Recenzja filmu

Zabójczy numer (2006)
Paul McGuigan
Josh Hartnett
Bruce Willis

Gdy nic nie jest takie, jakim się wydaje

"Zabójczy numer" w reżyserii Paula McGuigana zwraca na siebie uwagę przede wszystkim gwiazdorska obsadą. Jednak jak wiadomo to nie gwarancja sukcesu. Już nie raz kilku świetnych aktorów zagrało
"Zabójczy numer" w reżyserii Paula McGuigana zwraca na siebie uwagę przede wszystkim gwiazdorska obsadą. Jednak jak wiadomo to nie gwarancja sukcesu. Już nie raz kilku świetnych aktorów zagrało wspólnie w słabym filmie, czego przykładami są chociażby "Ocean's Twelve" czy "Genialny klan" (to moja subiektywna opinia). Powodem tego jest głównie brak pomysłu na wykorzystanie ich w naprawdę ciekawych rolach. Twórcy "Zabójczego numeru" nie popełnili tego błędu. Każda ze sław ma tu swoje miejsce i oryginalną postać do odegrania. Jest to jedna z licznych zalet tej produkcji. Kolejną z nich jest intrygująca fabuła: Slevin Kelevra (Josh Hartnett) jadąc do swojego kumpla Nicka zostaje napadnięty i obrabowany. Będąc na miejscu, mimo nie zamkniętych drzwi, nie zastaje nikogo w domu. Poznaje natomiast jego sąsiadkę Lindsey (Lucy Liu). Zaraz po jej wyjściu odwiedzają go dwaj mafiozi i biorąc Slevina ze właściciela mieszkania, zabierają go do Szefa (Morgan Freeman). Okazuje się, że Slevin, czyli Nick, wisi Szefowi pieniądze i albo je odda, albo wypełni pewne zlecenie. Sprawy jeszcze bardziej się komplikują gdy kilka godzin później przywódca drugiej mafii - Shlomo (Ben Kingsley), największy wróg Szefa, również upomina się o pieniądze. Teraz Slevin jest na celowniku obu leaderów rządzących miastem. Czy jednak fakty rzeczywiście są takie, jakimi się wydają? Mimo że fabuła bynajmniej nie jest zabawna, większa część filmu utrzymywana jest w komediowym, lekko zakręconym stylu "ala Tarantino". Charakterystyczne dialogi, nie do końca chronologicznie poukładane sceny i przede wszystkim ironiczne przedstawienie wydarzeń, które zwykle traktowane są jako dramatyczne. To główne podobieństwa do rodzaju, można powiedzieć, komedii gangsterskich, zapoczątkowanego przez Quentina. Późniejszymi jego przykładami są np. "Dorwać małego" czy "Be cool", których nastrój jest bardzo podobny do tego w "Zabójczym numerze", chociaż pod innymi względami są od niego gorsze. Najlepszym przykładem wspomnianej już ironii jest karykaturalne przedstawienie porachunków mafii: dwóch przywódców wrogich gangów mieszka w identycznych twierdzach, umieszczonych naprzeciwko siebie w takiej odległości, że niemal patrzą na siebie z okien z groźnymi minami. Na widok tej sceny uśmiech sam pojawia się na twarzy. Jednak aby nie było tak miło i przyjemnie, po jakimś czasie wszystko co komiczne odchodzi na dalszy plan i na z lekka zdezorientowanego widza spada cała seria zupełnie niespodziewanych zdarzeń. Teraz dramatyzm rośnie, aż do równie zaskakującego zakończenia. I to właśnie cała kwintesencja "Zabójczego numeru" - najpierw dobrze się bawimy, a potem z zapartym tchem obserwujemy rozwój wydarzeń. Pod tym względem jest to prawdziwy majstersztyk. Nie będzie chyba zaskoczeniem jeśli powiem, że gra aktorska była znakomita. Josh Hartnett był bardzo wiarygodny w obu "wcieleniach" Slevina, Morgan Freeman pokazał niezwykłą klasę zwłaszcza w końcówce, Bruce Willis był jak zawsze bezbłędny w roli twardziela, tym razem płatnego zabójcy Goodkata, a i Ben Kingsley nie zawiódł oczekiwań. Ale największym zaskoczeniem była Lucy Liu, która wyjątkowo nie zagrała bezwzględnej zabójczyni, ale szaloną dziewczyną z sąsiedztwa szukającą przygody, i muszę przyznać, że spodobała mi się w tej roli. "Zabójczy numer" to niemal perfekcyjnie przemyślany kryminał, ironiczna komedia i wciągający film sensacyjny, czyli mieszanka, którą ogląda się z ciekawością, pytając: co oni jeszcze wymyślą? Nie jest może arcydziełem, ale dzięki oryginalności i nieprzewidywalności jest filmem, który naprawdę warto zobaczyć.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Pozornie kolejny film o pechowcu w złym miejscu o złym czasie. Reżyser Paul McGuigan dorzuca jednak do... czytaj więcej
Ostatnimi czasy nastał wysyp produkcji z zaskakującym zakończeniem. Niestety często bywa tak, że owe... czytaj więcej
Coś mi tu pachnie... Hartnett, Willis, Freeman, Kingsley (Sir Kingsley) i oczywiście, a może przede... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones