Recenzja filmu

Marnie. Przyjaciółka ze snów (2014)
Hiromasa Yonebayashi
Sara Takatsuki
Kasumi Arimura

Marnie i ja

Niemniej jednak, największą siłą filmu Yonebayashiego pozostaje, charakterystyczny już dla filmów japońskiej wytwórni, humanizm i wszechobecny optymizm. Wiara w ludzką dobroć i serdeczność jest
Trudno nie nazywać twórczości studia Ghibli mianem "pięknych opowieści", nawet gdy dotyka ona wyjątkowo poważnych i zwyczajnie smutnych tematów. Być może jest to wyrażenie sentymentalne, ale zdaje się, że odpowiednie, mimo złożonej znaczeniowo natury filmów. Nie inaczej jest z "Marnie. Przyjaciółką ze snów". Chociaż najnowsze dzieło tokijskiej wytwórni w większości trzyma się utartych wcześniej ścieżek, to nadal potrafi nie tylko zachwycić warsztatową maestrią czy artyzmem, ale także poruszyć do głębi i napełnić widza ogromnym ładunkiem pozytywnej energii. I to pomimo faktu, że (znów) podejmuje trudne kwestie społeczne.

Wizjonerzy z Japonii nawet pozornie zwyczajną fabułę potrafią uczynić nietuzinkową dzięki świetnie napisanym bohaterom. Towarzyszymy zatem wrażliwej protagonistce, Annie, która początkowo nie do końca potrafi zaakceptować fakt, iż jest adoptowana. W konsekwencji dziewczyna jest coraz bardziej zagubiona. Bohaterka powoli stacza się w otchłań nienawiści do siebie samej, lecz gdy poznaje tytułową Marnie, tajemniczą mieszkankę opuszczonego domostwa nad brzegiem oceanu, wkracza na drogę do odzyskania wewnętrznej harmonii i powrotu do życia wśród ludzi. Hiromasa Yonebayashi coraz głębiej penetruje kolejne warstwy fabuły, jak również pozwala widzowi na stopniowe zagłębianie się w osobowość Anny. Reżyser opowiada o swojej bohaterce z sympatią, zestawia poważne tony, sentymentalne uniesienia i prozę codzienności. Z tego, jakże trudnego zadania Yonebayashi wychodzi obronną ręką (pomimo nieco przesłodzonego finału) - prowadzenie protagonistki przez kolejne tajemnicze zdarzenia jest pretekstem do analizy jej psychiki i doprowadzenia Anny (i widza) do katharsis.

Świat kreowany w filmach Ghibli, także w tym przypadku, to nie świat wrogi i odrzucający indywidualności, lecz niezrozumiany i nierozumiejący. "Marnie..." przypomina bardziej takie produkcje jak "Makowe wzgórze" niż "Spirited Away", wyrasta jednak z tej samej poetyki, głęboko zakorzenionej w lokalnej kulturze. Przeszłość i teraźniejszość zdają się współistnieć, a fantazja i rzeczywistość nieustannie się przeplatają. I choć psychologiczna interpretacja filmu zostaje wyłożona bez jakichkolwiek niedomówień, obraz zachowuje charakterystyczną magię właśnie dzięki organicznemu dopasowaniu dosłownego i przenośnego. W "Marnie..." to zwyczajność sprawia wrażenie niezwykłej - drugi plan pełen jest oryginałów, a malowniczy obraz wsi, wspomagany przez muzykę Takatsugu Muramatsu, kreuje sielankowy nastrój niespiesznej egzystencji.

Niemniej jednak, największą siłą filmu Yonebayashiego pozostaje, charakterystyczny już dla filmów japońskiej wytwórni, humanizm i wszechobecny optymizm. Wiara w ludzką dobroć i serdeczność jest tu niemalże namacalna, a problemy da się rozwiązać poprzez zwyczajne stanięcie w miejscu i porozmawianie z drugim człowiekiem. Nie bez powodu Anna przenosi się za miasto (oczywiście poza motywacją fabularną). W filmach Ghibli ucieczka od zgiełku ma zawsze wymiar terapeutyczny, prowokuje bowiem bohaterów do odnalezienia samych siebie na nowo.

Po ogłoszeniu przez Hayao Miyazakiego przejścia na emeryturę (jak się niedawno okazało, tymczasową), władze wytworni nie były pewne, czy uda im się wyprodukować jeszcze jakieś dzieła. Patrząc na dojrzałość i wrażliwość, z jaką Hiromasa Yonebayashi (stawiający w reżyserii pierwsze kroki) nakręcił "Marnie. Przyjaciółkę ze snów", możemy spać spokojnie. I nadal śnić.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"When Marnie Was There" ma być ostatnim filmem studia Ghibli. Spotkałam się z opiniami, że wiele w tej... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones