Recenzja filmu

Kocha, lubi, szanuje (2011)
Glenn Ficarra
John Requa
Steve Carell
Ryan Gosling

Miłość nigdy nie jest przereklamowana

W dzisiejszych czasach naprawdę trudno o bardzo dobrą komedię romantyczną. Zabawną, z dobrym i przemyślanym scenariuszem, świetnie przedstawionymi postaciami, z nietuzinkowym aktorstwem oraz
W dzisiejszych czasach naprawdę trudno o bardzo dobrą komedię romantyczną. Zabawną, z dobrym i przemyślanym scenariuszem, świetnie przedstawionymi postaciami, z nietuzinkowym aktorstwem oraz taką, która nie byłaby typową, skrajnie babską produkcją. Takiego obrazu ze świecą szukać. Ostatnimi czasy zbyt dużo pojawiło się nudnych, przygłupich i nieśmiesznych obrazów typu "Sex Story" czy "Ilu miałaś facetów?", nie wróżących jak najlepiej przyszłości gatunku. Jednak najnowsze dzieło Glenna Ficarra i Johna Requa, pod tytułem "Kocha, lubi, szanuje" daje nadzieję na odbudowanie reputacji gatunku.

"Kocha, lubi, szanuje" opowiada historię Cala Weavera, człowieka, który osiągnął w życiu wszystko, czego pragnął. Ma dobrze płatną pracę, w której nieźle mu się powodzi, duży ładny dom oraz kochającą rodzinę. Jednak, jego idealne jak dotąd życie, legnie w gruzach, gdy dowie się o zdradzie swojej żony. Sam incydent, chociaż był dla niego ogromnym ciosem, byłby w stanie przeboleć, gdyby nie fakt, że jego druga połowa chce się z nim rozstać. Calowi cały świat rozpada się w jednej chwili. Nie jest w stanie pozbierać się po utracie żony, o którą dbał i której nigdy nie zdradził. Dodatkowo okazuje się, że żona głównego bohatera była jednocześnie jego pierwszą dziewczyną, ten nie potrafi więc odnaleźć się w zupełnie nowym dla niego świecie amantów, bawidamków i uwodzicieli. Zamiast pogodzić się z losem, podnieść głowę do góry i walczyć o swoje, Cal pije i użala się nad sobą. Jednak jego ciągłe marudzenie i narzekania mają jedną zaletę - zwracają uwagę miejscowego podrywacza Jacoba Palmera, który decyduje się pomóc nieszczęsnemu facetowi w potrzebie. Amant pomaga Calowi odnaleźć się we współczesnym świecie, zapomnieć o żonie oraz próbuje mu ukazać jak najwięcej możliwości i korzyści, jakie się przed  nim otworzyły, po utracie ukochanej.

Film jak na komedię romantyczną rozpoczyna się dość oryginalnie i ciekawie. Nie tak jak zdążyli nas już przyzwyczaić inni twórcy z tego gatunku: od przypadkowego spotkania i miłości od pierwszego wejrzenia, lecz od rozstania głównych bohaterów. Kto by się tego spodziewał? Dalsza historia jest równie intrygująca. Scenarzyści w odpowiedni i niejednokrotnie dość zaskakujący sposób przedstawiają losy Cala. Mogę zagwarantować, że nieliniowość oraz nieprzewidywalność fabuły to jedne z najmocniejszych stron produkcji. Oczywiście, należy zaznaczyć, że zakończenia możemy się domyślić już w połowie filmu, lecz drogi do niego prowadzącej - już niekoniecznie. Trzeba zaznaczyć, że scenariusz oprócz wymienionych powyżej cech jest bardzo rozbudowany. Historia nie kręci się jedynie wokół Cala, który jest jej głównym bohaterem, oraz odzyskaniu przez niego miłości żony, Emily Weaver. Oprócz niego poznajemy problemy oraz życiowe dylematy Jacoba Palmera, Hannah, syna głównego bohatera Robbiego oraz jego opiekunki do dzieci, młodej Jessiki Riley. Mnogość wątków nie pozwala się nudzić. Twórcy równomiernie i w interesujący sposób rozbudowują każdy z nich. Muszę przyznać, że z niecierpliwością czekałem na rozwiązanie wszystkich wątków w produkcji, nie tylko tego głównego.

Najważniejszym motywem filmu jest miłość. W filmie Glenna Ficarra i Johna Requa przedstawiona jest w różnych aspektach: jest tu tak zwana "pierwsza miłość", naiwna, młodzieńcza, którą przeżywa Robbie Weaver, "od pierwszego wejrzenia" niemal idealna, szczera, pomiędzy Jacobem i Hannah czy dojrzała pomiędzy Emily i Calem.

Niewątpliwą zaletą obrazu jest świetny humor. Zaserwowane przez twórców gagi potrafią rozśmieszyć do łez, a niektóre zbiegi okoliczności zwalają po prostu z nóg. Komizm  sytuacji, jak tej, w której Cal wraz z Emily udaje się na wywiadówkę, a na miejscu spotyka niedawno poderwaną kobietę, będącą pedagogiem jego syna, lub tej, w której Hannah mówi, że nie ma ochoty na "wersję miłości dla 13-latków", a potem sama ją realizuje, zapewnia nieschodzący z twarzy uśmiech. Warto również zwrócić uwagę na mimikę aktorów, szczególnie Ryana Goslinga. Jego mina, gdy wpada wraz z Hannah do jej domu, na spotkanie z matką wybranki jest po prostu przezabawna.

Warto wspomnieć o świetnym aktorstwie i bardzo dobrze dobranej muzyce. Soundtrack "Kocha, lubi, szanuje", jest lekki i łatwo wpada w ucho. Dobrze zgrywa się z opowiedzianą przez scenarzystów historią, stanowiąc niezłe uzupełnienie samego filmu. Wracając do aktorstwa, stało na świetnym poziomie. Popisy aktorskie Ryana Goslinga, czy Emmy Stone ogląda się rewelacyjnie. Wykreowane przez nich postacie są bardzo wyraziste i co najważniejsze, da je się polubić. Nieco gorzej prezentuje Steve Carell i Julianne Moore. Nie mówię, że zagrali źle, ale po prostu ich postacie były dla mnie bardziej obojętne niż wspomniana powyżej dwójka.

"Kocha, lubi, szanuje" to jedna z nielicznych współczesnych komedii romantycznych, na którą naprawdę warto zwrócić uwagę. Produkcja jest intrygująca, ciekawa, miejscami przewrotna i nieprzewidywalna. Jest również zabawna i bardzo dobrze zagrana, tak więc jest idealną pozycją nie tylko dla kobiet, ale wszystkich kinomanów ceniących kino na wysokim poziomie. Gorąco polecam!
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Gdy w obsadzie filmu znajduje się nazwisko Steve’a Carella, to wiem, że mogę liczyć na naprawdę śmieszne... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones