Recenzja filmu

Powrót Batmana (1992)
Tim Burton
Michael Keaton
Danny DeVito

Lubię nietoperze

Tim Burton to twórca odznaczający się niezwykle bogatą wyobraźnią, z wyraźnymi odchyłami w stronę makabry i groteski, z reguły unurzanych przy tym w perwersyjnie baśniowej otoczce. Trudno jednak
Tim Burton to twórca odznaczający się niezwykle bogatą wyobraźnią, z wyraźnymi odchyłami w stronę makabry i groteski, z reguły unurzanych przy tym w perwersyjnie baśniowej otoczce. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że ostatnimi czasy jego projekty są coraz bardziej uładzone. Szaleństwo - tak, ale kontrolowane, perwersji coraz mniej, coraz więcej zaufania pokładanego w najnowszych technikach. Stąd też śmiało wysuwam twierdzenie, że złoty okres twórczość ten pan ma już dawno za sobą. Ów złoty okres przypadł na przełom lat 80- i 90-tych, kiedy to powstały takie niezapomniane dzieła, jak "Sok z żuka", "Edward Nożycoręki", "Ed Wood" czy dwie części przygód "Batmana".

"Powrót Batmana" nadszedł trzy lata po spektakularnym sukcesie pierwszej odsłony z Michaelem Keatonem, Jackiem Nicholsonem i Kim Basinger w rolach głównych. Zgodnie z żelazną regułą, którą rządzą się wszelkiej maści kontynuacje, tym razem musiało być jeszcze efektowniej, atrakcyjniej i drapieżniej. Burton nie zawiódł oczekiwań, jakie w tym przedsięwzięciu pokładali zarówno entuzjaści jego reżyserskiego talentu, jak i miłośnicy Mrocznego Rycerza. Zamiast jednego Jokera - trzy wyraziste szwarccharaktery. Do tego nowe gadżety i podwójna dawka akcji. A w bonusie - jeszcze mroczniejsza atmosfera, zbliżająca historię do posępnego gotyckiego horroru.

Nie jestem zapewne jedynym, który uznaje "Powrót..." za kwintesencję stylu twórcy "Jeźdźca bez głowy". Rozbuchana wizja Burtona idealnie pasuje do świata Gotham City, gdzie bój między dobrem a złem rozegrany zostaje przez odziane w lateksowe stroje dziwadła. Przeciwnicy superbohatera są tu chyba jeszcze bardziej pokręceni i dziwaczni niż miało to miejsce w poprzedniej odsłonie. Michelle Pfeiffer odziana w obcisły kostium Kobiety-Kot ma pełne prawo śnić się po nocach. Danny DeVito w sugestywnej charakteryzacji Pingwina budzi odrazę i przerażenie jednocześnie, a Christopher Walken jest do tego stopnia charyzmatycznym zbirem, że nie potrzeba mu nawet żadnego przebrania.

Oddzielną kwestią jest Keaton powracający na stanowisku tytułowego herosa. Kto by przypuszczał, że ten najniższy wzrostem odtwórca roli nietoperzego pogromcy występku stanie się de facto odtwórcą najlepszym i najmilej wspominanym. Jego Bruce Wayne z pozoru wcale nie przypomina playboyowatego przystojniaka, jakiego znamy z komiksów i animowanego serialu, a jednak to nie wygląd okazuje się najważniejszy. On po prostu jest Wayne'em - posiada nieodparty urok, dzięki czemu szaleją za nim niewiasty, jest szarmancki i stateczny jednocześnie (w granicach rozsądku rzecz jasna).

"Powrót Batmana" zadanie miał niełatwe, ale wyszedł z niego zwycięsko - nie tylko nie przyniósł wstydu bardzo udanej części pierwszej, a wręcz ja przebił. W kinie czysto rozrywkowym tego typu sztuka nie zdarza się często. "Gwiezdne Wojny" - wiadomo, ewentualnie można by jeszcze wskazać takie przypadki, jak serie "Mad Max" i "Zabójcza broń", ale próba dalszego wymieniania to już grząski grunt. Aż szkoda, że później Mroczny Rycerz musiał tak nisko upaść...
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Ogromny sukces kasowy pierwszego "Batmana" z 1989 roku w reżyserii Tima Burtona zapewnił spore dochody... czytaj więcej
Batman należy do najpopularniejszych bohaterów komiksowych. Herosa stworzył amerykański rysownik, Bob... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones