Recenzja filmu

Dyktator (1940)
Charlie Chaplin
Charlie Chaplin
Jack Oakie

Heil, Hynkel!

Rok 1939 już na zawsze pozostanie datą jednoznacznie kojarzącą się z wybuchem II wojny światowej. Nieważne, co jeszcze się wtedy stało, ta data i to wydarzenie są nierozerwalnie związane ze sobą.
Rok 1939 już na zawsze pozostanie datą jednoznacznie kojarzącą się z wybuchem II wojny światowej. Nieważne, co jeszcze się wtedy stało, ta data i to wydarzenie są nierozerwalnie związane ze sobą. Wrzesień '39 pozostanie w pamięci ludzkiej złączony z początkiem wojny, która przyniosła zagładę milionów ludzi na całym świecie. Tematyka związana z tymi wydarzeniami gości na wielkim ekranie już od dziesięcioleci. W ciągu tych dekad wiele się zmieniło, niestety także w świadomości ludzi. Podejmowane są nawet (o zgrozo) próby oczyszczenia z win twórców tej wielkiej zbrodni w dziejach ludzkości. Co by nie powiedzieć, Stany Zjednoczone przed wybuchem wojny robiły świetne interesy z Niemcami (nie tylko oni zresztą) i pokazywanie prawdy o hitleryzmie na przełomie lat 30. i 40. było tam bardzo nie na rękę. Wtedy właśnie zjawia się Chaplin z "Dyktatorem", który kłuje tamtejszych oficjeli niczym cierń w oku.



Fabuła filmu skupia się wokół dwóch postaci wykreowanych przez Charliego. Pierwszą jest Adenoid Hynkel, tytułowy Dyktator. Rządzi Tomanią i pragnie zawojować cały świat. Aby tego dokonać, musi na początek podbić sąsiedni kraj, Austerlich. Na wypowiedzenie wojny potrzebuje jednak pieniędzy. Kiedy żydowscy bankierzy odmawiają "pożyczki", postanawia ich zniszczyć i nawiązuje sojusz z Benizio Napalonim, przywódcą Bacterii. Drugą postacią jest żydowski fryzjer, łudząco podobny do Adenoida. Na własnej skórze doświadcza on piekła holokaustu, lecz dzięki swemu podobieństwu do Dyktatora udaje mu się ujść z życiem. Film ten mający być satyrą na dyktaturę i nazizm, stał się obrazem, który zaczął otwierać oczy ludziom zaślepionym ideologią nazizmu.

Charles Chaplin jest dla mnie geniuszem wielkiego ekranu. Idealnie wpasował się w początki kina masowego i zdobywając uznanie, z każdym kolejnym filmem, sam sobie podwyższał poprzeczkę. Jego znakiem rozpoznawczym w erze kina niemego była postać Trampa, z którą wielokrotnie gościł na dużym ekranie. Co prawda, większość jego filmów to krótkometrażowe komedie, jednak moim zdaniem pełnię kunsztu aktorskiego, reżyserskiego i scenarzysty pokazał w swych pełnometrażowych produkcjach (tak niemych, jak i dźwiękowych). Początek kręcenia "Dyktatora" zbiegł się niemal z wybuchem II Wojny Światowej, a całość zakończono pół roku później, kiedy konflikt zaczynał nabierać już masowego wymiaru. Inspiracją do tego filmu był fakt, że ulubiona postać filmowa Chaplina – Tramp, był bardzo podobny do Adolfa Hitlera. Jeśli dodać do tego, że geniusza kina, oprócz postury i wyglądu łączył z największym zbrodniarzem w historii także wiek (Charlie był starszy zaledwie o 4 dni) to już samo to stawało się doskonałym pomysłem na wykorzystanie w ośmieszeniu i ukazaniu prawdziwego oblicza nazizmu.



W filmie tym bez trudu możemy odnaleźć podobieństwa do części największych zbrodniarzy XX wieku. I tak: Napaloni (Jack Oakie) to Mussolini, Herring (Billy Gilbert) to Göring, Garbitsch (Henry Daniell) to Goebbels oraz najważniejszy Hynkel to rzecz jasna Hitler. Muszę wyrazić swój podziw dla uporu i woli realizacji tego filmu przez Chaplina. Ten geniusz kina wziął się za kręcenie "Dyktatora" wbrew opinii wpływowych osób z USA. Nawet to, że premiera filmu została okrzyknięta jawnym podżeganiem do wojny, nie zraziło Chaplina. Na szczęście opinia publiczna doceniła ten wysiłek i film odniósł sukces. Jeśli spojrzeć na to z naszej obecnej perspektywy, że po ponad 70 latach od premiery film ten ciągle zdobywa swoich nowych fanów, to tym bardziej należy podziwiać jego twórcę.

Oglądałem to dzieło wiele razy i pewnie jeszcze nieraz znów obejrzę. Cenię go za całokształt, ale nie mogę specjalnie nie przypomnieć tutaj trzech scen zapadających w pamięć, stały się one zresztą już dawno temu swoistymi wyznacznikami wielkości "Dyktatora". Pierwsza z nich to scena z dmuchanym globem i Hynklem (Hitlerem), który w takt muzyki Wagnera bawi się światem. Druga scena warta zapamiętania to obraz podwyższania się na fotelach Adenaida i Napaloniego, w myśl zasady, że kto wyżej siedzi, ten jest ważniejszy (napiętnowanie chorej manii wielkości). Trzecia i chyba najbardziej przemawiająca do mojej wyobraźni to końcowa scena przemówienia, w której to Chaplin udowadnia, że i w kinie mówionym doskonale znajdzie swoje miejsce (stała się ona zresztą źródłem jego prześladowań ze strony komisji McCarthy'ego). Pomijając oczywiście już samą jego treść, która powinna każdemu dać do myślenia.



Wartość przesłania tego filmu można również zmierzyć poziomem zakazu pokazów "Dyktatora". W Europie można było go obejrzeć, co specjalnie nie dziwi, dopiero po obaleniu Hitlera (w Niemczech dopiero w 1998), Hiszpanii - po śmierci Franco w 1975, natomiast we Włoszech (wcześniej wycięto sceny z udziałem żony Napaliniego, ze względu na Rachele Mussolini, żonę Duce) - dopiero od 2002 roku! Osobiście uważam, że to film, bez którego historia kinematografii byłaby o wiele uboższa. Każdy, kto kocha kino, powinien zapoznać się z "Dyktatorem" ze względu na jego wymowę oraz na świetną grę aktorską, nieprzeciętny scenariusz i reżyserię. Ten film po prostu trzeba zobaczyć!
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Na początku II wieku n.e. Plutarch z Cheronei napisał swoje najsłynniejsze dzieło - "Żywoty równoległe".... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones