Recenzja filmu

Bracia (2015)
Wojciech Staroń

Lekcja braterstwa

Wojciech Staroń ma talent do wyławiania z codzienności obrazów z powodzeniem zamieniających się w pojemne metafory. Dzięki nim niezwykła historia Mieczysława i Alfonsa Kułakowskich ani na chwilę
Już pierwsza scena "Braci" doskonale obrazuje naturę relacji między tytułowymi bohaterami. Reżyser pokazuje w niej dwóch staruszków, którzy z trudem się przemieszczają, mocno wsparci o siebie nawzajem. Wojciech Staroń ma talent do wyławiania z codzienności obrazów z powodzeniem zamieniających się w pojemne metafory. Dzięki nim niezwykła historia Mieczysława i Alfonsa Kułakowskich ani na chwilę nie popada w patos ani w banał. Przez cały czas unosi się za to nad nią aura poetyckiej nieuchwytności i przekonanie, że sekret braterskiej miłości znają tylko sami bohaterowie.  


Za sprawą wielokrotnie nagradzanych "Braci", Staroń potwierdza, że – choć jest z wykształcenia operatorem – wykształcił w sobie znakomity warsztat dokumentalisty. W ostatnich latach sukcesy na podobną skalę w obu dziedzinach odnosi w Polsce tylko Marcin Koszałka. O ile jednak twórca "Do bólu" chętnie sięga po artystyczną prowokację i zmusza widzów do konfrontacji z własnymi demonami, wrażliwość Staronia wydaje się znacznie bardziej delikatna.

Gdyby reżyser tylko miał na to ochotę, mógłby zresztą opowiedzieć "Braci" w sposób chwytający za gardło i wyciskający łzy. Wystarczyłoby sięgnąć do wspomnień bohaterów, którzy jako małe dzieci zostali wywiezieni na Syberię, a po 14 latach zdecydowali się na dramatyczną ucieczkę do Kazachstanu. Staroń wychodzi jednak z założenia, że równie ciekawa może okazać się teraźniejszość Kułakowskich decydujących się na to, by w wieku 80 lat na stałe powrócić do Polski.

W "Braciach" widzimy, że bohaterowie mają trudności z aklimatyzacją w nowym miejscu. Dodatkowo daje im się we znaki podupadające zdrowie. Kułakowscy ani myślą jednak narzekać na swój los. Obserwacja ich postaw każe traktować film Staronia jako lekcję stoicyzmu, który nie jest oznaką starczej bierności, lecz doskonale przemyślaną postawą życiową. Nie przez przypadek bohaterowie z jednakowym spokojem przyjmują zarówno zawodowe sukcesy Alfonsa, cenionego malarza, jak i tragedię związaną z pożarem ich domu.


Warunkiem umożliwiającym zachowanie życiowej równowagi jest oczywiście braterska miłość. Staroń nie próbuje przedstawiać jej jednak w kategoriach sielanki. Między młodszym, obdarzonym artystyczną duszą Alfonsem, a bardziej uporządkowanym Mieczysławem co i rusz dochodzi do sprzeczek. Codzienne niesnaski są jednak mniej dotkliwe, gdy ma się pewność, że fundamenty porozumienia między Kułakowskimi pozostają niezagrożone.

W postawie Staronia może podobać się także chęć równorzędnego traktowania obu postaci. Mieczysław, choć nie tak sławny jak brat, pozostaje jednakowo ważnym bohaterem filmu. W ten sposób reżyser wydaje się wcielać w życie myśl wyrażoną w "Miłości Adeli H.", w której Francois Truffaut przekonywał, że życie każdego człowieka kryje w sobie materiał na fascynującą opowieść. Łącząca Alfonsa i Mieczysława relacja wzbudza także pewne skojarzenia z "Argentyńską lekcją" w reżyserii samego Staronia. W tamtym filmie dokumentalista przedstawił historię wzajemnego zaciekawienia, troski i przyjaźni okazywanej sobie przez dwójkę dzieci. Choć bohaterowie "Braci" są w zupełnie innym miejscu życia i taszczą ze sobą ciężki bagaż doświadczeń, ich więź zachowała w sobie analogiczną czystość. 
1 10
Moja ocena:
7
Krytyk filmowy, dziennikarz. Współgospodarz programu "Weekendowy Magazyn Filmowy" w TVP 1, autor nominowanego do nagrody PISF-u bloga "Cinema Enchante". Od znanej polskiej reżyserki usłyszał o sobie:... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones