Recenzja filmu

300 (2006)
Zack Snyder
Gerard Butler
Lena Headey

Legenda krwią spisana

Komiks uchodzi obecnie za jedną z najbardziej przystępnych form sztuki. Wprawdzie przeważająca większość graficznych powieści reprezentuje niski poziom, w najlepszym razie średni, jednak czasami
Komiks uchodzi obecnie za jedną z najbardziej przystępnych form sztuki. Wprawdzie przeważająca większość graficznych powieści reprezentuje niski poziom, w najlepszym razie średni, jednak czasami trafiają się prawdziwe perełki. Jednym z najbardziej utytułowanych dostawców takich wybitnych komiksów jest Frank Miller. Jego "Sin City" uchodzi za pozycję kultową i doczekało się znakomitej adaptacji wykonanej przez Roberta Rodrigueza. Po sukcesie jego filmu producenci zapalili zielone światło dla innego projektu opartego o twórczość  Millera - "300". Ciężar tej produkcji spoczął na barkach "świeżego" w biznesie Zacka Snydera. To był zdecydowanie strzał w dziesiątkę. Bohaterami filmu są Spartanie, których 300-osobowy oddział dowodzony przez króla Leonidasa stawił czoła perskiej armii podczas legendarnej bitwy w wąwozie Termopile. Mimo miażdżącej przewagi liczebnej Persowie w żaden sposób nie mogli przebyć wąwozu. Dopiero zdrada doprowadziła do ostatecznej klęski Spartan. Fabuła filmu nie należy do skomplikowanych. Skupia się głównie na dzielnej walce 300 bohaterów z setkami tysięcy Persów i podległych im ludów. Tylko czasami przeniesieni zostajemy do samej Sparty, gdzie knuty jest spisek przeciwko królowej Gorgo, mający zarazem oczernić Leonidasa. Niestety te fragmenty, rozbudowane zresztą przez reżysera, wypadają blado na tle reszty film. W zamyśle Snydera miały one nieco stopować ciągłą akcję, tymczasem w pewnym momencie powodują utratę ciągłości. Nie jest to wielki mankament, jednak można go było uniknąć zachowując wierność komiksowemu oryginałowi. Dobrym posunięciem reżysera było zatrudnienie mało albo w ogóle nieznanych aktorów. Dzięki temu 300-osobowy oddział stanowi zgraną całość, której siła leży w jedności. Kojarzyć można jedynie Gerarda Butlera i Davida Wenhama, obsadzonych zresztą w kluczowych rolach. Wenham gra Diliosa, który jako jedyny powraca z Termopil i przekazuje historię tamtej bitwy. Butler wciela się w króla Leonidasa i nie skłamię mówiąc, że jest to jego życiowa rola. Jawi się nam jako charyzmatyczny przywódca, wielbiony przez poddanych, bezlitosny dla wroga. Płomiennymi mowami prowadzi oddział do walki, w trakcie której każdy żołnierz jest gotów oddać życie w obronie króla. Tak, kreacja  Butlera to zdecydowanie mocny punkt "300". Najmocniejszym punktem filmu jest wykonanie. Reżyser sięgnął po znaną z "Sin City" technikę wstawiania żywych aktorów w wygenerowaną cyfrowo scenografię. Daje to efekt odrealnienia, dzięki czemu "300" bliżej jest do komiksu. Odrealniona jest brutalność bitew, którą Miller mocno przerysował na kartach swojego dzieła. Śmierć kolejnych wojowników, zamiast obrzydzenia, budzi zainteresowanie swoją malowniczością. Przykładem niech będzie scena strącania Persów z klifu - ciemne kształty na tle żółtego nieba wyglądają wręcz artystycznie. Przepiękne jest ujęcie ostatni raz ukazujące oddział Spartan; okrutne, ale piękne. Najbardziej niesamowitym elementem "300" jest oczywiście walka. Oddziały ścierają się z rozsadzającą energią. Początkowe bitwy wprowadzają na ekran ogromny gigantyczny chaos, który z czasem ustępuje miejsca mistrzowskiej choreografii. Szczególnie w pamięć zapada scena jatki, jakiej dopuścił się Leonidas podczas pierwszego natarcia Persów. Długie ujęcie w zwolnionym tempie pokazuje balet śmierci tańczony przez króla Sparty. Fenomenalnie zrealizowana scena. Solidne wsparcie dla obrazu zapewnia dźwięk. "300" należy oglądać nie tylko na wielkim ekranie, ale także z porządnym nagłośnieniem. Na szczęście dane mi było rozkoszować się filmem w odpowiednio przystosowanej sali. Persowie rozbijający się o tarcze Spartan zapewnili mi porządne wgniecenie w fotel. Deszcz strzał wprowadził mnie w niezłą dezorientację, a muzyka podczas tańca Wyroczni (niezwykle zmysłowego zresztą) wbiła mi się do głowy i długo nie chciała z niej wyjść. Udźwiękowienie stoi na fantastycznym, rzadko spotykanym poziomie. Wypadałoby teraz zachęcić czytelników do wybrania się na "300". Powodów jest sporo - znakomite wykonanie, wciągająca akcja, niezwykła wierność komiksowemu oryginałowi. Można długo wymieniać, ale jedno jest pewne: obok najnowszej adaptacji dzieła Franka Millera nie można przejść obojętnie. Najlepszą rekomendacją są półgodzinne brawa, jakie film otrzymał na tegorocznym Berlinale, który słynie z wyjątkowo wybrednej publiczności.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Frank Miller swoją współpracę z Hollywood zaczął równie szybko, co skończył. Po licznych modyfikacjach... czytaj więcej
Granica pomiędzy głupotą a odwagą jest niezwykle cienka i niewielu potrafi odróżnić jedno od drugiego.... czytaj więcej
Filmem Snydera zainteresowałam się z powodów dosyć banalnych i mało artystycznych, chociaż z pewnością... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones