Recenzja filmu

Ciemna strona miasta (1999)
Martin Scorsese
Nicolas Cage
Patricia Arquette

Jeden wymiar piekła

Wędrówka Franka niczego nie odkrywa, przeciwnie, swoisty rytm nadaje jej powtarzalność wiecznie tych samych sytuacji. Wielka metropolia, urbanistyczny konglomerat, nad którego egzystencją
Wędrówka Franka niczego nie odkrywa, przeciwnie, swoisty rytm nadaje jej powtarzalność wiecznie tych samych sytuacji. Wielka metropolia, urbanistyczny konglomerat, nad którego egzystencją człowiek utracił kontrolę, to dwudziestowieczne piekło. Taką tezę głosi od dawna Paul Schrader, krytyk, scenarzysta i reżyser. Jako moralista stał się w kinie amerykańskim lat 80. niemal instytucją. Moralista w kinie jest tolerowany dopóki przyciąga uwagę, ale biada mu, gdy utraci widownię. Liczy się kasa, nie intencje. Schrader w latach 70., przyciągał publiczność, ale kongenialnego reżysera dla swoich scenariuszy znalazł w osobie Martina Scorsese. Spotkali się na płaszczyźnie duchowej, uporczywie szukając sensu metafizycznego dla tego, co w wielkomiejskim piekle jest najbardziej podłe i brudne. Surowy kalwinizm Schradera połączył się osobliwie z udręczonym katolicyzmem Scorsese, a to okazało się mieszanką piorunującą w filmach "Taksówkarz" i "Wściekły byk". Podobne zamierzenie przyświeca niewątpliwie filmowi "Ciemna strona miasta". Trzeba mu oddać sprawiedliwość: przynosi rzadki w dzisiejszym kinie obraz ludzi, których egzystencja nie jest pozbawiona wymiaru duchowego, którzy zmagają się z poczuciem grzechu, mają świadomość upadku, ale i zbawienia. Jest to film bezkompromisowy i wyzywająco odważny. Nie ma fabuły. Dwie godziny seansu wypełnia gwałtowna, chwilami wręcz histeryczna relacja z trzech nocy spędzonych "w terenie" pracownika pogotowia Franka PierceŐa. Dręczy go poczucie winy. Przestał być uzdrowicielem, jest tylko świadkiem umierania. Jeśli usiłuje ratować życie, zamienia się to w okrutny gwałt na tym, który pragnie odejść. Frank słyszy głosy, ma ponadzmysłowy kontakt z rzeczywistością umierających. Prześladuje go wizja dziewczynki imieniem Rose, która przez niego umarła. Osaczają męczące wspomnienia. Nicolas Cage o jarzących się, nieprzytomnych oczach sprawia, że wierzy mu się bez zastrzeżeń. Jest dantejskim wędrowcą zstępującym w otchłań. Usiłuje nieść dobro, ale napotyka wrogość i obojętność. Nawet u dziewczyny, z którą zdołał nawiązać emocjonalny kontakt przy jej powalonym atakiem serca ojcu. Mary (Patricia Arquette) pragnie, aby ojciec żył, bo ma wobec niego poczucie winy, chce kontaktu, chce przebaczenia, odkupienia winy. Elektrowstrząsy mogą podtrzymywać pracę serca, ale czy skurcz palców ojca na dłoni córki nie jest tylko mechanicznym odruchem ciała pobudzanego gwałtem do reakcji? Historia Mary jest jednak rozpaczliwie zwyczajna w swej beznadziejności, nawet gdy dziewczyna szuka ucieczki w narkotycznym odurzeniu. Dla jej uratowania Frank dokona wreszcie czynu, którym przekreśli własne zbawienie. Nie można uciec od religijnych konotacji, którymi ten film przesycony jest aż ponad miarę. Czasem przybiera to kształt groteskowy, jak w epizodzie z rodzącymi się bliźniętami, kiedy mowa jest o niepokalanym poczęciu. Ale w dantejskim piekle wszystko jest możliwe. Tylko że piekło Schradera i Scorsese pozostaje jednowymiarowe. Wędrówka Franka niczego nie odkrywa, przeciwnie, swoisty rytm nadaje jej powtarzalność wiecznie tych samych sytuacji, choćby z cuchnącym "panem Oh". Jedynym sposobem przeżycia w tej nieludzkiej monotonii rozkładu wydaje się szaleństwo. Ulegają mu wszyscy, w większym czy mniejszym stopniu. Szaleństwo jako odpowiedź na napięcia współczesności było już treścią "Taksówkarza". Travis Bickle przemieniał się tam najdosłowniej w wojownika, który swoją misją uczynił oczyszczenie metropolii z ludzkiego "śmiecia". Jednak Frank w "Ciemnej stronie miasta" nie jest indywidualnością tak mocną, bo oszczędzono mu cech psychopatycznych. W gruncie rzeczy nie ulega żadnej przemianie. Cokolwiek czyni, nie wykracza poza rolę świadka. Dlatego opowiadanej historii brakuje emocjonalnego zaangażowania. Paradoksalnie nie sprzyja temu także mistrzostwo filmowej roboty. Scorsese stworzył obraz przerażający i oszałamiający nerwową intensywnością, z hipnotycznie działającą ścieżką dźwiękową, która jest konglomeratem piosenek pop. Jest mistrzem. Ale czy możliwa jest dzisiaj diagnoza wielkomiejskiej cywilizacji z pominięciem aspektu społecznego? Czy piekło to tylko slumsy? Trudno oprzeć się wrażeniu, że między światem ukazanym na ekranie i widzem istnieje niewidzialna przegroda, której nie udaje się sforsować. Ogląda się ten film z podziwem, jednak bez wzruszenia.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones