Recenzja filmu

Zbaw nas ode złego (2014)
Scott Derrickson
Eric Bana
Édgar Ramírez

Koszmar pozerstwa

Derrickson nie wykorzystał tkwiącego w fabule potencjału. Podjął fatalną w skutkach decyzję, by zamiast skupić się na budowaniu klimatu, zająć się tworzeniem wizualnych atrakcji. "Zbaw nas ode
"Zbaw nas ode złego" zaczyna się od informacji, że fabuła filmu inspirowana jest prawdziwymi wydarzeniami. Niestety słowem-kluczem jest tu "inspirowana", które oznacza de facto, że wszystko, co zobaczymy na ekranie ma tyle wspólnego z rzeczywistością ile dietetyczna cola ze zdrowym odżywianiem. Scott Derrickson najwyraźniej wierzy, że to nie życie, a Hollywood pisze najlepsze scenariusze. Niestety dla niego, "Zbaw nas ode złego" udowadnia, że nie ma on racji.




Bohaterem filmu jest nowojorski policjant Ralph Sarchie. Od momentu przyjęcia przez niego zgłoszenia o domowej awanturze, zaczyna być wciągany w świat, o którym nie miał do tej pory pojęcia, w którego istnienie w ogóle nie wierzył. Seria dziwacznych przypadków prowadzi go na trop sprawy, której nie można racjonalnie wyjaśnić. Na szczęście pojawia się niekonwencjonalny ksiądz, który na własnej skórze poznał, czym jest grzech, upodlenie, ale i wybawienie. To on stanie się przewodnikiem detektywa po świecie opanowanym przez pierwotne zło, gdzie jedynym ratunkiem jest Boża Łaska.

Jak widać, fabuła filmu nie brzmi zbyt oryginalnie, ale musicie przyznać, że wydaje się intrygująca... Zwłaszcza, gdy przypomnicie sobie, że bazuje na faktach! Dlatego też "Zbaw nas ode złego" powinno być dobrym, klimatycznym horrorem w klasycznym stylu. Żadne tam "torture porn", ale właśnie opowieść o osaczających bohaterów (i widzów) mocach Ciemności. Niestety Derrickson nie wykorzystał tkwiącego w fabule potencjału. Podjął fatalną w skutkach decyzję, by zamiast skupić się na budowaniu klimatu, zająć się tworzeniem wizualnych atrakcji. I rzeczywiście wiele scen naprawdę wyszło mu perfekcyjnie: deptanie przez księdza niedopałka papierosa, opowieść Sarchiego o jego spotkaniu z pedofilem, niektóre momenty z sekwencji egzorcyzmów. Jednak problem tkwi właśnie w tym, że są one zbyt piękne, za bardzo dopracowane technicznie. Stają się przez to wartością samą w sobie, a przestają być elementem budowania klimatu. W ten sposób "Zbaw nas ode złego" może  w wielu chwilach zachwycać tym, co widzimy na ekranie, ale w żadnym momencie nie jest w stanie przekazać napięcia, strachu, desperacji, a przede wszystkim gniewu, który wydaje się być grzechem przewodnim całej opowieści.




Filmowi nie przysłużyła się obsada. Główni aktorzy grają i wyglądają tak, jakby pasowali wszędzie, tylko nie do mrocznej historii snutej przez Derricksona. Édgar Ramírez został tu zaprezentowany jako rozkoszny niedźwiadek, seksowny badboy, który jest dobry w uwodzeniu bohaterek samą swoją obecnością, ale jako ksiądz-egzorcysta w ogóle się nie sprawdza. Joel McHale puszy się niczym paw i pozuje na twardziela, starając się ze wszystkich sił udowodnić, że nie jest tylko zabawnym facetem z "Community" i "Zupy z celebrytów". Zaś sam Eric Bana wydaje się być niczym więcej, jak tylko filmowym odpowiednikiem psa św. Bernarda. Do pełni szczęścia brakuje mu tylko beczułki rumu przypiętej do szyi. Mógłby wtedy z powodzeniem ruszać w Alpy na poszukiwanie osób zasypanych przez śnieżną lawinę.

"Zbaw nas ode złego" to jedno z większych rozczarowań tego roku. Derrickson miał w ręku wszystkie możliwe atuty i beztrosko je roztrwonił, tworząc typową hollywoodzką papkę. W ten sposób udowodnił tylko jedno: obecnie Fabryka Marzeń nie jest właściwym miejscem do robienia prawdziwie klimatycznych horrorów.
1 10
Moja ocena:
5
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones