Recenzja filmu

Butch Cassidy i Sundance Kid (1969)
George Roy Hill
Paul Newman
Robert Redford

Geniusz dwóch aktorów

Krótko mówiąc klasyczny western made in Hollywood znudził mi się już dawno temu. Fakt, że mamy oczywiście wiele genialnych dzieł spod ręki amerykańskich reżyserów, jak "Siedmiu Wspaniałych" czy
Krótko mówiąc klasyczny western made in Hollywood znudził mi się już dawno temu. Fakt, że mamy oczywiście wiele genialnych dzieł spod ręki amerykańskich reżyserów, jak "Siedmiu Wspaniałych" czy "Rio Bravo", jednak o wiele więcej niestety jest tych słabych o starym i wypróbowanym już schemacie. Szeryf przybywa do miasta, zabija rabusiów i do tego romans w tle. Alternatywą dla klasycznych opowieści o Dzikim Zachodzie są spaghetti westerny. Jednak większość z nich to - nolens volens - gnioty. Ktoś powie: zaraz, mamy przecież filmy Leone, które… Chcę oświadczyć, że Sergio stworzył swój własny styl, którego naśladowanie grozi słabym filmem. Mimo tego wszystkiego mamy kilku wyjątkowych twórców takich jak właśnie Sergio Leone, Sam Peckinpah czy też Walter Hill. Ten drugi stworzył nową odmianę gatunku, jaką jest antywestern. Powiem szczerze, że przypomina on w pewnym stopniu spaghetti, jednak pewne różnice widać pomiędzy dwoma odmianami gatunku jakim jest western. Jednak George Roy Hill kręcąc obraz "Butch Cassidy i Sundance Kid" wytworzył swój własny, niedościgniony przez nikogo styl, który niestety wykorzystał tylko w jednym swoim filmie. Dlatego też to dzieło nie przypomina ani spaghetti westernu, antywesternu również, a już na pewno nie jest to klasyczna opowiastka o dzielnym szeryfie i złych bandytach. To coś więcej niż tylko zwykły film… W 1969 roku do kin weszło wiele wielkich dzieł, takich jak "Dzika Banda", "Nocny kowboj" czy też "Swobodny jeździec". Te filmy z pewnością są świetne, jednak wydaje mi się, że "Butch Cassidy i Sundance Kid" zdeklasował wyżej wymienione przeze mnie dzieła. Może nie tyle zdeklasował, co był minimalnie od nich lepszy. Film Hilla zostanie zapamiętany przeze mnie dzięki trzem rzeczom: grze aktorskiej, muzyce i scenariuszowi. Zacznijmy dla odmiany od ostatniego. Historia opowiedziana w obrazie wyreżyserowanym przez George'a Roy'a Hilla nie jest wyjątkowo skomplikowana. Dwójka bandytów po napadzie na pociąg i bank postanawia uciec do Boliwii, aby tam również trochę narozrabiać. Film ten nie wyróżniałby się niczym szczególnym, gdyby nie dwie rzeczy. Primo: charakter komediowy filmu, który jest chyba głównym atutem tego dzieła. Praktycznie z czystym sumieniem mogę powiedzieć, iż podczas filmu śmiałem się co chwilę. Proszę zauważyć, że nawet sam sposób przedstawienia bohaterów-bandytów jako miłych i wesołych ludzi był już swoistą zapowiedzą komedii. Jednak reżyser nie zapomniał o nutce dramatu, więc możemy stwierdzić, iż jest to western, dramat i komedia w jednym. Trzeba przyznać, iż humor stoi tu na najwyższym poziomie. Secundo: realizacja filmu oraz poprowadzona w nim akcja. Tutaj również Hill pokazał klasę. Film absolutnie nie może nudzić, gdyż nasi bohaterowie wpadają w coraz to większe kłopoty, a co za tym idzie przez 110 minut ciągle coś się dzieje. Również trzeba przyznać, że niektóre sceny w filmie (szczególnie jeżeli chodzi o ich sposób wykonania) są genialne. Choćby Newman jeżdżący na rowerze, napad na bank, czy też ostatnia sekwencja. Teraz przejdźmy do gry aktorskiej.   Duet Newman i Redford zasługuje chyba na podwójnego Oscara, gdyż zostaje on przyznany tylko jeden za rolę główną. Można powiedzieć, iż pozostają niedoścignieni jeżeli chodzi o sposób, w jaki wykreowali postacie rabusiów, lub jak kto woli bandytów, którzy na ogół kojarzą nam się z jakimiś okrutnymi, bezwzględnymi ludźmi. Para głównych bohaterów to sympatyczni ludzie mimo wykonywanego przez nich "zawodu". Nawet gdy nasi bohaterowie okradają bank, wydaje to się dla widza wręcz wielką przyjemnością. Dlaczego tak postąpił Hill? Trudno powiedzieć. Może chciał udowodnić, że nie wszyscy bandyci są tak źli jak ich się ogólnie przedstawia. Oczywiście to paradoks, jednak wyjątki musiały się zdarzać. Mimo, że naszym bohaterom czas płynął wyjątkowo wesoło, to jednak zostali ukarani za swoje występki (w jaki sposób, dowiedzcie się sami, oglądając film...). Można powiedzieć, iż reżyser - nolens volens - zmusza widza do polubienia głównych bohaterów mimo ich specyficznej profesji. Oczywiście efekt nie byłby taki sam gdyby nie genialna para Newman-Redford. Warto pochwalić też Katharine Ross. Ettta (wykreowana przez nią postać) to z pewnością jedna z lepszych ról kobiecych jakie widziałem. Na zakończenie została nam muzyka skomponowana przez Burta Bacharacha. Na wstępie dodaję, iż film dostał 2 z 4 Oscarów za muzykę oraz piosenkę "Raindrops keep falling on my hand". "South American Getaway", wspomniana wcześniej oscarowa piosenka, "The Old Fun City" czy "Not Goin' Home Anymore" to utwory, które sprawiają, iż to właśnie muzyka jest jednym z głównych atutów filmu. Wprost mistrzowska scena napadu na bank, jazda Newmana na rowerze, czy ostatnie minuty filmu, nie byłyby tak genialne bez muzyki Bacharacha. Podsumowując - jeżeli nudzą już was klasyczne westerny albo w ogóle jeżeli liczycie na komedię najwyższych lotów to sięgnijcie właśnie po "Butcha i Sundance'a".
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Paul Newman i Robert Redford spotkali się na ekranie dwukrotnie. "Butch Cassidy i Sundance Kid" był ich... czytaj więcej
Trzeba przyznać, że lata 60’ w historii kinematografii należały bezkonkurencyjnie do westernu. To właśnie... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones