty Psychola, o tyle główny wątek średnio nas interesuje. Zła korporacja, która jest zbyt pewna siebie, nieuchronny powrót Obcych, wreszcie – oczekiwanie na Tego Wielkiego Bossa... Po historii ślizgamy się jak kamyk puszczony na wodę. Raz po raz zdarzają się Momenty (koniecznie wielką literą), ale cała historia nie jest szczególnie porywająca. A szkoda, zwłaszcza że można było lepiej zaakcentować wątek człowieka i maszyny. Scenki, w których Prorok zastanawia się nad swoim człowieczeństwem, wywołują raczej pobłażliwy uśmiech, głównie z powodu nieporadności dialogów. Są one niestety mocno czerstwe.

Na szczęście "Crysis 3" to nie tylko fabuła, ale przede wszystkim shooter. Degradacja uzbrojenia i usprawiedliwianie jej techno-bełkotem nie jest nowe. Były tomahawki, teraz czas na łuki. "Crysis 3" dołącza do grona gier, w którym będziemy się czuć jak Robin Hood, tyle że w wersji sci-fi. Broni jest tu sporo, jednak większość stanowi wyłącznie alternatywę dla głównego bohatera tej odsłony gry – łuku. To broń doskonała. Nie wyskakujemy z kamuflażu, możemy zbierać strzały po zabitych, używanie łuku jest ciche... Czego chcieć więcej? Czekam na "Crysis 4"; mam nadzieję, że regres pójdzie o krok czy dwa i opancerzonych Cepidów będziemy tłuc maczugą. 

Każdą broń możemy modyfikować w locie. Wystarczy tylko włączyć ekran uzbrojenia, zamiast kolimatora wcisnąć na karabin celownik snajperski i już zdejmujemy wrogów z bezpiecznego dystansu. Ulepszymy i kombinezon, choć na innych zasadach. Podczas misji trzeba poszukać specjalnych skrzynek, dzięki którym zdobędziemy punkty umiejętności. Te przeznaczymy na wzmocnienie konkretnych cech naszego wdzianka. Miłe są tu dwie rzeczy. Pierwsza to spore możliwości w dostosowaniu wsparcia technologii do naszych potrzeb. Jeśli wolicie piąchopirynę i twardy tyłek, wybierze ulepszenia w tym kierunku. Kto zaś preferuje zabawę w Cichociemnego, skupi się na wzmacnianiu kamuflażu i tłumieniu dźwięków. Dodatkowo, każda umiejętność posiada swoje wewnętrzne ulepszenie. Aby na przykład zwiększyć możliwości skanera, musimy oznaczyć 25 wrogów. Wtedy osiągi tego elementu ekwipunku wzrosną na stałe. 

Ponieważ fabuła kończy się nieprzyzwoicie szybko, na osłodę zostaje nam tryb sieciowy. Nie ukrywam, że możliwości zabawy a la Predator łechcą serduszko starego wyjadacza universum AVP. W "Crysis 3" znikanie na polu bitwy zostało zrealizowane całkiem nieźle i co ciekawe, nie stanowi zachęty do tzw. kampienia. Kamuflaż przypomina tu nieco zabawę w podobnym stylu co "Black Ops 2" – do pierwszej skuchy. Komu skończy się energia bądź zacznie strzelać z czegoś innego niż łuk, ten ma przekichane. Znacznie bardziej efektywne jest umiejętne żonglowanie możliwościami kombinezonu niż kurczowe trzymanie się jednej jego funkcji. Główna zabawa w sieciowych potyczkach (tych klasycznych, niżej podpisany jest deathmatchowym tradycjonalistą) sprowadza się jednak do jednej rzeczy – kto pierwszy znajdzie pukawki Cepidów. Co tu dużo mówić, mielenie wrogów za pomocą Reapera czy innej broni obcych to niesamowita radość. Fragi wpadają w tempie, które każe nam sądzić, że po udanym meczu dostaniemy w kantynie darmowy kubek gorącego kakao.

Poza tradycyjną sieczką mamy też choćby mutację CTF czy Dominacji oraz ciekawostkę w postaci Łowcy, gdzie większość graczy to zwykli żołnierze, zaś dwóch ich przeciwników to niewidzialni łucznicy. Z każdą śmiercią żołdaka skład duchów rośnie w siłę. Niby ciekawe, ale statystyki mówią same za siebie – Team Deathmatch to najczęściej odwiedzany tryb sieciowy "Crysis 3". 

Oprawa wizualna to już, poza charakterystycznym ubiorem bohaterów, cecha flagowa serii. Niestety, choć na PlayStation 3 nowy "Crysis" wygląda świetnie, nie trzeba genialnej percepcji, by stwierdzić, że pecetowa wersja prezentuje się o niebo lepiej. Mimo wszystko, to, ile wyciśnięto z leciwego już PS3, zasługuje na pochwałę. 

Zgrzyt pojawia się natomiast w udźwiękowieniu. Moja rada – grajcie w angielskiej wersji. Polonizacja może nie jest tak koszmarna jak "Halo 4", ale włączam ją w poczet straszliwego rozmijania się głosów oryginalnych i rodzimych. Najbardziej wyrazisty przykład to oczywiście Psychol. W angielskiej wersji jest typowym Angolem, z ciętym językiem i odpowiednim akcentem. Jego polski odpowiednik to chrapliwy burak, który kojarzy się z czatującym przy supermarkecie menelem. Mniejszy ból, ale jednak, wiąże się też z innymi postaciami. Głos Proroka przepuszczony został przez tyle filtrów, że zawstydziłby muzyków industrialnych. Reszta obsady deklamuje kwestie jak na deskach kiepskiego teatru – ze straszliwą dokładnością i przesadzonymi emocjami. Szkoda.

Czy warto zagrać w "Crysis 3"? Kampania jest wszak dość krótka, a multiplayer nie stanowi aż tak dużego magnesu jak w serii "Call of Duty" czy "Battlefield". Mimo wszystko jest to miła odskocznia od klasycznego pompowania ołowiem cyfrowych przeciwników. Dodatek łuku co prawda potwornie obniża poziom trudności, ale od czego są jej wyższe poziomy? "Crysis 3" zapewni nam kilka (w singlu) godzin niezłej jatki i ciekawych widoczków. To powinno wystarczyć.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones