"Wilk w owczej skórze" próbuje udawać amerykańskie animacje Disneya i Pixara, ale jego twórcom brakuje odwagi i wizji, która pozwoliłaby choć na chwilę wyjść się z wytartych dramaturgicznych
"Wilk w owczej skórze" próbuje udawać amerykańskie animacje Disneya i Pixara, ale jego twórcom brakuje odwagi i wizji, która pozwoliłaby choć na chwilę wyjść się z wytartych dramaturgicznych ścieżek. Animacja Andreya Galata i Maxima Volkova okazuje się przez to filmem wtórnym i męcząco nieśmiesznym.
CTB Film Company
Wizart Animation
CTB Film Company
Wizart Animation
Kiedy stary wódz wilczego stada postanawia udać się na zasłużoną emeryturę, przed młodymi samcami otwiera się szansa na przejęcie schedy po nim. O prawo do wilczego tronu mają powalczyć dwaj pretendenci – Szary, niedojrzały młodzieniec, który wszystko traktuje jak żart, oraz brutalny Ragear. Ten ostatni po objęciu władzy chce wypowiedzieć wojnę słabszym gatunkom i przywrócić krwawe polowania na owce z pobliskich pastwisk. Aby go powstrzymać, Szary musi przejść przemianę. Ale ta ostatnia przebiega inaczej, niż oczekiwał – kiedy młody wilk wypija eliksir przygotowany przez ekscentryczną czarodziejkę, następnego dnia budzi się w ciele owcy.
Galat i Volkov nie bawią się w subtelności – pełnymi garściami czerpią z bajek swych amerykańskich kolegów po fachu. "Wilk w owczej skórze" to dziwaczna hybryda "Króla Lwa", "Nowych szat króla" i "Kung Fu Pandy 3". Rosyjscy twórcy nawet nie silą się na oryginalność i kleją swoją opowieść z dramaturgicznych półproduktów.
Mają przy tym problem z zawiązywaniem filmowej intrygi – mechanicznie przechodzą z jednego rozdziału opowieści do kolejnego, a dramaturgiczna nić łącząca wszystkie wątki jest bardzo wątła. Zamiast wypełnić film przygodami i wyzwaniami, które stają przed bohaterami, twórcy "Wilka…" stawiają na dialogi – przegadane, męczące, przydługie. Mimo że polski tłumacz i reżyser dubbingu dwoją się i troją, by włożyć w usta bohaterów trochę dowcipnych fraz i tchnąć życie w tę historię, są w tej walce bez szans. Bo autorzy "Wilka…" zamiast na efektowne komediowe puenty i dowcipne dialogi postawili na slapstick. Bohaterowie animacji ciągle się przewracają, potykają i uderzają w gałęzie. Feeria tego typu wygłupów wystarcza, by rozbawić czterolatków, ale starszą publiczność pozostawi obojętnych.
CTB Film Company
Wizart Animation
CTB Film Company
Wizart Animation
CTB Film Company
Wizart Animation
"Wilk w owczej skórze" również na poziomie plastycznej formy próbuje udawać amerykańską animację. Podczas gdy Skandynawowie, Japończycy czy twórcy z Wielkiej Brytanii poszukują własnego stylu i wizualnej wizji, Galat i Volkov próbują kopiować Disneya i Pixara, ale efekt ich pracy w oczywisty sposób okazuje się gorszy niż pierwowzory zza oceanu.
Ale od technicznych niedociągnięć bardziej bolesna jest intelektualna anachroniczność ich dzieła. Bo "Wilk w owczej skórze" to bajka seksistowska jak tweety Ziemkiewicza i żarty o blondynkach. Podczas gdy w Hollywood studia filmowe od lat produkują emancypacyjne opowieści o dzielnych dziewczynkach przełamujących reguły patriarchalnego świata, w "Wilku…" zadaniem żeńskich bohaterek (wilczyce mają tu kształty Moniki Bellucci) jest ozdabianie ekranu, wzdychanie do dzielnych chłopców i czekanie na to, że kiedyś się im oświadczą. Widać XXI wiek nie dotarł jeszcze do świadomości niektórych twórców.
Rocznik '83. Krytyk filmowy i literacki, dziennikarz. Ukończył filmoznawstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Współpracownik "Tygodnika Powszechnego" i miesięcznika "Film". Publikował m.in. w... przejdź do profilu