Recenzja filmu

High-Rise (2015)
Ben Wheatley
Tom Hiddleston
Jeremy Irons

High life in the High-Rise

Podczas tworzenia swojego najnowszego obrazu Ben Wheatley postanowił wziąć na warsztat futurystyczną i dystopijną powieść J.G.Ballarda z 1975 roku o tym samym tytule. Powieść niezwykle wciagającą
Podczas tworzenia swojego najnowszego obrazu Ben Wheatley postanowił wziąć na warsztat futurystyczną i dystopijną powieść J.G. Ballarda z 1975 roku o tym samym tytule. Powieść niezwykle wciagającą przez wzgląd na niemalże surrealistyczną fabułę oraz doskonałą proporcję między wątkami komediowymi a prawdziwymi ludzkimi dramatami. Powieść uchodzącą podobno za niemożliwą do zaadaptowania na potrzeby dużego ekranu. Czy Wheatley jest zatem jedynym, który nie bał się sięgnąć po tekst Ballarda oraz któremu się udało?
Zarówno książkowa, jak i filmowa historia stawia w roli bohatera przewodniego doktora Roberta Lainga (Tom Hiddleston), który właśnie wprowadza się do futurystycznego wieżowca, aby znaleźć nieco spokoju po niedawnych niemiłych przejściach w jego życiu.  Lainga poznajemy jednak najpierw jako nieumytego i zarośniętego faceta, który siedząc w stercie odpadków na swoim balkonie właśnie piecze nad ogniem smakowite psie udo. Surrealistyczna scena stanowi otwarcie oraz zamknięcie całej historii. Wkrótce po jej pierwszej części cofamy się do czasów sielanki i luksusu, aby dowiedzieć się wraz z Laingiem, co spowodowało lawinę dramatycznych wydarzeń, które doprowadziły do obecnej sytuacji. 
Dystopijną historię Ballarda zamieniono w święto hedonizmu, a utrata kontroli jeszcze nigdy nie była tak kusząca. Procesowi rozpadu wieżowcowej hierarchii (według której niższe piętra zamieszkują biedniejsi i rodziny z dziećmi, a wyższe bardziej sytuowani i poważani) nieustannie towarzyszą pytania, które rodzą się w głowie Lainga – co jeszcze może się stać, jak daleko możemy się posunąć, jakie jeszcze przekroczymy granice? A także najważniejsze spośród wszystkich innych – co przewróciło pierwszą kostkę tego rozszalałego domina?
"High-Rise" jednych rozśmieszy, drugich zszokuje, a jeszcze innych pozostawi z setką pytań w głowie, ale jedno jest pewne – dla tych, którzy za sobą mają lekturę powieści Ballarda, film ten może nieco zawieść. Najnowsze dzieło Bena Wheatleya jest filmem bardzo wysmakowanym oraz kolorowym niczym obraz z kalejdoskopu Toby'ego – chłopca majsterkowicza, z którym filmowy Laing nawiązuje kontakt. Jednak te wszystkie estetyczne zabiegi nie są w stanie przysłonić luk w scenariuszu oraz sporego zniekształcenia Ballardowskiej historii. Obraz Wheatleya należy więc potraktować jako luźną adaptację, a nie jako wierną ekranizację "Wieżowca".  
Najwierniej oddaną i chyba najlepiej zagraną postacią jest tutaj Richard Wilder (Luke Evans). Postawny facet, którym kierują pierwotne instynkty oraz któremu fakt posiadania rodziny i kolejnego dziecka w drodze nie przeszkadza w polowaniach na coraz to nowsze mieszkanki wieżowca. Jego celem jest między innymi uwodzicielska Charlotte (Sienna Miller), która jednak nie odwzajemnia zainteresowania Richarda. Wilder jest postacią całkowicie szaloną cechującą się niezwykłym determinizmem w dostaniu się na najwyższe piętro wieżowca i porozmawianiu z jego architektem Royalem (Jeremy Irons). A pamiętać należy, że jeśli Wilder czegoś chce, to prędzej czy później udaje mu się to dostać.
Film ogląda się dość przyjemnie dzięki sporej dawce udanych scen komediowych, a także dobrej obsady aktorskiej, jednakże brakuje mu spowieściowego mroku i wypaczenia. Mam wrażenie, że dramat ludzki został tutaj mocno spłycony. Płytkie jest także pójście na skróty i uatrakcyjnienie filmu licznymi scenami erotycznymi. Smutne jest uczynienie z Lainga wieżowcowego Casanovy, podczas gdy jego książkowy pierwowzór był typem odosobnionego i inteligentnego obserwatora, który nie pozwalał sobie na zbyt bliskie kontakty z resztą mieszkańców. Brakuje też małego, ale ciekawego wątku siostry Lainga, która w filmie została po prostu uśmiercona. Widzowie bez uprzedniej znajomości książki mogą mieć problemy z poskładaniem historii w całość, zwłaszcza, że Wheatley serwuje nam niezłą karuzelę. Dobra estetyka oraz ścieżka dźwiękowa mogą jednak w jakimś stopniu zrekompensować te liczne straty. Film warto obejrzeć, ale muszę przyznać, że książkowy pierwowzór jest w tym wypadku potwierdzeniem reguły, że książka jest lepsza niż film.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Nowoczesny apartamentowiec, pomyślany jako azyl dla jego elitarnych mieszkańców. Czterdzieści pięter... czytaj więcej
J.G. Ballard, brytyjski pisarz, na podstawie powieści którego powstał film "High-Rise", znany jest ze... czytaj więcej
"High-Rise" świetnie wpisuje się w kulturowe nurty współczesnego świata – pragnienie życia idealnego,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones