Recenzja filmu

Była sobie dziewczynka (2014)
Mark Monheim
Jasna Fritzi Bauer
Heike Makatsch

Lato miłości

Monheim nie traktuje próby samobójczej Charleen całkowicie na poważnie. Nie ma tu głębokiej analizy problemu i pouczania kogokolwiek. Jest za to  dużo humoru – czasem ciepłego, a czasem
Polski tytuł filmu Marka Monheima dobrze oddaje jego zawartość. Niemiecka produkcja to opowieść o byciu nastolatkiem i o wszystkim, co się z tym okresem wiąże: strachu, niepewności i poszukiwaniu siebie.

Charleen wydaje się szorstka i opryskliwa. To jednak pozory. W rzeczywistości jest  wyjątkowo inteligentną i dobrą osobą. Już na początku filmu odkrywamy, co sprawiło, że przybrała maskę nieprzystępności. Mając kilka lat, bohaterka była świadkiem burzliwego rozstania swoich rodziców. Od tego momentu jej kontakt z ojcem się urwał. Największymi idolami dziewczyny są Kurt Cobain, Jimi Hendrix i Amy Winehouse, a ona sama od lat pielęgnuje myśl o śmierci samobójczej. Rzecz w tym, że pomysł na odebranie sobie  życia nie wynika z głębokiej traumy czy egzystencjalnego bólu. Jak wielu innych nastolatków Charleen próbuje się zabić z bezmyślności i nudów. Przypadek sprawia, że jej się to jednak nie udaje. Przez cały film  bliscy dziewczyny będą dostarczać dowody na to, jak pochopna była to decyzja.



Monheim nie traktuje próby samobójczej Charleen całkowicie na poważnie. Nie ma tu głębokiej analizy problemu i pouczania kogokolwiek. Jest za to  dużo humoru – czasem ciepłego, a czasem czarnego. Dzięki temu film Niemca można raczej czytać jako wsparcie dla wielu podobnych do Charleen nastolatków, którzy są zagubieni w otaczającej rzeczywistości i  próbują na swój sposób rozwikłać sens istnienia. Jak trudny jest to okres, wie każdy, kto przez niego przebrnął.

Starszym widzom "Była sobie dziewczynka" może się spodobać właśnie dlatego, że przywołuje miłe wspomnienia – przyjaźń na śmierć i życie, pierwszą miłość i magię nowych doświadczeń. Mimo problemów bohaterki dzieło Monheima jest w gruncie rzeczy sentymentalne. Przenosi widza do czasów, kiedy wszystko było przeżywane po raz pierwszy. Trochę jak "Królowie lata", choć niemiecki  film nie cieszy tak bardzo jak świetny utwór Jordana Vogt-Robertsa. Nie ma tu tak porywających dialogów i dramatycznych punktów zwrotnych. To raczej przyzwoita, pokrzepiająca produkcja do obejrzenia najlepiej w rodzinnym gronie.   
1 10
Moja ocena:
6
Absolwentka Wydziału Polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie ukończyła specjalizację edytorsko-wydawniczą. Redaktorka Filmwebu z długoletnim stażem. Aktualnie także doktorantka w Instytucie... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones