Recenzja filmu

Konopielka (1981)
Witold Leszczyński
Krzysztof Majchrzak
Anna Seniuk

Lepsze wrogiem dobrego

Jeszcze się krowy nie źrebią, kobyły nie cielą, bociany nie pływają, a wilki nie latają. Jeszcze słońce nie wschodzi na zachodzie i nie zachodzi na wschodzie. Tylko chłop z chłopem śpi i baba z
Jeszcze się krowy nie źrebią, kobyły nie cielą, bociany nie pływają, a wilki nie latają. Jeszcze słońce nie wschodzi na zachodzie i nie zachodzi na wschodzie. Tylko chłop z chłopem śpi i baba z babą też, ale prawdę mówiąc i dawnymi czas tak bywało po dworach i miastach. No i złodziejstwo, oszukaństwo i kurewstwo wciąż obowiązują cywilizowanego człowieka. A gorliwie szukając analogii, powiedzmy sobie szczerze, że i naturę w podatkach zmieniamy. Klimat ocieplamy, z marchewek owoce robimy, a ze ślimaków ryby... Ulepszamy. W międzyczasie odgrywamy wdzięcznie rolę barbarzyńców w ogrodzie i bierzemy do ręki książkę albo - co bardziej prawdopodobne - pilot i przy odrobinie szczęścia trafiamy na dzieło pokroju "Konopielki" Witolda Leszczyńskiego. Szczerzymy zęby do ekranu i w akcie heroicznego porównania z filmowymi bohaterami konstatujemy: "niezła śmiechawka z wieśniaków", tudzież w formie bardziej kurtuazyjnej: "zabawny obraz zacofania", zapominając (nie widząc?) kompletnie, że "Konopielka" stawia odbiorcy pytania, a konfrontacja tzw. cywilizacji z zacofaną społecznością Taplar wykracza poza komedyjkę i wcale nie musi prowadzić do pozornie oczywistych wniosków.

Jak już wspomniałem, akcja filmu usytuowana jest w społeczności Taplar gdzieś na Białostocczyźnie. I chociaż są lata 70. XX wieku to ludzie w tej odciętej bagnami od świata wsi żyją według tego samego, niezmiennego, corocznego cyklu zmian warunkowanych przez naturę. Widzowi przybliżona zostaje sylwetka Kaziuka (Krzysztof Majchrzak) i jego rodziny: żony Handzi (Anna Seniuk), syna Ziutka (Tomasz Jarosiński) i ojca, nazywanego tatką (Jerzy Block). Film złożony ze scenek rodzajowych, ukazujących nam gwarową mowę i świat odległy od naszej wyobraźni, byłby sam w sobie absorbujący, ale jeszcze żywszych barw nabiera wraz z przybyciem delegata (Arkadiusz Bazak), wójta (Aleksander Fogiel) i nauczycielki (Joanna Sienkiewicz), którzy przyjechali nieść światło ciemnogrodowi, a gwoli ścisłości, obowiązki te wzięła na siebie ostatnia z wymienionych osób. A że odznacza się przy tym nieprzeciętną urodą, to i nie dziw, że niejedno chłopskie serce mocniej zabiło albo, schodząc z romantycznych szczytów, chuć u niejednego wezbrała. Kaziukowi też się to przytrafiło. I tym to sposobem,  w starcie dwóch porządków (postępowego i mocno konserwatywnego) wpisuje się historia stara jak świat, a więc historia kuszenia mężczyzny przez kobietę - a jakże! - w imię poznania i postępu. Czy Kaziuk da się skusić?

To pytanie dryfujące na powierzchni, ale przecież bardziej istotne jest, czy warto jest dać się skusić i ulec postępowi. Pytanie nie lada doniosłe, w końcu postęp urósł już do rangi aksjomatu, a "zacofanie" samo w sobie, bez nadmiernego przywoływania kontekstów, wydaje się obciążone wystarczająco negatywnym ładunkiem, aby je odrzucić bez zastanowienia. Jakże tu w ogóle bronić zacofania? W wyjątkowo prosty sposób argumentację orędownika postępu, delegata, czy też "deleganta" (jak mówi chłop Dunaj) demontuje Domin, pytając, czy to źle, czy dobrze, że są zacofani. Chwilę później podważa swoimi odpowiedziami ideę narodowości. Polak? Nie. Niemiec? Nie. Francuz? Też nie. Tutejszy. A integralność "tutejszych" budowana jest nie przez idee narodowe, administrację, granice, ale przez tradycję. To ona tworzy ład i pozwala trwać lokalnej społeczności. To po jej stronie stoi szczęście i wartości, prawda i poznanie demontują zaś ten ład, wprowadzają element rozkładu. To nie jest podział zarezerwowany wyłącznie dla takich filmów, jak "Konopielka" i historii rodem z zapadłych wsi, ale problem, który można przenieść w szerszy kontekst.

Leszczyńskiego nie da się posądzić o skrajne mitologizowanie wsi; jego obraz znajduje się gdzieś pomiędzy wizją arkadyjską a naturalizmem, jednak odbiorca może żywić pewne podejrzenia, że reżyser (nie dane mi było czytać książki, więc nie wiem, czy podążył on śladem Edwarda Redlińskiego) zamiótł to i owo pod dywan. Wprawdzie słodko nie jest, chłopi są dość prymitywni, żyją bardzo oszczędnie, ale w "Konopielce" nie zobaczymy ani pijaństwa, ani brutalnej przemocy, ani głodu (ale czy to nie są stereotypy ugruntowane incydentami i przypadkami z określonego czasu?); najgorsze tchnienie zacofanej społeczności przychodzi jedynie wraz z bąkami Filipa (Jan Jurewicz). Tematem jest zderzenie ideowe i światopoglądowe, a to pozostawia otwarte miejsce na dyskusję, a może nawet sugeruje jedną z odpowiedzi. Wystarczy przypomnieć sobie pierwszą scenę (wprawdzie oniryczną, ale wymowną), jeszcze sprzed wizyty orędowników postępu i ostatnią, aby zauważyć kontrast, obejmujący klamrą dzieło Leszczyńskiego.

Film nie jest długi i ogląda się go z przyjemnością. Napisałem złośliwie na wstępie o szczerzeniu zębów, ale śmiech nie jest bynajmniej nie uzasadniony w przypadku "Konopielki". Ciekawa problematyka nie wyklucza humorystycznej, lekkiej konwencji, a w takiej właśnie został zrealizowany film Leszczyńskiego. I nie jest to zbudowane na - po stokroć przeklętych! - tzw. gagach, którymi masowo posiłkują się dzisiejsze komedie, ale dzięki świetnej grze aktorskiej, przede wszystkim Krzysztofa Majchrzaka, który bardzo sprawnie i z autentyzmem oddał w mowie i zachowaniu chłopa. Oczywiście, nie byłoby tego lokalnego kolorytu bez pozostałych aktorów: Anny Seniuk w roli żony Handzi, Jerzego Blocka jako tatki (ten jak żywo przypomina starego dziadka przeniesionego z jakiejś endemicznej wiejskiej społeczności), Marka Siudyma w roli trochę narwanego i chytrego Michała oraz Tadeusza Wojtycha jako Domina. Eteryczna Joanna Sienkiewicz w roli nauczycielki na tle wyrazistego, wiejskiego towarzystwa może nie budzić takich emocji. Pozornie, ponieważ emocje może budzić jej uroda, którą w filmie eksponuje kilka razy w całej okazałości. Ale, jak już napisałem, nie tylko z tego powodu warto obejrzeć "Konopielkę". Polecam.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones