Recenzja filmu

Gra pozorów (1992)
Neil Jordan
Forest Whitaker
Miranda Richardson

Gra gatunków

Oddział IRA porywa żołnierza brytyjskiej armii imieniem Jody (Forest Whitaker) i przetrzymuje go, oficjalnie licząc na wymianę za aresztowanych towarzyszy broni. Jednym z porywaczy jest Fergus
Oddział IRA porywa żołnierza brytyjskiej armii imieniem Jody (Forest Whitaker) i przetrzymuje go, oficjalnie licząc na wymianę za aresztowanych towarzyszy broni. Jednym z porywaczy jest Fergus (Stephen Rea), który z coraz większym sceptycyzmem podchodzi do decyzji swoich przełożonych i traci wiarę w słuszność Sprawy. Zaprzyjaźnia się z porwanym, co nie podoba się reszcie grupy, która wyznacza Fergusa do zabicia Jody'ego. W swym ostatnim życzeniu skazaniec prosi kata, by ten pożegnał jego ukochaną. Wszystko zapowiada ckliwą historyjkę o przemianie cynicznego twardziela i jego odkupieniu, jednak ten swoisty prolog buduje tylko ścianę pozorów, która wraz z rozwojem fabuły zostanie zburzona.

Reżyserem filmu nie jest bowiem hollywoodzki wyrobnik, lecz mający pewne ambicje balansowania na pograniczu gatunkowego kina pop i kina autorskiego Neil Jordan, któremu raz udaje się to lepiej (i tak jest w przypadku "Gry pozorów"), raz gorzej (najnowszy film w dorobku irlandzkiego reżysera - "Ondine"). Im dalej w las, tym mniej obraz przypomina polityczny thriller, zdradzając coraz więcej cech przewrotnego melodramatu. Fergus dociera do Londynu, odnajduje bar, w którym przesiaduje i śpiewa partnerka Jody'ego, Dil (Jaye Davidson). Emanująca seksapilem dziewczyna nie pozostawia obojętnym z początku niechętnego bohatera i wkrótce wywiązuje się zaskakujący dla obojga romans, w którym żadna ze stron nie jest tą osobą, którą wydaje się być.

Nie da się pisać o tym filmie bez zdradzania najważniejszego fabularnego przewrotu (który z pewnością przyczynił się do nagrodzenia scenariusza Jordana Oscarem), czyli faktu, że Dil jest mężczyzną. Reżyser uderza w przyzwyczajenia widza, kreując związek między starym wygą, który widział już wszystko, a młodym i pewnym siebie transwestytą, do tego usilnie podkreślając jego kobiecość. Wszystko to udaje mu się wyjątkowo sprawnie, a historię uwiarygadniają świetne kreacje (Rea jest stworzony do swojej roli, Jaye zapracował sobie tym debiutem na nominację do Nagrody Akademii, a Miranda Richardson w roli mściwej jędzy to wisienka na torcie).

"Gra pozorów" to przede wszystkim świetnie zarysowane interakcje pomiędzy wiarygodnymi i nietuzinkowymi postaciami pochodzącymi z różnych światów. Zamiast serwować widzowi nachalną historię o wewnętrznej przemianie, Jordan raczej podchodzi przyzwyczajenia widza zza pleców, to samo czyniąc ze swymi bohaterami. Będąc równie zaskoczeni jak Fergus, odbiorcy z łatwością się z nim utożsamiają. Dzięki temu, mając w świadomości niepowtarzalność filmu, ogląda się go z przyjemnością. Widz zainteresowany jest rozwojem wydarzeń i kibicuje rodzącemu się uczuciu. Szerokim łukiem udaje się ominąć zarówno romantyczny banał, jak i łatwy skandal, w związku z tym pozostają nam niemal dwie godziny świetnego kina z pogranicza gatunków.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones