Recenzja filmu

Somewhere. Między miejscami (2010)
Sofia Coppola
Stephen Dorff
Elle Fanning

Kim jest Johnny Marco?

Na Festiwalu Filmowym w Wenecji w 2010 roku jury pod przewodnictwem Quentina Tarantino za najlepszy film uznało "Somewhere. Między miejscami" autorstwa Sofii Coppoli. Ta decyzja poruszyła
Na Festiwalu Filmowym w Wenecji w 2010 roku jury pod przewodnictwem Quentina Tarantino za najlepszy film uznało "Somewhere. Między miejscami" autorstwa Sofii Coppoli. Ta decyzja poruszyła filmowym światkiem, wielu krytyków i dziennikarzy zarzuciło twórcy "Pulp fiction" stronniczość (Coppola była niegdyś jego partnerką), Tarantino jednakowoż zdania nie zmienił. Osobiście obejrzałem zaledwie kilka z zakwalifikowanych do konkursu głównego obrazów i nie mogę obiektywnie stwierdzić, czy obraz córki sławnego Francisa Forda Coppoli istotnie był spośród nich najlepszy. Niemniej po seansie "Somewhere. Między miejscami" mogę powiedzieć, że film to solidny, choć według mnie nie najlepszy w dorobku twórczyni znakomitego "Między słowami".

Historia skupia się na Johnnym Marco, popularnym hollywoodzkim aktorze mieszkającym w słynnym w Los Angeles hotelu gwiazd Chateau Marmont. Jego życie można krótko określić jako celebryckie - ogranicza się do imprezowania, udzielania wywiadów, promowania nowego filmu, spełnianiu cielesnych uciech i "rozbijania się" czarnym porsche. Gdy pewnego dnia przychodzi mu zaopiekować się jedenastoletnią córką przez dłużej niż dwa weekendowe dni, zaczyna odkrywać, jak bardzo jest, mimo spełnienia zawodowego, niespełniony w życiu osobistym.

W "Somewhere" Sofia Coppola powraca do swoich ulubionych tematów - samotności i poszukiwania swojego miejsca w życiu. Johnny (Stephen Dorff) posiada wszystkie cechy gwiazdy i zdobywcy kobiet - przyciągające spojrzenie, szelmowski uśmiech, zawadiacko zwichrzone włosy. Piękne dziewczyny lgną do niego, on zaś nie zaniedbuje sposobności do zrobienia z tego faktu użytku dla siebie, codziennie fundując sobie prywatny, erotyczny taniec w hotelowym pokoju. Mimo to żyje z dnia na dzień, a jego codzienność wypełnia nuda i ogromna pustka. Pojawienie się na dłużej Cleo (świetna Elle Fanning) wyrywa go z tej "rutyny". Pełna energii nastolatka pokazuje mu, że nie umie cieszyć się z życia. Początkowo Johnny nie potrafi znaleźć wspólnego języka z córką, z czasem jednak zmienia się to i powoli zaczynają się do siebie zbliżać. Czy odnajdzie w sobie tyle siły i samozaparcia, by zatrzymać się, zatrzasnąć za sobą drzwi "wypasionego" samochodu i odpowiedzieć na pytanie zadane na konferencji prasowej? Odpowiedź wcale nie okaże się oczywista.

W jednym z wywiadów na temat swojego najnowszego filmu twórczyni "Przekleństw niewinności" powiedziała: "Kiedy patrzę na fenomen sławy, na "kulturę celebrytów" i na to, jak wielu ludzi chce dziś być tak zwanymi gwiazdami, zadaję sobie pytanie, czy rzeczywiście można w tym znaleźć spełnienie." Jest to druga problematyka, którą porusza "Somewhere". Już umiejscowienie akcji w konkretnym miejscu mówi wiele - Chateau Marmont to hotel-ikona, legenda filmowego światku, część kultury Los Angeles. Coppola stawia znane już pytania - jak daleko człowiek może się posunąć, by zaspokoić własne zachcianki? Dokąd może doprowadzić hedonistyczny tryb życia? Córka twórcy "Ojca chrzestnego" po części na nie odpowiada, ale brak w "Somewhere" moralizatorskiego tonu. Jej film to raczej wyraz subtelnej dezaprobaty do takiego stanu rzeczy.

Coppola prowadzi film z charakterystyczną sobie lekkością, oszczędnie dawkuje szczegóły i powolnie przewraca na ekranie kolejne strony scenariusza (swojego zresztą autorstwa), okraszając spokojną, nieco nastrojową, a chwilami wręcz melancholijną akcję (choć zapewne znajdą się tacy, dla których będzie ona zwyczajnie nudna) małymi dawkami inteligentnego humoru. Jej filmy znane są z bogactwa znakomitych dialogów, jednak co ciekawe w "Somewhere" nie uświadczymy ich zbyt wiele - więcej mówią tu gesty niż słowa, sceny kontemplujące ludzi i ich relacje (ujęcie odpoczywających na leżakach Johnny'ego i Cleo - bez słów, a mówi wszystko). Dwa doskonałe fragmenty pod koniec rekompensują jednak lakoniczne wymiany zdań z reszty filmu. Mimo pewnej poetyckości, z której notabene Coppola jest już znana, "Somewhere" pulsuje jakąś ukrytą emocją, dzięki czemu wciąga i ogląda się go z przyjemnością. Całość trafnie dopełniono, równie oszczędną co sceny dialogowe, ale nie mniej świetną od pozostałych obrazów w dorobku reżyserki oprawą muzyczną.

Sofia Coppola wypracowała już swój własny styl - jej konsekwencja w reżyserowaniu trochę przypomina mi tę, jaką operuje Woody Allen. Boję się jedynie, że twórczyni "Marii Antoniny" może się w końcu zacząć powtarzać. Na razie jednak tak się nie dzieje. Jest za to charakterystycznie, barwnie, kameralnie. Po prostu fajnie.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Filmy Sofii Coppoli są wnikliwymi obserwacjami nas samych. Jej bohaterowie to zagubieni w życiu ludzie,... czytaj więcej
Fajnie jest być singlem. Mając niezliczoną ilość gotówki oraz sławę, można sobie na wiele pozwolić. W... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones