Recenzja filmu

Aladyn (1992)
Maria Piotrowska
John Musker
Robin Williams
Scott Weinger

Gagi z tysiąca i jednej nocy

W jednej z początkowych scen filmu "Piękna i Bestia" widzimy Bellę, która u zostawia u księgarza ostatnio przeczytaną i ukochaną baśń: Podróże, pojedynki, zaklęcia! I zaczarowani królewicze! -
W jednej z początkowych scen filmu "Piękna i Bestia" widzimy Bellę, która u zostawia u księgarza ostatnio przeczytaną i ukochaną baśń: Podróże, pojedynki, zaklęcia! I zaczarowani królewicze! - woła podekscytowana. O ile wszystko to czeka ją już za chwilę, to przekaz jest jasny: w następnym dziele Disneya będzie tego więcej. I słowa dotrzymano. Niezapomniana księżniczka Disneya streściła właściwie całą historię "Aladyna", 31. klasycznej animacji Walt Disney Pictures, filmu, który nie tylko nie kończy epoki odrodzenia wytwórni Myszki Miki, ale i na dobre ją rozwija.

Jest to szósta, oficjalna ekranizacja baśni realizowana przez Disneya. Zgodnie z tradycją i tu nie postawiono na prowizorkę, tylko idąc za ciosem stworzono film bijący technicznie poprzedniczki. "Aladyn" jest jedną z nielicznych (adaptacji) baśni, która swój przekaz kieruje głównie w stronę chłopców. O ile dzisiaj Disney... "mężnieje" zmieniając naprędce tytuły swoich filmów, by skusić więcej męskiej widowni do kin, tak wtedy czynić tego nie musiał: Aladyn jest męską opowieścią, rozgrywającą się w męskim świecie, a księżniczka Dżasmina jest jedynie seksownym dodatkiem... ale... (UWAGA!) ...wyemancypowanym.

Disnejowskie ekranizacje baśni mają to do siebie, że sprytnie potrafią umieścić cały szkic uniwersalnego oryginału, iż w recenzji do ww. filmu, fragment o zarysie fabuły, można sobie legalnie ominąć. Tak więc, zamiast pisać, o chłopaku z ulicy, który natrafia na magiczną lampę i uwalnia dżina spełniającego życzenia, skupię się na czymś, co na pewno nie wszyscy potrafią skojarzyć.

"Aladyn" należy do ponadczasowego zbioru "Baśni z tysiąca i jednej nocy" - opowieści, które w opasłych kilku tomach opisują całą kulturę islamu wraz z jej jasnymi i ciemnymi stronami. W porównaniu ze słowiańsko-germańską masakrą baśni Braci Grimm, arabskie opowieści są dużo bardziej okrutne, aczkolwiek to przesadne okrucieństwo i ukryty między wierszami erotyzm (oryginalny skrypt zbioru przeznaczony był dla dorosłych), jest ściśle uzasadniony i szczery. Posiadając coś z egzotyki przyciąga nas bardziej, niż myślimy. I to wszystko udało się zmieścić w "Aladynie", a żeby było ciekawiej - oficjalnie pierwszej... komedii ze studia Disneya!

Nie ma co ukrywać, że tytułowy bohater to jakieś trzydzieści minut filmu, jednak nie jest to wcale minus! Pozostałą godzinę kradnie jego sługa - Dżin z ADHD i podejrzany uciekinier z zakładu dla obłąkanych zarazem. W oryginale obdarzony głosem Robina Williamsa, nie tylko przypomina go z twarzy, ale wszystkie gagi i zabawne teksty naszego niebieskiego bohatera da się przypiąć tylko i wyłącznie pod nazwisko tego komika (epoka Jima Carreya wtedy nawet się jeszcze nie zaczęła). Na dokładkę mamy wspaniały czarny charakter, okrutny i zabawny zarazem, który idealnie wpisuje się w konwencję filmu, która mimo, że usilnie stara się być realizowana na poważnie, co chwila zalicza "wpadki" humorystyczne. Niemniej fabuła "Aladyna" pragnie się rozłazić. Każdy potencjalny krytyk, czeka tylko na moment, by znaleźć w filmie minusy... okazuje się, że to na dłuższą metę niemożliwe. Jeśli nawet minusy są, to uniwersum "Aladyna" jest tak ogromne, że trudno doszukiwać się ludzi, którzy by filmu nie polubili.

Od momentu premiery widownia pokochała "Aladyna". I z cieknącą po twarzy ślinką psychofana ogląda go do dziś. Był to bowiem pierwszy Disney perfidnie parodiujący popkulturę, tworząc nieraz z mahometańskiego Agrabahu szatańskie Las Vegas (nie muszę chyba dodawać, że w w krajach islamu film wywołał duże oburzenie?). Zarazem w to novum fabularne udało się wpleść baśniowość, wstawki ze zbioru tysiąca i jednej nocy, miłość, taką, że aż iskry lecą (chemię między Aladynem i Dżasminą da się poczuć), a bohaterowie namiętnie się przy tym całują, zamykając wszystko na planie olbrzymiej animacji. Animacji budzącej respekt, bijącej po oczach, zachwycającej, kolorowej, zwariowanej i romantycznej. Technologicznie "Aladyn" kontynuuje cuda techniki po "Małej syrence" i "Bernardzie i Biance...", ulepszając co nieco po "Pięknej i Bestii". Nie będę tu streszczał kilku mocnych scen, wystarczy obejrzeć wcześniejsze produkcje, by wiedzieć, czego się spodziewać.

Muzycznie jak to bywa mamy kolejny rarytas. Rzecz jasna Alan Menken wpadki nie zaliczył, stawiając sobie wysoko poprzeczkę, którą udało mu się z filmu na film podwyższać. Jednak należy zauważyć, że w całym tym kolorowym nasyceniu warstwa muzyczna poza chwytliwymi piosenkami w filmie zdaje się głucha. Na szczęście, gdy osobno odsłucha się muzyki, nie mamy wątpliwości, że jest to kolejna perełka pana Menkena.

Na zakończenie mała ciekawostka. Scenarzyści "Aladyna" po tym jak z kilkoma innymi kolegami wylecieli z Disneya w drugiej połowie lat 90., założyli konkurencyjne studio animacji pod nazwą DreamWorks Animation. W roku 2001 ci sami scenarzyści "Aladyna" wlepili do skryptu "Shreka" cały miszmasz popkulturowy, który wcześniej przetestowali. Dziś wiemy, gdzie zapisał się "Shrek" i gdzie "Aladyn". Także i jedno jest pewne - Disney nieraz strzelał sobie w stopę. Bardzo celnie.
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones