Recenzja filmu

Sadysta (2007)
Roland Joffé
Elisha Cuthbert
Daniel Gillies

Męcz mnie, dręcz mnie!

Robienie filmów od zawsze porównywano z pieczeniem ciast. Mamy przepis, którego musimy się kurczowo trzymać. W Hollywood również panują żelazne zasady, których trzeba przestrzegać. Należy
Robienie filmów od zawsze porównywano z pieczeniem ciast. Mamy przepis, którego musimy się kurczowo trzymać. W Hollywood również panują żelazne zasady, których trzeba przestrzegać. Należy sprawdzić, jaki gatunek filmów jest ostatnio modny, dodać aktorski symbol seksu, a za kamerą posadzić znanego reżysera. "Sadysta" został zrealizowany według tych właśnie zasad. I... wyszedł z tego całkiem niezły zakalec. Historia jest tak sztampowa jak tylko to możliwe. Piękna modelka zostaje porwana przez psychopatę, którego podnieca ból i psychiczne zniewolenie swoich ofiar. Dlaczego? Na próżno szukać w tym filmie odpowiedzi na to pytanie. Scenarzysta chce te braki scenariuszowe nadrobić nagłym zwrotem akcji. Zaskoczeni będą jednak tylko ci, którzy wcześniej nie widzieli żadnego dobrego kryminału. Inni poczują jedynie niesmak. Reżyser miał wyraźne problemy z określeniem konwencji swego filmu. W ostateczności jak na rzeźniczy horror "Sadysta" jest wyjątkowo słaby. Amatorzy "Hostelu" czy "Teksańskiej masakry piłą mechaniczną" będą mocno zawiedzeni. Scen gore jest tu niewiele. Nie sądzę także, by fani miłosnych historii utożsamiali się z bohaterami, którzy swoją miłość wyznają między jedną a drugą próbą zabójstwa. Sam wątek uczuciowy jest wręcz ekstremalnie naciągany. Zakochać można się wszakże wszędzie, ale podejrzewam, że piwnica psychopaty nie jest odpowiednim miejscem na okazywanie uczucia. Aktorsko film nie zachwyca. Cuthbert sili się jak może, by swoją grą uratować wątły scenariusz, ale jej starania spełzły na niczym. Reszta obsady już nawet się nie stara. Pruitt Taylor Vince serwuje nam zestaw dobrze znanych manier. Obsadzanie tego aktora w roli wyalienowanego psychopaty powoli zaczyna nużyć. Staje się on powoli przekleństwem dla kina grozy, podobnie jak i Hugh Grant stał się maskotką niemal każdej komedii romantycznej. Mimo wyżej przytoczonych wad, film ogląda się bez znaczącego bólu. Przypaść do gustu może bardzo dobra scenografia i montaż. Amatorzy gatunku z zadowoleniem wsłuchają się w ścieżkę dźwiękową. Na szczęście niewiele w tej produkcji patetycznych melodii. Znacznie częściej za to możemy usłyszeć niepokojące dźwięki, które pomagają reżyserowi budować atmosferę zaszczucia i zniewolenia. Samej reżyserii też trudno coś zarzucić. Roland Joffe nie objawił wprawdzie swego talentu, ale wykonał typową rzemieślniczą pracę. "Sadysta" to typowa sieczka w wersji soft. Zaskoczyć może nas jedynie wtórnością i brakiem pomysłu na najprostszy nawet przekaz. Bo jedyne, co można z tego filmu wyciągnąć, to prosta i dobrze znana nauka: "nie wystarczy trzymać się przepisu, by odnieść sukces. Trzeba jeszcze dać coś od siebie".
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
„Sadysta” to film, którego głównym bohaterem jest, tak naprawdę, przemoc. Przemoc i hektolitry krwi – o... czytaj więcej
Reklama filmu, czyli zwiastuny, zapowiedzi i plakat przekonują widza, że obejrzy film z gatunku horror z... czytaj więcej
Czyżby Roland Joffe zaliczył spadek formy? Można by tak sądzić po tym, co oferuje nam jego nowy film... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones