Recenzja filmu

Królestwo niebieskie (2005)
Ridley Scott
Orlando Bloom
Eva Green

Królestwo bez króla

Wyprawy krzyżowe to bez wątpienia ciekawy okres w historii i wręcz niewiarygodne jest, że kino sięga po tę tematykę tak niemrawo. Na wszystko jednak przychodzi czas i krzyżowcy doczekali się
Wyprawy krzyżowe to bez wątpienia ciekawy okres w historii i wręcz niewiarygodne jest, że kino sięga po tę tematykę tak niemrawo. Na wszystko jednak przychodzi czas i krzyżowcy doczekali się swojego widowiska. Zważywszy, że za kamerą filmu stanął Ridley Scott, a wśród aktorów znalazły się takie nazwiska jak Irons, Norton, Neeson czy Gleeson, można się było nawet spodziewać pełnokrwistego dramatu historycznego. Niestety, Anglik postanowił skopiować najgorsze błędy swojego poprzedniego blockbustera, w rezultacie otrzymaliśmy politycznie poprawną opowiastkę z Jerozolimą w tle.

Na początek trzeba się przyjrzeć tłu historycznemu. Wiadomo oczywiście, że ścisłe trzymanie się faktów to cecha dokumentów, nie filmów fabularnych, ale Scott mógł lepiej przedstawić tło dziejowe. Zwłaszcza, że okres krucjat jest zbadany i dobrze opisany, a co więcej ciekawy, o czym świadczy choćby niesamowita trylogia "Dzieje wypraw krzyżowych" Sir Stevena Runcimana. Z lektury tej książki wynika też, że zdecydowanie najciekawsza i obfitująca w najbarwniejsze postaci jest I Krucjata. Wybór okolic III Krucjaty też nie jest zły, ponieważ wiążą się z nią dwie najsłynniejsze postaci - Ryszard Lwie Serce i Saladyn (ten akurat odegra ważną rolę w filmie).

Akcja "Królestwa Niebieskiego" toczy się w latach 80-tych XII wieku. Królem Jerozolimy jest wówczas trędowaty Baldwin IV (Norton), muzułmanie pod wodzą Saladyna rosną w siłę, a Królestwo jest rozdarte sporem sukcesyjnym między Rajmundem z Trypolisu (Irons) a Gwidonem de Lusignan.

Przedstawiony opis brzmi zapewne ciekawie, niestety nie przekłada się na jakość filmu (napisałem go zresztą na podstawie niezastąpionej Wikipedii). Scottowi nie udało się bowiem to, co bez problemu przyszło jego rodakowi - nie stworzył interesujących postaci z krwi i kości. Co jest tym bardziej zaskakujące, że Runciman skupił się na wiernym opisie wydarzeń, natomiast Scott, jakby to ładnie ująć, prezentuje niekonserwatywne podejście do historii. Wszystkie postaci są bowiem tylko tłem dla Baliana z Ibelin (Bloom). Wiele osób, które nie widziały filmu, może nie wiedzieć, kim był. Otóż Balian to kowal i mimo młodego wieku wdowiec, a w trakcie filmu okaże się również wielkim rycerzem i zbawcą Jerozolimy. Co ciekawe, Balian jest postacią historyczną i faktycznie była to ważna osoba podczas ostatnich lat rządów Baldwina IV. Łatwo się jednak domyślić, że niewiele z autentycznego Baliana zostało w filmie. Obok oczywistego odmłodzenia i ugrzecznienia - bohater hollywoodzkiego blockbustera nie może się przecież zachowywać jak autentyczny średniowieczny rycerz - największą zmianą jest to, że Balian ze zwykłego rycerskiego syna stał się bękartem żyjącym gdzieś na francuskiej prowincji. W taki oto sposób z żywych osób robi się typowych amerykańskich underdogów (polszczyzna nie notuje odpowiednika tego angielskiego słowa).

Poważne wydarzenia historyczne niestety nie są w tym filmie szczególnie ważne i służą jedynie jako tło - gdzieś przecież akcja musi się dziać. Teoretycznie dzieło Scotta ma pewne ambicje historiozoficzne. Śmierć Baldwina IV można traktować jako symbol upadku pozycji krzyżowców w Outremer, ani fabuła, ani żadna z postaci nie ma jednak potencjału, żeby pociągnąć ten wątek. Zresztą złożone motywacje krucjat w ogóle nie są wyjaśnione, więc taki wątek pojawił się "znikąd". Scott ceniony jest jednak za stronę wizualną swoich filmów, za co i ja mogę go pochwalić - kostiumy, dekoracje i scenografia są dobre. John Mathieson po zupełnie nijakim "Gladiatorze" otrząsnął się i stworzył ciekawe, utrzymane w ponurej ciemno-niebieskiej tonacji zdjęcia (czasami nawet z ekranu poleje się krew). Dobrze prezentuje się też muzyka Gregsona-Williamsa. Porównywać jej do "Lwa w zimie" czy "Aleksandra Newskiego" oczywiście żadną miarą się nie da, ale poprawnie oddaje nastrój epoki. Jest też element, który zdecydowanie się wyróżnia. Sceny batalistyczne, mimo pewnej wtórności względem filmów Jacksona, są naprawdę widowiskowe, a słyszałem, że na Blu-Ray wypadają jeszcze lepiej. To jednak za mało, żeby zadowolić bardziej "opatrzonych" widzów.
1 10
Moja ocena:
3
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Obraz malowniczego pola. Środkiem spacerujący mężczyzna delikatnie gładzi dłonią zboże. Scena zmienia... czytaj więcej
Tak sobie pomyślałem, że recenzje stają się nudną formą wypowiedzi na temat filmu. Wszędzie ich pełno i... czytaj więcej
Ridley Scott to twórca bardzo utalentowany. Jeden z niewielu ciągle tworzących wizjonerów kina. Co... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones