Recenzja filmu

Horsemen - Jeźdźcy Apokalipsy (2009)
Jonas Åkerlund
Dennis Quaid
Ziyi Zhang

Mocne kino familijne?

Ludzie z Hollywood mają smykałkę do kręcenia filmów, a Polacy do promowania ich nawet najgorszych produkcji. Niestety nie wystarczyło im, że do kolejnej animacji Dream Works i Disney dopisywali
Ludzie z Hollywood mają smykałkę do kręcenia filmów, a Polacy do promowania ich nawet najgorszych produkcji. Niestety nie wystarczyło im, że do kolejnej animacji Dream Works i Disney dopisywali ich wcześniejsze tytuły, tak że przykładowo na plakacie "Kung Fu Pandy" znajdował się również "Shrek" i "Madagaskar". Ostatnio posunęli się jednak zdecydowanie dalej, a to wszystko za sprawą "Horsemen", który sprytnie porównali do słynnego "Siedem", mimo iż oba filmy dzieli wielka granica jakości. No, ale czegóż w dzisiejszych czasach się nie robi dla pieniędzy. Aidan Breslin jest detektywem, który po śmierci żony samotnie wychowuje dwójkę synów. Ponieważ całe swój czas poświęca na pracę, z każdym dniem oddala się od nich coraz bardziej. Tymczasem w pracy dostaje dużą sprawę tajemniczych morderstw, których sprawca wydaje się podążać śladem czterech biblijnych Jeźdźców Apokalipsy: Wojny, Głodu, Zarazy i Śmierci. "Horsemen" startuje perfekcyjnie. Początek zapowiada naprawdę dobry dreszczowiec, o który dzisiaj bardzo trudno. Być może to właśnie z powodu zbyt wysokiej poprzeczki jaką od razu postawił sobie niedoświadczony Jonas Akerlund później jest już tylko gorzej. Mroczna atmosfera, którą otoczony jest z początku widz przeradza się w wręcz bajkowy klimat. Ale wszystko musi gdzieś mieć swoje korzenie. I tak też jest w tym przypadku, a konkretnie chodzi mi o scenariusz. Wyraźnie widać niezdecydowanie Pana Callahama, który najwyraźniej nie mógł zdecydować się na wybór jednej z dwóch możliwości: mocne kino rozrywkowe czy moralne kino z pouczająca puentą na końcu. Jak widać robił, co mógł, aby połączyć obie rzeczy, ale z przykrością stwierdzam, że to się nie sprawdziło. Piszę o fragmencie, kiedy syn naszego detektywa stwierdza, że wszystkie zaniedbane nastolatki są zagubionymi jeźdźcami szukającymi miłości. Czyżby się narodził nowy gatunek w kinematografii? Strona wizualna jest również na przeciętnym poziomie. Choć efekty specjalne są nawet niezłe, to moim zdaniem nazbyt łagodne, bo film spokojnie można polecić gimnazjalistom, ale to da się przeżyć. Gorzej jest już z muzyką, która jest, mówiąc łagodnie, zła. Jednak najbardziej zawiodłem się na aktorstwie. Łatwo można się domyślić, że mam na myśli Dennisa Quaida. Wcale nie zagrał tak rewelacyjnie, jak się naczytałem przed filmem. Fakt faktem, że przez część filmu (tą lepsza) mocno go trzymał, to w pewnym momencie jedna ręka mu się zawahała, a jeśli dodamy do tego podwinięcie jednej nogi, to na koniec filmu wychodzi jedynie z dwiema kończynami, w dodatku lewymi. Co do pozostałych to chyba wystarczy, jak napiszę, że zagrali gorzej od Dennisa, a wszystko będzie jasne. Jeszcze kilka słów na podsumowanie moich wywodów. "Horsemen - jeźdźcy Apokalipsy" można podzielić na dwie części: dobrą - początek, kiepską - dalsza część. Po obejrzeniu pierwszych trzydziestu minut można spokojnie wyłączyć film. A jeśli dręczy was nuda, to możecie ponownie sięgnąć po kultowy "Siedem", do którego porównanie twórcy sami się prosili.
1 10
Moja ocena:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Zepsucie szerzy się na świecie. Zło i obojętność zagnieździła się w ludzkich domach. Brakuje moralnego... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones