Film, który nie wzruszy Ziemi

USA ma w kinie przekichane. Deszcz meteorytów, wroga cywilizacja pozaziemska, zmutowane chomiki... Pierwsze uderzenie zawsze wymierzony jest w Amerykę. "Dzień, w którym zatrzymała się Ziemia"
USA ma w kinie przekichane. Deszcz meteorytów, wroga cywilizacja pozaziemska, zmutowane chomiki... Pierwsze uderzenie zawsze wymierzony jest w Amerykę. "Dzień, w którym zatrzymała się Ziemia" podtrzymuje ten schemat, a głównym celem zmierzającego w kierunku Ziemi obiektu jest Manhattan. Do zderzenia ostatecznie nie dochodzi, a gigantyczna kulka (sic!) spokojnie osiada na podmiejskich błoniach, płosząc przy okazji tłumy przebywających tam w środku nocy spacerowiczów. Ze światła wyłania się obcy. Zamiast wiwatów wita go jednak ołów, dzięki czemu pierwszym ziemskim przystankiem osobliwego przybysza staje się prowizoryczny OIOM. Klaatu (Keanu Reeves) podczas operacji zrzuca zewnętrzną powłokę i przyjmuje ludzką postać, a po odzyskaniu przytomności domaga się udziału w trwającym właśnie szczycie G-8, by móc przekazać światowym liderom Bardzo Ważną Wiadomość. Zgody na opuszczenie szpitala, ku swojemu ogromnemu rozczarowaniu, nie otrzymuje - w ucieczce pomaga mu więc dzielna pani astrobiolog Helen Benson (urocza Jennifer Connelly), a obcy wkrótce ze zwierzyny zmienia się w ścigającego. Nie zabraknie eksplozji, rozlewu krwi, realizatorskiego rozmachu i kilku patetycznych zdań. Jako całość wszystko to wypada jednak bardzo miernie. Pierwszy "Dzień, w którym zatrzymała się Ziemia" trafił na ekrany w 1951 roku za sprawą Roberta Wise'a, a kilka dekad później został nawet uznany za jeden ze stu najbardziej inspirujących filmów w historii kina (między innymi to właśnie tam po raz pierwszy pojawiły się latające spodki). Scott Derrickson ("Egzorcyzmy Emily Rose") oryginału nie trzymał się zbyt dokładnie, przerabiając go na potrzebny współczesnego katastroficznego widowiska. Jest więc bardziej dramatycznie i brutalnie, apokalipsa wydaje się nieunikniona, a charakterystyczną dla lat 50. antyatomową i pacyfistyczną propagandę zastępuje ekologiczny bełkot o konieczności ratowania konającej planety. Klaatu jako zimny killer (zupełne przeciwieństwo pierwowzoru) pod postacią wyalienowanego osobnika wydaje się dla Reevesa wręcz wymarzony - aktorsko Keanu wygląda jednak przeciętnie. Wątpliwości budzić musi też kilka innych ruchów osób odpowiedzialnych za obsadę, że wspomnę tylko delegowanie do roli profesora Barnhardta... Johna Cleese, którego poważnie brać przecież nie sposób. Sceny absurdalne (samochód jako defibrylator?) przeplatają się z dramatyczną diagnozą kondycji ludzkiego gatunku, wszystko kończy się jednak szczęśliwie, człowiek wraca do natury, a natchniony hasłami "Zielonych" widz może spokojnie ruszyć do wyjścia. Muzyka jest klimatyczna, oprawa wizualna - efektowna, całość prezentuje się jednak znacznie poniżej oczekiwań, o czym najlepiej świadczy absolutnie zasłużona nominacja do Złotej Maliny w kategorii najgorszego remaku, obok tak uznanych produkcji, jak "Poznaj moich Spartan" czy "Gwiezdne Wojny: Wojny Klonów". Fakt, na tle innych apokaliptycznych wizji, które ostatnio pojawiły się w kinach ("Doomsday 2012") "Dzień, w którym zatrzymała się Ziemia", wygląda całkiem nieźle, jeśli jednak masz wybór: pierwowzór albo remake, nie daj się zwieść urodzie drewnianej Connelly - Wise przerasta Derricksona o co najmniej dwie klasy. No i zamiast kulek są talerze.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Nie ma to jak science Fiction. Przekonaliśmy się o tym nieraz za sprawą takich produkcji jak "2001:... czytaj więcej
Lata 50. i 60. XX wieku to okres rozkwitu kina science-fiction. Efektem boomu, który nie miał później... czytaj więcej
Ta historia - jak każda inna, również ma swój początek. "Dzień, w którym zatrzymała się Ziemia" zaczyna... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones