Recenzja filmu

W imię ojca (1993)
Jim Sheridan
Daniel Day-Lewis
Pete Postlethwaite

Historia tragicznej pomyłki

Jedną z cech charakterystycznych ustroju demokratycznego jest istnienie policji i niezawisłych sądów. Organy te zostały utworzone w celu utrzymania porządku społecznego oraz sprawiedliwości.
Jedną z cech charakterystycznych ustroju demokratycznego jest istnienie policji i niezawisłych sądów. Organy te zostały utworzone w celu utrzymania porządku społecznego oraz sprawiedliwości. Łapanie przestępców, skazywanie ich na kary więzienia czy też obrona uczciwych obywateli przed bezprawiem to ich podstawowe zadania. Czy jednak w praktyce zawsze wykonują rzetelnie swe teoretycznie piękne misje? Wydawać by się mogło, że w demokratycznych państwach, przynajmniej po II wojnie światowej, wszystko to działa bez zarzutu. Jednakże poważne wątpliwości na ten temat rodzą się w człowieku po obejrzeniu arcydzieła Jima Sheridana pt. "W imię ojca" – filmu, który przedstawia autentyczną historię jednej z największych pomyłek w dziejach brytyjskiego wymiaru sprawiedliwości.   Warto zwrócić na początku uwagę na rzecz niesłychanie ważną: scenariusz. Trzeba tutaj zaznaczyć, że został on oparty, jak już wspomniałem, na prawdziwych wydarzeniach, co czyni dzieło jeszcze bardziej genialnym i, co najważniejsze, realistycznym. Dlatego też pozwolę sobie na krótki zarys fabuły, gdyż to właśnie fabuła jest najbardziej wstrząsająca: Młody Irlandczyk, Gerry Conlon, spędzający życie na drobnych kradzieżach i konfliktach z prawem, zostaje oskarżony o udział w zamachu terrorystycznym IRA, którego nie popełnił. Policja torturami wymusza na nim zeznania, a sąd – mimo braku dowodów – skazuje młodzieńca na karę dożywotniego więzienia. Co gorsza, zostaje skazany także jego ojciec, za rzekomą pomoc w zorganizowaniu zamachu. Obaj trafiają do celi na wiele lat…    Już patrząc na samą ekipę filmową, można się spodziewać obejrzenia pozycji ponadprzeciętnej. W końcu to Sheridan wyreżyserował "Moją lewą stopę", film niezwykle dobrze przyjęty przez krytykę oraz widownię. Co ważniejsze, główną rolę gra Daniel Day-Lewis, aktor, który otrzymał Oskara za pierwszoplanową rolę męską we wspomnianym powyżej obrazie. Irlandczykowi towarzyszą ponadto wybitni aktorzy: Emma Thompson i Pete Postlethwaite. Warto zaznaczyć, że cała trójka za kreacje w "W imię ojca" została nagrodzona nominacjami do Nagród Akademii Filmowej.   Dzieło Sheridana jest pod paroma względami nowatorskie. W kinematografii zdarzały się już wybitne dramaty sądowe, jednak one w znaczny sposób różniły się od "W imię ojca" (choć zakwalifikowałbym go w ogólną kategorię: dramat – bez przymiotnika: sądowy). Owe filmy opowiadały o zmaganiach człowieka z wymiarem sprawiedliwości, ale ich bohaterowie znajdowali się w zupełnie innej sytuacji niż postać grana przez Daniela Day-Lewisa. Jedni przed sądem dochodzili swoich praw, oskarżali, drudzy byli winni zarzucanych czynów, lecz przed sądem okazywali skruchę, jeszcze inni byli niewinni, choć dowody jednoznacznie skazywały na ich winę. Natomiast w obrazie irlandzkiego reżysera główne postacie nie dochodzą swoich praw, nie oddalają oczywistych zarzutów. Są całkowicie niewinni. Nie ma żadnych racjonalnych dowodów, które by ich, choć częściowo, skazywały. Widz dochodzi do wniosku, że oskarżeni znaleźli się przed wymiarem sprawiedliwości zupełnie przypadkowo. Tym bardziej wstrząsający jest wyrok: wszyscy zostali skazani na długoletnie więzienie. Niezwykle przejmująca jest scena odczytania werdyktu sądu: kolejni bohaterowie są wyprowadzani z sali rozpraw, jedna z oskarżonych przeraźliwie krzyczy, Gerry tylko cicho szepcze w stronę ojca: "Pomóż mi!"… Ten nowy punkt widzenia bohatera w filmowym sądzie, który zaproponował odbiorcy irlandzki reżyser jest istotną nowością: wyrok jest zaskoczeniem, oburza ale i przeraża, bo przecież każdy mógłby się znaleźć na miejscu Gerry’ego i Giuseppe, tym bardziej, że ta historia wydarzyła się naprawdę!    "W imię ojca" zawiera w sobie wiele przesłań i można go odczytywać w kilkunastu kontekstach. Dzieło w wyraźny sposób pokazuje mechanizm ówczesnego sądownictwa: "Trzeba kogoś ukarać, więc znajdziemy winnego". Tak można by opisać postępowanie filmowej policji i Sądu. Nieważne, że ucierpi na tym niewinny człowiek, liczy się tylko osiągnięty wynik rozprawy: skazanie rzekomych winnych. Porażające w filmie jest scena, w której widz dowiaduje się, że prokuratura od początku wiedziała o niewinności głównych bohaterów, ale musiała znaleźć kozła ofiarnego. Człowiek więc w zmaganiu z bezdusznymi organami "sprawiedliwości" ponosi klęskę. W obrazie Sheridana istotny jest również motyw relacji ojca z synem: reżyser ukazuje dwójkę bohaterów, którzy z początku nie rozumieją się i nie szanują wzajemnie, dopiero w krytycznej sytuacji odkrywają swoją wzajemną wartość, Gerry uświadamia sobie, jak wspaniałym i pełnym wiary człowiekiem jest jego ojciec, zaś Giuseppe odkrywa, że jego potomek nie jest wcale tak zepsuty, jak uważał. Obaj zrozumieją, iż w tej tragicznej sytuacji, w jakiej się znaleźli są dla siebie najważniejszymi osobami i tylko dzięki temu mogą przetrwać. Sheridan wyraźnie pokazuje widzowi, jak wielką wartość w życiu człowieka ma rodzina, a także wiara. Młodzieniec z początku nie podziela nadziei ojca, jednak z czasem odkrywa jej pozytywny wpływ i sam pomaga schorowanemu tacie w jego "akcji", mającej na celu uratowanie ich z więziennego zamknięcia. Gerry dostrzega wartość obecności Giuseppe dopiero, gdy pozostaje w celi sam…   Wytwór duetu Sheridan-Day-Lewis ponownie zachwyca przede wszystkim stroną artystyczną. Zawsze wiedziałem, że Daniel Day-Lewis to wybitny aktor, stojący w jednym rzędzie z takimi ikonami jak De Niro, Pacino, Hoffman czy Brando. Już jego rolę w "Mojej lewej stopie" uważam za mistrzostwo świata. W "W imię ojca" jest bardzo podobnie, może troszkę lepsza kreacja Browna, ale jako Conlon także pokazał klasę i udowodnił, że jest jednym z najlepszych współczesnych aktorów. Także pozostała część obsady wypada znakomicie. Oglądanie dzieła Sheridana to, podobnie jak w przypadku "Ojca chrzestnego",  prawdziwa lekcja aktorstwa.    "W imię ojca" to nie tylko popis aktorstwa, rewelacyjny scenariusz, moralne przesłanie. Nie jest to dzisiejsze kino akcji, więc nie znajdziemy tu efektownych wybuchów, strzelanin czy efektów specjalnych. Zamiast tego widz zwraca uwagę na bardzo dobrą ścieżkę dźwiękową oraz niesamowity klimat dzieła. Akcja rozgrywa się w Irlandii i Anglii. Z tego względu w filmie ciągle jest pochmurna lub wręcz deszczowa pogoda. Całość tworzy przygnębiający nastrój. Warto także zwrócić uwagę na muzykę. W dziele "przewijają się" piosenki takich sław jak: Bono, O’Connor, Friday czy Trevor Jones. Sceny więzienne kręcono w słynnym dublińskim Kilmainham Goal, co dodaje obrazowi realizmu.    Jeżeli ktoś pragnie obejrzeć przyjemny film w piątkowy wieczór, odradzam "W imię ojca". Natomiast jeżeli dzieło filmowe jest dla kogoś czymś więcej niż tylko błahą rozrywką, powinien po obraz Sheridana sięgnąć jak najszybciej. W tym ciągłym biegu życia codziennego, możemy na moment zatrzymać się i zdać sobie sprawę, że nawet demokracja i sądy nie zapewniają obywatelowi pełni bezpieczeństwa. Właśnie takie przemyślenia wkradają się do umysłu odbiorcy po projekcji. I zapewne pozostaną w nim na długo, gdyż "W imię ojca" to prawdziwe arcydzieło. Arcydzieło naprawdę wstrząsające!
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Historia zna wiele skandali. Zamach na Jana Pawła II, getta, morderstwo Kennedy'ego. O nich wie... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones