Recenzja filmu

Mów mi Dave (2008)
Brian Robbins
Jerzy Dominik
Eddie Murphy
Elizabeth Banks

Kosmita też człowiek

Humor jest zazwyczaj "bezalkoholowy", ale starczy, by zasilić funkcjonowanie sympatycznego produkcyjniaka.
W tej bezkrwawej wersji "Terminatora 2" Eddie Murphy wciela się w postać niejakiego Dave'a – przystojnego Murzyna w niemodnym garniturze z epoki dyskotekowych hitów Bee Geesów. Dave dosłownie spadł z nieba w okolicach Statuy Wolności w Nowym Jorku, dokonując przy tym paru zniszczeń. Podczas gdy policjant-nowicjusz stara się odnaleźć sprawcę demolki, nasz bohater wyrusza w miasto. Tam nawiązuje znajomość z artystką Giną (Elizabeth Banks) oraz jej synkiem Joshem (Austyn Lind Myers). To właśnie on najbardziej interesuje Dave'a, który w rzeczywistości jest statkiem kosmicznym zamieszkiwanym przez załogę maciupeńkich Obcych. Przybyli oni, by pozbawić naszą planetę wszelkich zasobów wodnych, zaś w rękach chłopca przypadkowo znalazł się przedmiot umożliwiający im to. Niby katastrofa przez cały czas wisi nad filmem, ale dopiero w końcowych partiach twórcy pozwalają sobie na odrobinę pirotechnicznego szaleństwa. Sednem jest spotkanie dwóch światów: ziemskiego i pochodzącego z innej galaktyki. W tym drugim emocje schowane są lepiej niż ateiści ukrywający się przed przyjściem księdza po kolędzie. Kontakt z ludźmi wyzwala w kosmitach pragnienia, które wcześniej były im zupełnie nieznane – na przykład naczelnik arsenału odkrywa swoją homoseksualną orientację i decyduje się coming out, a jego współtowarzysze pod wpływem alkoholu zaczynają niegrzeczne zabawy... Stąd już tylko krok, by gwiezdni lilipuci uświadomili sobie, że Ziemia nie jest wcale tak straszna, jak na początku sądzili. Brian Robbins, który wcześniej zrobił z Murphym obsypanego Złotymi Malinami "Norbita", wzbija się tu na szczyt swych umiejętności reżyserskich. "Mów mi Dave" nie budzi zażenowania i ma do odkapslowania parę butelek z humorem. Ten jest zazwyczaj "bezalkoholowy" (cóż poradzić, film dla dzieci), ale starczy, by zasilić funkcjonowanie sympatycznego produkcyjniaka. W dodatku Eddie Murphy, choć dawno temu pogrzebał karierę parszywymi kreacjami miłośników zwierząt i spaślaków, w paru momentach przypomina sobie, że miał kiedyś talent. W połączeniu z wyświechtanymi chwytami z repertuaru kina familijnego "Dave" stanowi klasyczną pozycję, którą można by pokazywać w niedzielne popołudnia. Obiadek jeszcze się gotuje, więc nic nie stoi na przeszkodzie, by wtrącić coś bezbolesnego.
1 10
Moja ocena:
5
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Eddiego Murphy’ego zdarza mi się bardzo często oglądać w rolach grubych, grubszych i najgrubszych... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones