Recenzja filmu

Wiek Adaline (2015)
Lee Toland Krieger
Blake Lively
Michiel Huisman

Miłość stulatki

O sukcesie "Wieku Adaline" wcale nie decyduje główny wątek, lecz to, co dzieje się na drugim planie. To właśnie tam twórcy odchodzą od uniwersalnej formuły romansu i nadają filmowi
Wieczna młodość i nieśmiertelność. Dwa z największych marzeń ludzkości. Prawie każdy kiedyś śnił o tym, jak by to było pozostać na zawsze młodym, bez końca rozkoszować się nowymi przygodami, nowymi związkami, nowymi wynalazkami. Co jednak, jeśli byłoby się jedyną niezmienną osobą w świecie pozostającym w ciągłym ruchu? Czy pogoń za nowością nigdy się nie znudzi? Na to pytanie odpowiada Adaline, tytułowa bohaterka filmu Lee Tolanda Kriegera.



Adaline Bowman urodziła się na początku XX wieku. I przez pierwsze 30 lat swojego życia była zwyczajną kobietą. Wyszła za mąż, urodziła dziecko, została wdową. Aż nagle, pewnej feralnej nocy, wydarzył się wypadek. Jej zegar biologiczny zatrzymał się. Niestety świat pędził dalej przed siebie. Wkrótce Adaline zorientowała się, że jej życie będzie ciągłą ucieczką, ukrywaniem się, nieskończonym procesem tymczasowości. A przede wszystkim zrozumiała, że wszyscy, których kocha, będą marnieć i umierać na jej oczach. Dlatego też ostatecznie zrezygnowała z miłości. Kiedy jednak dobiega końca pierwszy wiek jej egzystencji, postanowienie o trzymaniu się na dystans zostaje wystawione na krytyczną próbę. Oto bowiem w jej życie wkracza przystojny Ellis Jones...

"Wiek Adaline" to nic więcej jak baśniowy romans. Opowiada historię starą jak świat, o dwóch istotach, które dzieli wszystko, a jednak łączy uczucie. Jeśli zechcą zakosztować magii prawdziwego związku, będą musieli walczyć - przede wszystkim ze swoimi własnymi przekonaniami i przyzwyczajeniami. Nie ma w tej opowieści nic oryginalnego ani nadzwyczajnego. Jednak nie bez powodu ta narracyjna konstrukcja przetrwała tysiąclecia ewolucji ludzkiej kultury. Sprawnie opowiedziana rezonuje bowiem z tym, co gra w duszy każdego z nas. A Krieger okazał się znakomitym gawędziarzem. "Wiek Adaline" ma w sobie prostotę bajki, którą zna się na pamięć, lecz którą mimo wszystko chce się słuchać (oglądać) bez końca. Dlatego też brak oryginalności nie jest tu żadną wadą. Przeciwnie, stanowi gwarancję, że to, co zobaczymy na ekranie, wcale nas nie rozczaruje. Piękni ludzie są bohaterami uroczej opowieści, a widzowie mogą przez chwilę zapomnieć o gonitwie dnia codziennego, zatopić się w magii miłości i poczuć, jak to jest, gdy życie bez perspektyw rozkwita nadzieją na lepsze jutro. Każdy z nas potrzebuje takich marzeń.



Jednak o sukcesie "Wieku Adaline" wcale nie decyduje główny wątek, lecz to, co dzieje się na drugim planie. To właśnie tam twórcy odchodzą od uniwersalnej formuły romansu i nadają filmowi indywidualnego charakteru. Wielki powrót do aktorskiej formy zalicza przede wszystkim Harrison Ford. Gra on co prawda skromny epizod, ale to właśnie jego wspaniała kreacja chwyta za serce, wzrusza i sprawia, że jeśli jest coś, co się z "Wieku Adaline" zapamiętuje, to jest tym właśnie jego bohater. Od 25 lat aktorskie popisy Forda nie zrobiły na mnie równie dużego wrażenia.

Pięknym dodatkiem jest również wątek Adaline i jej córki, którą pierwszorzędnie zagrała Ellen Burstyn. Za jej sprawą "Wiek Adaline" przestaje być "tylko" bajeczką, a staje się studium ludzkiej duszy. Bez niej całość zdecydowanie pozbawiona byłaby własnego charakteru. A kiedy sięga się po uniwersalną historię, znalezienie indywidualnej tożsamości jest kluczem do sukcesu.
1 10
Moja ocena:
6
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Dar nieśmiertelności to niedoścignione marzenie, które kusi istotę ludzką, od kiedy tylko człowiek począł... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones