Recenzja filmu

Maczeta (2010)
Ethan Maniquis
Robert Rodriguez
Danny Trejo
Robert De Niro

Meksykański dynamit. Niewypał

Imponująco wygląda już sama obsada najnowszego projektu Roberta Rodrigueza: Danny Trejo, Steven Seagal, Jessica Alba, Robert de Niro, Don Johnson. Niestety, często bywa tak, że im wymyślniejsza
Imponująco wygląda już sama obsada najnowszego projektu Roberta Rodrigueza: Danny Trejo, Steven Seagal, Jessica Alba, Robert de Niro, Don Johnson. Niestety, często bywa tak, że im wymyślniejsza mieszanka, tym większa niestrawność. Tym razem twórca "Sin City" poległ w konkursie na najbardziej kiczowaty i najbardziej tandetny film nawiązujący stylistyką do niszowego amerykańskiego kina lat 70. W "Maczecie" z prawdziwego "grindhouse'u" została już chyba tylko specjalnie preparowana taśma i szkielet fabuły. Reszta ociera się o pastisz – i tak już pastiszowego – gatunku.

Akcja filmu skupia się na postaci tytułowego Maczety (Trejo) – Meksykanina, byłego agenta federalnego, który przyjmuje zlecenie zabicia senatora McLaughina (De Niro). Zostaje jednak oszukany przez zleceniodawcę i wkrótce trafia na listę amerykańskich wrogów publicznych. Jedynym słusznym wyjściem z opresji wydaje się krwawa zemsta, w której pomogą mu zastępy uciśnionych Meksykanów. I tak oto otrzymujemy "mexploitation".

"Mexploitation", nurt, którego piętno widać już we wcześniejszych filmach Rodrigueza – "Desperado" (1995) i "Od zmierzchu do świtu" (1996) – łączy elementy kina eksploatacji z meksykańską kulturą. Cechują go wartka akcja, soczyste dialogi i piękne, roznegliżowane kobiety. Klasyczne niskobudżetowe produkcje "mexploitation" tworzą niechlubny portret Meksyku z całą jego przestępczością (przemytem pieniędzy i narkotyków czy handlem żywym towarem) w tle. Spoiwem wiążącym wymienione tytuły jest również postać głównego bohatera – wyjętego spod prawa renegata.

Wytrawny kinoman znajdzie jeszcze jeden wspólny mianownik wspomnianych produkcji – jest nim Danny Trejo. Amerykański aktor, którego twarz posiada więcej bruzd niż meksykański kaktus, stał się swoistą ikoną "mexploitation". W "Maczecie" Rodriguez umieścił go na pierwszym planie, co odbiło się niestety na poziomie artystycznym całego przedsięwzięcia.

Bohater grany przez Danny'ego Trejo w "Maczecie" jest poniekąd tym samym, który mordował ludzi w "Desperado". Różnica polega na tym, że niejaki Navajas posługiwał się charakterystycznymi sztyletami, a fascynacja Maczety bronią białą przybrała monstrualne wręcz rozmiary. Wyolbrzymienie, przesadne uwydatnienie pewnych cech kina gatunków, a nawet groteska będą więc kolejnymi wyznacznikami nurtu "mexploitation".

Trudno jednoznacznie ocenić "Maczetę". Moim zdaniem, stanowi ona jedynie karkołomną próbę zdezorientowania widza poprzez pogmatwanie wzorów i konwencji. Dodajmy, próbę nieudaną. Zamiłowanie Rodrigueza do amerykańskiego kina exploitation lat 70., szczególnie widoczne przy projekcie "Grindhouse", zaowocowało ciekawym dyptykiem "Planet TerrorDeath Proof"(2005) zrealizowanym wspólnie z Quentinem Tarantino. Tym razem twórca "Pulp Fiction" wsparł kolegę jedynie finansowo, co – jak widać – nie wystarczyło.

W latach 60. i 70. z założenia brutalne i pełne wynaturzeń filmy, tworzone za marne grosze przez amatorów i pasjonatów, spotykały się jednak z dużym uznaniem publiczności. Zabiegali o nie właściciele małych kin oraz "drive-in movie theaters", aby zdobyć publikę żądną nieskomplikowanej fabuły i sporej dawki przemocy. Dziś nikt o zdrowych zmysłach nie dopuściłby do dystrybucji "Kobiet w klatkach" (1971) czy "Two Thousand Maniacs!" (1964). Będąc w głównej mierze filmową ciekawostką, produkcje te nużą lub wywołują we współczesnym odbiorcy śmiech. Niemniej posiadają pewną wartość poznawczą – są popkulturowym pomostem, nośnikiem trudnych kwestii społecznych czy rasowych. W prosty, niewyrafinowany, często wręcz tandetny sposób obnażają problem przestępczości, pedofilii, prania brudnych pieniędzy czy nielegalnej imigracji. W tym miejscu kończy się zabawa, a zaczyna szara rzeczywistość. 

Podobnie jak nie wszystkich śmieszą dowcipy o Meksykanach typu: – Dlaczego Meksykanie mają małe kierownice w samochodach? – Żeby mogli prowadzić w kajdankach; nie wszystkim również musi podobać się film pseudoexploitation udający meksykańskie kino narodowowyzwoleńcze. Maczeta niekoniecznie musi być symbolem walki z amerykańskim Urzędem Imigracyjnym. Pozostaje nadzieja, że sequel "Miasta grzechu" nie okaże się równie długo oczekiwanym niewypałem.
1 10
Moja ocena:
3
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Pomysł narodził się wraz ze zrealizowanym wespół z Quentinem Tarantino dyptykiem pod nazwą "Grindhouse".... czytaj więcej
Takiej ilości krwi tryskającej z ekranu nie widzieliście nawet w najbardziej makabrycznym horrorze. Pana... czytaj więcej
Nie ukrywam, że Robert Rodriguez to jeden z moich ulubionych reżyserów współczesnego kina. To człowiek... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones