Recenzja filmu

Gęsia skórka (2015)
Rob Letterman
Jack Black
Dylan Minnette

Mieszanka słodkości

"Gęsia skórka" kusi przygodą, potworami i humorem. I w efekcie zachęca do wybrania się do kina. Twórcy cel osiągnęli. A że na ekranie panuje miszmasz? Najwyraźniej dla osób odpowiedzialnych za
"Gęsia skórka" jest jak mieszanka słodyczy. Dokładnie wiesz, na co trafisz: na każdy ulubiony smakołyk przypada pięć, których smaków wcale nie chcecie poznać. Ponieważ jednak wszystko zapakowane jest w mieniące się sreberka, na półce wyglądają na tyle kusząco, że decydujecie się na kupno. "Gęsia skórka" też kusi, tyle że przygodą, potworami i humorem. I w efekcie zachęca do wybrania się do kina. Twórcy cel osiągnęli. A że na ekranie panuje miszmasz? Najwyraźniej dla osób odpowiedzialnych za powstanie filmu nie ma to większego znaczenia. 


Oryginalność również nie była dla twórców priorytetem. "Gęsia skórka" nie mogła się bowiem zacząć bardziej sztampowo. Oto młody chłopak jest niezadowolony, ponieważ został przymuszony przez matkę, by opuścić wspaniałą metropolię na rzecz małego miasteczka z dala od "cywilizacji". Ale jego zbolała dusza szybko znajdzie balsam w postaci atrakcyjnej sąsiadki i tajemnicy, jaką skrywa. Ciekawość może i jest pierwszym stopniem do piekła, ale bohaterowi pozwoli też przeżyć niesamowitą przygodę i wykazać się męstwem przed niezależną i pewną siebie wybranką jego serca.

Skoro zarys fabuły do oryginalnych nie należy, to czym kuszą twórcy "Gęsiej skórki"? Przede wszystkim potworami wymyślonymi przez R. L. Stine'a, znanymi dzięki jego popularnym książkom. Ale podczas seansu szybko przekonujemy się, że samo zasypanie ekranu setką mniej lub bardziej widowiskowych istot z koszmarów sennych nie wystarcza. Co z tego, że krasnale ogrodowe fajnie się poruszają, a Wilkołak jest mrugnięciem w stronę widzów znających kanon horroru? Rob Letterman nie potrafi tych bohaterów w odpowiedni sposób wykorzystać. Jego recepta na sukces jest prosta, by nie rzec prostacka: ma być głośno, kolorowo i chaotycznie. Najwyraźniej dla niego są to synonimy humoru, pomysłowości i akcji. Niemal wszystkie potwory mają ledwie pięć minut, by się popisać przed widzami, po czym ich sens istnienia sprowadza się do tworzenia złowrogiego flash mobu.

   

Na tym tle pozytywnie wybija się jedynie Slappy, lalka brzuchomówcy. Ma on w sobie tak dużo demonicznej charyzmy, że z łatwością przyćmiewa nie tylko resztę potworów, ale również bohaterów pozytywnych. Po prawdzie, nie było to trudne zadanie, ponieważ główne postaci są bardzo nijakie i z łatwością ulatniają się z pamięci. Nawet grający Stine'a Jack Black bazuje na kilku zgranych minach, przez co wydaje się osobą niemal zbędną. Slappy to jednak zupełnie inna para kaloszy, jakby nie do tej bajki co trzeba. Spokojnie widzę go jako złoczyńcę całej serii horrorów. Każda scena z jego udziałem jest niczym wydobycie z mieszanki słodkości ulubionego cukierka. Rozkosz podniebienia gwarantowana. I to właśnie w dużej mierze Slappy broni film przed porażką. Można jedynie żałować, że nie ma go więcej na ekranie.

Kolorowy chaos, pełen straconych okazji i kilku doskonale zabawnych momentów, wydaje się konsekwencją stylu reżyserskiego Roba Lettermana. A dokładniej tego, gdzie szlifował swoje umiejętności. Letterman zaczynał bowiem w animacji. Ma na swoim koncie takie filmy jak "Rybki z ferajny" i "Potwory kontra Obcy". Porównując je do "Gęsiej skórki", wyraźnie widać, że do kina aktorskiego Letterman podchodzi tak, jakby to była animacja. Ale to, co sprawdza się w filmie rysunkowym, bardzo często wypada źle z żywymi aktorami. Wystarczy przypomnieć sobie "Milion sposobów, jak zginąć na Zachodzie", który nieudolnie papuguje styl "Głowy rodziny". "Gęsia skórka" na szczęście nie jest tak złym filmem jak obraz Setha MacFarlane'a. Co jednak nie zmienia faktu, że do pełnej satysfakcji droga daleka.
1 10
Moja ocena:
4
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?